Dawna zbrodnia i kara po latach

Krótka i krwawa historia Bangladeszu nasycona jest przemocą, intrygami, żądzą władzy i zemsty. Po prawie pół wieku od zamachu na założyciela państwa powieszono jednego z jego zabójców.
w cyklu Strona świata

14.04.2020

Czyta się kilka minut

Premierka Bangladeszu Szejk Hasina przed portretem ojca, zamordowanego w zamachu w 1975 r. Szejka Mudżib-ura Rahmana, marzec 2020 r. / Fot. Liu Chuntao / Xinhua News / East News /
Premierka Bangladeszu Szejk Hasina przed portretem ojca, zamordowanego w zamachu w 1975 r. Szejka Mudżib-ura Rahmana, marzec 2020 r. / Fot. Liu Chuntao / Xinhua News / East News /

Nie wiadomo, na co liczył Abdul Madżid, wracając z wygnania do ojczyzny. Nie wiadomo, dlaczego zdecydował się na powrót, choć w kraju groził mu stryczek. Nie wiadomo, kiedy wrócił ani jak mu się to udało. Nie wiadomo, jak policjanci wpadli na jego trop. Kiedy przed tygodniem został pojmany w bangladeskiej stolicy, 10-milionowej Dhace, minister policji Asad-uz Zaman Chan z nieskrywaną radością ogłosił w telewizji, że aresztowanie byłego kapitana jest „najwspanialszym w tym roku podarkiem” dla ponad 160-milionowego Bangladeszu, Kraju Bengalczyków, jednego z najbardziej zatłoczonych i najbiedniejszych państw Azji i całego świata.

Parszywa dwunastka

Wieść o aresztowaniu kapitana zdumiała Bengalczyków. Abdul Madżid nie mógł nie wiedzieć, że został zaocznie skazany na śmierć, podobnie jak jedenastu innych spiskowców i zabójców. Wątpliwe też, by nie wiedział, że pięciu z nich – tych, których udało się aresztować – zostało powieszonych. Co gorsza dla niego: nie tylko nigdy nie skrywał, że uczestniczył w zamachu na Szejka Mudżib-ur Rahmana, pierwszego przywódcy niepodległego Bangladeszu, ale się tym publicznie pysznił. 

Dzieląc się z rodakami wieścią o zatrzymaniu 72-letniego Abdula Madżiba, minister policji powiedział jedynie, że wrócił on do kraju w połowie marca, a w zeszły wtorek został zatrzymany w pobliżu Dhaki i osadzony w głównym więzieniu Kiranigani. Potem sprawy potoczyły się błyskawicznie. Rodzina kapitana, świadoma groźby, jaka nad nim zawisła, napisała natychmiast do prezydenta kraju, Abdula Hamida, list z prośbą o łaskę. Prezydent odmówił w czwartek. W piątek skazańcowi pozwolono w więziennej celi pożegnać się z bliskimi, a w sobotę, minutę po północy, został powieszony.

W ten sposób kat wymierzył karę sześciu z bangladeskiej „parszywej dwunastki”: zamachowców i zabójców, którzy w sierpniu 1975 roku zamordowali założyciela Bangladeszu i jego pierwszego przywódcę, Szejka Mudżib-ur Rahmana. Siódmy umarł w afrykańskim Zimbabwe. Pięciu wciąż się ukrywa. Przedstawiciele bangladeskich władz są przekonani, że przynajmniej jeden ze zbiegów żyje w Kanadzie, a inny w USA. Abdul Madżid miał wyznać w więzieniu, że przez ostatnie ćwierć wieku ukrywał się w indyjskiej Kalkucie.

Uciekł wraz z innymi zamachowcami niedługo po tym, jak władzę w kraju objęła jego rówieśniczka, Szejk Hasina, córka Szejka Mudżib-ur Rahmana, która poprzysięgła zemstę zabójcom ojca. Mieli powody, żeby się obawiać o swoją skórę.

Poza prezydentem Szejkiem Mudżib-ur Rahmanem, wówczas 55-letnim, zamachowcy zabili prawie całą jego rodzinę – żonę, wszystkich trzech synów (dwóch dorosłych mężczyzn i dziesięcioletniego chłopca), brata, bratową, synowe, krewnych, współpracowników i służbę. Ocalały tylko dwie córki Szejka Mudżib-ur Rahmana, Szejk Hasina i młodsza Szejk Rehana, które akurat w tym czasie przebywały w Niemczech Zachodnich. Po zabójstwie ich ojca i przejęciu władzy w kraju zamachowcy zabronili im wracać do Bangladeszu.

