Donieck, mój Donieck

Rosyjscy terroryści zastraszają cywilów. Jako dziennikarz musiałem uciekać – po tym, jak przyszli pod mój dom i spalili mi auto.

01.06.2014

Czyta się kilka minut

Terroryści z tzw. „Donieckiej Republiki Ludowej” dali w ten sposób do zrozumienia, że mam zaprzestać dziennikarskiego śledztwa – starałem się np. ustalić, skąd separatyści mają pieniądze na swą działalność. Nie mogłem dłużej zostać u siebie. Musiałem uciec, groziło mi niebezpieczeństwo. I musiałem uciec także po to, by móc dalej pisać.

Los dziennikarzy w Doniecku od dawna nie jest łatwy, terroryści poświęcają nam dużo uwagi: ingerują w prace redakcji, utrudniają pisanie obiektywnych tekstów. Nie zawsze można liczyć przy tym na lokalny wymiar sprawiedliwości: mimo otwarcia postępowania w sprawie podpalenia mojego auta, śledczy ani razu nie skontaktowali się ze mną.

O ile dziennikarze odczuwali trudności od dłuższego czasu, o tyle zwykli mieszkańcy do niedawna mogli żyć swoim życiem. I czasem nawet zapomnieć, że także część Doniecka opanowali separatyści. Dziś jest inaczej: wojna dotyka wszystkich. Np. terroryści zatrzymują autobusy z górnikami jadącymi do pracy – i połowę zmuszają do oddawania krwi, a drugą połowę do przyłączenia się do separatystów i walki z wojskiem ukraińskim. Z ultimatum: jeśli się nie przyłączysz, zabijemy twoją rodzinę. W sąsiednim obwodzie łuhańskim terroryści zabili kierowców kilku aut, którzy nie chcieli ich oddać na potrzeby „Republiki Łuhańskiej”. Nic dziwnego, że ogromna większość ludzi z Doniecka pozytywnie odnosi się do ukraińskiej operacji antyterrorystycznej.

Zaostrzenie sytuacji w ostatnich dniach to efekt zbiegu różnych wydarzeń. Po pierwsze, do regularnych walk doszło, gdy terroryści zajęli donieckie lotnisko, a więc jedno z kluczowych miejsc w regionie. Po drugie, po wyborach prezydenckich zmienia się władza, prezydent elekt Petro Poroszenko – zwolennik zdecydowanych działań wobec terrorystów – ma legitymizację, jakiej nie miał poprzednik, pełniący tylko obowiązki prezydenta. Po trzecie wreszcie, terroryści weszli w posiadanie większej ilości broni – zabierając ją lokalnej milicji i otrzymując transporty z Rosji.

Kim są terroryści? Coraz trudniej się w tym połapać. Separatystyczne „państwa” wyrastają jak grzyby po deszczu. W Doniecku mamy ich już pięć: trzy „Republiki Donieckie”, „Południowy Wschód” i „Noworosję”. Rywalizują ze sobą o prawo do reprezentowania Donbasu; w ich „władzach” są obywatele Rosji.

Także separatyści nie są jednorodni. Niektórzy z nich to najemnicy: przyjeżdżają z Rosji, a płaci im tzw. „Rodzina” Wiktora Janukowycza – to już żadna tajemnica. Są też „ochotnicy” z kaukaskich regionów Federacji Rosyjskiej. Jeszcze inni przychodzą do siedzib terrorystów, pokazują paszport i na tej podstawie jest im wydawana broń, którą zabierają ze sobą.

Najmniejszą liczebnie kategorię stanowią ludzie miejscowi, gotowi umrzeć za ideę: chcą oni powstania „Donieckiej Republiki Ludowej”, która nie wiadomo czym miałaby być: osobnym państwem, częścią Rosji?

Sytuacja jest dramatyczna. Ale nieprawdziwe są doniesienia, jakoby Kijów o nas zapomniał. Przeciwnie: państwo nadal wypłaca emerytury, pensje, zaopatruje Donieck w elektryczność. Moi znajomi z obwodowej telewizji przez cały maj nie mogli pracować, gdyż ich stacja została zajęta przez terrorystów (tak, niektóre media są przejmowane, co wprowadza chaos informacyjny – w efekcie wielu nie wie, której stacji wierzyć). Jednak Kijów wypłaca pensje wszystkim 250 pracownikom kanału.

Nie ma też – wbrew plotkom – tajnego porozumienia między Poroszenką i Putinem: Kijów nie przehandlował wschodu w zamian za uznanie nowej władzy i zostawienie w spokoju reszty państwa. Donbas to nie Krym. Świadczy o tym mnóstwo faktów, np. w naszym obwodzie 80 proc. szkół to szkoły ukraińskojęzyczne (gdy na Krymie była tylko jedna). Ukraina nie zamierza opuszczać Doniecka, a wśród moich donieckich znajomych nie ma ani jednej osoby, która chciałaby opuszczać Ukrainę.

PRZEŁOŻYŁ ZBIGNIEW ROKITA


OŁEKSIJ MACIUKA jest redaktorem naczelnym „Nowosti Donbassa”, jego relacje z Doniecka publikowaliśmy w „Tygodniku”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2014