Dla jednych pragmatyk, dla innych zdrajca

Partia arabska w rządzie Izraela: to brzmi i egzotycznie, i obiecująco z perspektywy relacji żydowsko-arabskich. Ale wśród Arabów opinie są bardzo podzielone.

14.06.2021

Czyta się kilka minut

Od lewej: Jair Lapid, Naftali Bennett i Mansur Abbas podpisują porozumienieo koalicji rządowej. Ramat Gan, Izrael, 2 czerwca 2021 r. (zdjęcie zrobione smartfonem). / UNITED ARAB LIST RAAM / AFP / EAST NEWS
Od lewej: Jair Lapid, Naftali Bennett i Mansur Abbas podpisują porozumienieo koalicji rządowej. Ramat Gan, Izrael, 2 czerwca 2021 r. (zdjęcie zrobione smartfonem). / UNITED ARAB LIST RAAM / AFP / EAST NEWS

Ledwie pojawił się na szerokiej izraelskiej scenie politycznej, narobił rabanu: w półtora roku nieznany wcześniej polityk z północy Izraela, Mansur Abbas (nie mylić z Mahmudem, prezydentem Autonomii Palestyńskiej), stał się gwiazdą mediów. Z zawodu dentysta, od 2010 r. był szefem lokalnych struktur Ruchu Islamskiego (ugrupowania działającego legalnie w Izraelu) w południowej części kraju. W przeciwieństwie do zdelegalizowanych przez władze izraelskie radykalnych struktur w części północnej odłam Abbasa wspierał aktywny udział Arabów w izraelskim życiu politycznym. W 2019 r. wystartował w wyborach do Knesetu jako numer jeden na wspólnej liście ugrupowań arabskich. To on wprowadził niewielką partię Ra’am – dotąd mało wpływową i słabo widoczną – na środek sceny politycznej.

W swojej społeczności Abbas zdobył przychylność dzięki hasłom sprzeciwiającym się liberalizacji praw dla społeczności LGBT+ (m.in. opowiadając się za terapią konwersyjną). Popularność dały mu więc nie palące kwestie dotyczące polityki w regionie, lecz sprawy dotyczące religijności i obyczajowości. W ostatnich marcowych wyborach w Izraelu frekwencja w społeczności arabskiej, stanowiącej 20 proc. społeczeństwa izraelskiego (2 mln obywateli), nie przekroczyła 50 proc., a partia Abbasa otrzymała ledwie cztery mandaty. Nie jest to najsilniejsza siła polityczna w tym środowisku, choć z pewnością stanowi konkretny jego głos.

ZGADZAJĄC SIĘ NA UDZIAŁ w nowym rządzie, Abbas właśnie złamał potężne tabu. Koalicja ogłoszona przez centrystę Jaira Lapida, której rząd ma zostać wkrótce zaprzysiężony, jest tyleż szeroka, co egzotyczna: od lewicy (partie Meretz i Ha-Avoda), przez centrum (Kahol Lavan i Yesh Atid), po prawicę (Yemina, Tikva Hadasha i Israel Beitenu), i właśnie na dodatek z islamistyczną Ra’am. Tym, co łączy koalicjantów, jest odsunięcie Beniamina Netanjahu od urzędu premiera. Wielu komentatorów nie ma wątpliwości, że taki rząd nie ma szans na przetrwanie więcej niż kilka miesięcy.

Co ciekawe: tym, który otworzył Abbasowi drzwi do tych negocjacji, był sam Netanjahu. Komentatorzy śmieją się, że to premier „uczynił koszernymi” negocjacje z Arabami, gdy przed ostatnimi wyborami próbował przekonać ich do koalicji, aby ratować się przed przegraną. Abbas już wówczas był chętny do współpracy.

Podczas ostatniego konfliktu Mansur Abbas zdobył serca żydowskich Izraelczyków, gdy opowiedział się przeciw eskalacji nienawiści i zapewnił o pomocy w odbudowie synagogi w mieście Lod, zdewastowanej podczas rozruchów. W 2020 r. modlił się wersetami z Koranu i wyrażał solidarność z narodem żydowskim podczas obchodów izraelskiego dnia pamięci o ofiarach Holokaustu w Knesecie. Reprezentuje więc głosy tych arabskich Izraelczyków, którym zależy na dialogu i dla których nadrzędnym celem jest dbanie o interesy izraelskich Arabów, a dopiero w dalszej kolejności – o powstanie suwerennego państwa palestyńskiego. Taka postawa arabskiego polityka jest na izraelskiej scenie ewenementem.