Niepodległość i krew

W Bangladeszu mało kto płakał po Szejku Mudżib-urze Rahmanie. Jeszcze niedawno był uważany za ludowego bohatera, zbawcę i przewodnika, za którym miliony Bengalczyków poszłyby prosto w ogień. W latach 40., gdy Brytyjczycy żegnając się ze swoimi posiadłościami kolonialnymi w Indiach postanowili wykroić z nich oddzielne państwa dla muzułmanów, Szejk Mudżib-ur Rahman, jako wyznawca islamu, opowiadał się za powstaniem Pakistanu i stanął na czele ruchu muzułmańskich secesjonistów. Tamtemu pierwszemu podziałowi Indii towarzyszyły religijne pogromy, w których zginęło ponad milion ludzi, oraz pochody uchodźców, hindusów i sikhów, przepędzanych do Indii z ziem przeznaczonych dla muzułmanów, a także muzułmanów, uciekających z Indii przed hindusami i sikhami. Bengal, podobnie jak Pendżab, został rozerwany na dwie części – jedna, ze stołeczną Kalkutą, przeszła do Indii, druga, wschodnia, gdzie większość stanowili muzułmanie, przyłączyła się do Pakistanu.

Ale w nowo powstałym Pakistanie Bengalczycy nie znaleźli szczęścia. Wprost przeciwnie. Indyjscy wygnańcy, mohadżirowie, rządzący teraz z Karaczi, bogaci feudałowie z Sindhu i przemysłowcy z Pendżabu, czyli zachodniej części Pakistanu, traktowali Pakistan Wschodni, czyli Bengal, jak kolonię. Bengalczycy zaczęli się buntować, a na czele frontu odmowy stanął charyzmatyczny Szejk Mudżib-ur Rahman.

Narodowościowe i regionalne spory i konflikty bardzo szybko uśmierciły utopię państwa wyznaniowego, jakiego wzorem miał się stać Pakistan. Bunty podnosili nie tylko Bengalczycy, ale także Beludżowie, rozdzieleni między Iran i Pakistan, oraz Pasztuni z podnóża Hindukuszu, poczuwający się do lojalności z Afganistanem, a nie Pakistanem. Afganistan, który do dziś nie uznał granicy z Pakistanem, przez długie lata przekonywał, że zamiast tworzyć nowe, sztuczne państwo, Brytyjczycy zrobiliby lepiej przyłączając po prostu do Afganistanu zamieszkaną przez muzułmanów część Pendżabu, a także Sindh i ziemie Beludżów, co zapewniłoby Afganistanowi dostęp do ciepłych mórz południowych.

Brytyjczycy, ani indyjscy muzułmanie, mohadżirowie, nie chcieli nawet o tym słyszeć. Islam jednak nie scalił pakistańskiego państwa. Beludżowie do dziś walczą o własny kraj, rządzący w Islamabadzie wciąż obawiają się pasztuńskiej irredenty, a Wschodni Pakistan pół wieku temu, po secesyjnej wojnie, ogłosił się niepodległym Bangladeszem. W nowym podziale indyjskiego subkontynentu zginęły kolejne tysiące ludzi, a miliony zostały skazane na nowe przesiedlenia i nową tułaczkę.

Buntowi Bengalczyków znów przewodził Szejk Mudżib-ur Rahman, którego pakistańskie władze co chwila wtrącały do więzienia jako niebezpiecznego wichrzyciela. Powodów do rebelii Bengalczycy mieli aż nadto – od ciągłych aresztów ich politycznych przywódców, przez ogłoszenie urdu jedynym językiem oficjalnym w pakistańskim państwie, po niesprawiedliwy, ich zdaniem, podział dochodów i kosztów pakistańskiego państwa, a także, a może przede wszystkim władzy i związanej z nią rządowych posad. Iskrą, która wywołała pożar, były niszczycielskie cyklony, które w 1970 roku przeszły nad Bengalem, skazując jego mieszkańców na głód i poniewierkę. Mający wszystkiego dość Bengalczycy winą za swoje nieszczęścia obarczyli rządzących Pakistanem i podburzani przez Indie w 1971 roku chwycili za broń.

Zamachy i klęski

Szejk Mudżib-ur Rahman, który dotąd domagał się dla Pakistanu Wschodniego/Bengalu autonomii, teraz ogłosił go niepodległym Bangladeszem. Znów został wtrącony do więzienia, ale gdy po 9-miesięcznej wojnie powstańcy pokonali pakistańskie wojsko, na początku 1972 roku wyszedł na wolność jako przywódca najmłodszego wówczas państwa świata.