CO ARABSKA SPOŁECZNOŚĆ IZRAELA sądzi o decyzji Abbasa? Nie pojawiły się jeszcze sondaże, które pozwoliłyby odpowiedzieć na to pytanie. Ale Arabowie, z którymi rozmawiam, są w swoich opiniach bardzo podzieleni.

Jack Khoury, dziennikarz: – Abbas wyszedł z założenia, że chce stanowić część władzy w Izraelu, że chce wziąć udział w kształtowaniu rządu. Nieważne, prawicowego czy lewicowego, grunt, aby w jego ramach udało się osiągnąć założone cele. I teraz w społeczności arabskiej toczy się o to gorąca dyskusja: miał rację czy nie?

W negocjacjach koalicyjnych Mansur Abbas postawił na tematykę społeczną i ekonomiczną. Wynegocjował przeznaczenie 50 mld szekli (ponad 56,5 mld zł) w ciągu kilku lat na rozwój infrastruktury w miejscowościach arabskich, programy pomocowe i samorządy.

Tematem, który Abbas porusza ostrożnie, jest sprawa państwa palestyńskiego. Zdaje sobie sprawę, że dla społeczności arabskiej w Izraelu i dla Palestyńczyków na terenach okupowanych to sprawa priorytetowa, lecz twierdzi, że trzeba najpierw zająć się sprawami arabskimi wewnątrz kraju, a dopiero później tymi na Zachodnim Brzegu i w Gazie. W arabskiej części społeczeństwa takie podejście budzi ogromny sprzeciw. Owszem, są tacy, którzy twierdzą, że sprawa palestyńska jest dla nich mniej ważna, ale wydarzenia z ostatnich tygodni pokazały, że w tematyce dotykającej np. spraw religijnych, jak dostęp do meczetu Al-Aksa albo Wschodnia Jerozolima, ludzie są w stanie wyjść na ulice, a nastroje mogą się rozgrzać do czerwoności.

NIEKTÓRZY OCENIAJĄ GO OSTRO. – Nie mam wątpliwości: Mansur Abbas to zdrajca – mówi mi Rafat Abu Aish, młody beduiński dziennikarz i aktywista z regionu Negewu. Uważa on, że sprawa izraelskiej okupacji jest absolutnym priorytetem dla całej społeczności i nie należy tego podważać. – Próba naprawiania bieżącej sytuacji Palestyńczyków w Izraelu nie jest warta ceny, jaką Abbas za to płaci: wymazywania tożsamości społeczeństwa palestyńskiego i odpuszczania najważniejszych palestyńskich wartości. Potwierdziły to ostatnie wydarzenia i zbrodnie, jakich moim zdaniem Izrael dopuścił się na Palestyńczykach w Gazie. Po tym wszystkim Abbas nie ma żadnego prawa do zrobienia tego, co zrobił, czyli do wejścia w taki układ polityczny. Jestem przekonany, że jego projekt i partia podzielą los innych polityków arabskich, którzy próbowali współpracować w ramach izraelskiego rządu, a następnie zostali odsunięci od możliwości podejmowania decyzji. Abbas jest niebezpieczny dla naszej społeczności, tak jak jego partia i ludzie, którzy na niego głosują.

– Jeśli arabska partia staje się częścią rządu, który deklaruje kontynuację rozbudowy osiedli na Zachodnim Brzegu i we Wschodniej Jerozolimie, który dalej ma w planach okupację, to daje na to swoje przyzwolenie. Dla mnie jako Palestyńczyka to podstawowy problem, godzący w naszą tożsamość – mówi mi z kolei prof. Mahmud Jazbak, historyk z uniwersytetu w Hajfie specjalizujący się w dziejach Palestyny. Tak jak Rafat Abu Aish uważa on, że priorytetem we wszystkich negocjacjach powinna być dla arabskich polityków sprawa niepodległego państwa palestyńskiego. – Tylko tak możemy rozwiązać problem w regionie – dodaje.

Również to, co w kwestii równości obywatelskiej Abbas nazywa swoim sukcesem w negocjacjach koalicyjnych, Jazbak uważa za niewystarczające: – Abbas nie osiągnął nic nowego. Jedyne, co wynegocjował, to przedłużenie decyzji, które już funkcjonowały od kilku lat. Mówi też przykładowo, że jego sukcesem jest powołanie komitetu do spraw Arabów w Knesecie. A przecież my chcemy być częścią społeczeństwa izraelskiego, chcemy, aby traktowano nas na równi, a nie za pośrednictwem specjalnych komitetów. Nie tędy droga!

NIECO BARDZIEJ PRZYCHYLNIE o Abbasie wypowiada się Rasza Atawneh, młoda beduińska prawniczka i aktywistka na rzecz praw kobiet w regionie Negewu: – W mojej społeczności słyszę na temat Abbasa wiele różnych głosów. Są ludzie, którzy uważają, że pod żadnym pozorem nie wolno brać udziału w tych rządach, lecz są i tacy, którzy chcą żyć w koegzystencji i szukać wspólnych rozwiązań, nawet za cenę warunków, jakich wymaga wejście do koalicji. Tu każdy ma jakąś rację, ta sytuacja nie jest czarno-biała.

Palącą sprawą w społeczności beduińskiej na Negewie jest wyburzanie wiosek, które w myśl prawa izraelskiego są nielegalne. W 2017 r. Izrael w ramach tzw. prawa Kaminitza ustanowił surowe kary za rozbudowę wiosek bez zgody władz. Choć oficjalnie prawo to obowiązuje wszystkich obywateli, nie ma wątpliwości, że uderza głównie w społeczność arabską. Szczególnie dotknięci są nim Beduini na pustyni Negew. Sprzeciw wobec tego prawa stał się jednym z głównych punktów programu Abbasa – i w ramach umowy koalicyjnej wynegocjował on zamrożenie tego prawa do 2024 r. Umowa obejmuje też czasowe zamrożenie wyburzeń beduińskich domów, a 45 dni po zaprzysiężeniu nowego rządu trzy beduińskie wioski mają otrzymać oficjalny status. Społeczność beduińska ma też dostać odpowiednie wsparcie, m.in. na rzecz walki z przestępczością, która jest tam dużym problemem.

Rafat Abu Aish: – Beduini cierpią z powodu dyskryminacji już od czasów Nakby [Katastrofy; tak Arabowie nazywają wydarzenia towarzyszące powstaniu Izraela, gdy Żydzi wygnali z domów kilkaset tysięcy Arabów – red.]. Tylko w ciągu ostatnich pięciu lat na Negewie wyburzono ponad 11 tys. naszych domów. W tej chwili istnieje 36 nieuznanych przez państwo wiosek, które nie mają dostępu do wody i prądu. Problemem jest prawo do ziemi: Żyd, który chce się osiedlić na Negewie, może wybrać życie między kibucem, moszawem [dwa rodzaje wspólnoty-spółdzielni – red.] a miastem, na własnej ziemi. My jesteśmy zmuszeni do przesiedlania się do miast i miasteczek, co ma służyć wyparciu nas z naszej historycznej ziemi. Sytuacja tutaj jest bardzo zła i oczywiście prawdą jest, że każdy chce żyć normalnie. Ale nawet jeśli Abbas mówi, że w tej tematyce coś dla nas „załatwił”, to i tak cena, jaką za to płaci, jest nieproporcjonalna.

* * *

– Czas pokaże, czy ten rząd zda egzamin i czy Abbasowi faktycznie uda się poprawić sytuację Arabów w miastach i wioskach, czy ich jakość życia się poprawi – mówi arabski dziennikarz Jack Khoury. – Mansur Abbas postawił przed sobą trudne zadanie: projekty, które założył, są raczej długoterminowe, zakrojone na 5-10 lat. A kto zagwarantuje, że ten rząd przetrwa w ogóle najbliższe miesiące? Oczywiście, jeśli uda mu się zrealizować założone cele, będzie to jego wielkie osiągnięcie. Ale jeśli mu się nie uda, jego kariera się skończy. I to z hukiem. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. w 1987 r. w Krakowie. Dziennikarka, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego” z Izraela, redaktorka naczelna polskojęzycznego kwartalnika społeczno-kulturalnego w Izraelu „Kalejdoskop”. Autorka książki „Polanim. Z Polski do Izraela”, współautorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2021