Ale wolność i niepodległość przyszła do Bengalczyków wraz z biedą, anarchią, przemocą i klęskami żywiołowymi. W 1974 roku na Bangladesz, który w tamtych czasach, wraz z Etiopią i Sudanem, uchodził za synonim najgorszej nędzy i całkowitego upadku, spadła kolejna klęska głodu, a Bengalczycy tym razem obwinili za nią już swój własny rząd z Dhaki. Zaledwie trzy lata wcześniej nosili Szejka Mudżib-ura Rahmana na rękach. Teraz oskarżali go o zdradę. Bengalscy nacjonaliści zarzucali mu, że zanadto słucha się Indii, komuniści – że jest za mało rewolucyjny, muzułmańscy fanatycy – że jest za mało pobożny, demokraci – że się za bardzo rządzi i do wszystkiego wtrąca, wojskowi – że nie jest wystarczająco zdecydowany i twardy. W końcu cierpliwość stracił i Szejk Mudżib-ur Rahman, który – choć wcześniej obiecywał, że uczyni z Bangladeszu azjatycką Szwajcarię – wprowadził stan wyjątkowy, a w 1975 roku – jednopartyjną dyktaturę.


Czytaj także: Wojciech Jagielski: Wygrana Zwykłych Ludzi


To wtedy do akcji wkroczyli zamachowcy i w czwartym roku niepodległości Bangladeszu zamordowali założyciela państwa i sami przejęli władzę. Ale i między nimi nie było zgody. Po jednym zamachu następował kolejny. Aż w końcu, w 1977 roku, władzę wskutek, ma się rozumieć, przewrotu objął gen. Zia-ur Rahman, który dwa lata wcześniej, gdy obalano Szejka Mudżib-ur Rahmana, był szefem sztabu bengalskiego wojska.

Zanim pięć lat później obalił go i zgładził kolejny generał-zamachowiec, Zia-ur Rahman zdążył ogłosić dekret, którym ułaskawił zamachowców i zabójców Szejka Mudżib-ura Rahmana, z którymi należał do spisku. Dzięki łaskawości dyktatora w generalskim mundurze zabójców nie tylko nie spotkała żadna kara, ale nagrodzono ich ciepłymi posadkami w administracji rządowej i w dyplomacji. Kapitan Abdul Madżib, który odszedł z wojska w 1980 roku, wyjechał jako ambasador do Senegalu, a potem pracował w ministerstwie do spraw młodzieży i sportu.

Kobieca zemsta

Złote czasy dla wojskowych skończyły się wraz z upadkiem komunizmu i kresem zimnej wojny. Pokonany komunizm skapitulował, a triumfująca liberalna demokracja wymuszała nowe porządki na całym świecie. Pod presją czasów, a także ulicznej rewolucji wznieconej w Dhace przez opozycję, ostatni wojskowy dyktator Bangladeszu, panujący od 1983 roku gen. Husajn Mohammed Erszad, złożył w 1990 roku władzę i zgodził się na wolne wybory.

Główne w nich role, podobnie jak we wcześniejszej ulicznej rewolucji, odegrały dwie kobiety, które w wojskowych zamachach straciły najbliższych – wdowa po Zia-ur Rahmanie, Chaleda Zia, i Szejk Hasina, córka Szejka Mudżib-ura Rahmana. Odtąd najnowsza historia polityczna Bangladeszu sprowadza się do rywalizacji obu pań o władzę i zemsty.

Pierwsze wybory, w 1991 roku, wygrała Chaleda. W drugich, w 1996 roku, zwyciężyła Szejk Hasina. I to wtedy blady strach padł na zabójców jej ojca. Kapitan rezerwy Abdul Madżid nie czekał, żeby przekonać się, czy nowa premier odstąpi od zemsty, którą poprzysięgła, i w 1997 roku wyjechał z kraju.

Rok później Szejk Hasina unieważniła ułaskawienie zamachowców, a rok później sąd skazał dwunastu z nich na śmierć. W 2001 roku ustąpiła władzy Chaledzie Zii, ale osiem lat później znów ją odzyskała, rządzi do dziś i nie zapomina o zemście. W 2009 roku Sąd Najwyższy odrzucił apelację i w 2010 roku pięciu zatrzymanych w kraju zamachowców zostało powieszonych. Abdul Madżid żył już w Kalkucie, więc władze skonfiskowały wszystkie jego pozostawione w kraju nieruchomości. 

Azjatyckie dynastie

Polityczne dynastie i potomkowie mszczący się za krzywdy, jakie spotkały ich przodków, stały się osobliwością polityki nie tylko w Bangladeszu, ale w całej południowej Azji. W Indiach, po śmierci założyciela państwa, Jawaharlala Nehru, władzę przejęła córka-jedynaczka, Indira, po niej – jej syn Rajiv, a kiedy zginął w zamachu, synowa Sonia. W 2014 roku ród Nehru-Gandhich został odsunięty od władzy. Dziś znajduje się w opozycji i głębokim kryzysie, a polityczną schedę ratować próbują dzieci Soni i Rajiva – Priyanka i Rahul.

W Pakistanie Zulfikar Ali Bhutto, dawny rywal Szejka Mudżib-ura Rahmana, został obalony i powieszony przez generałów. Polityczną schedę po ojcu przejęła jego córka, Benazir, która wygrywając pod koniec lat 80. wybory (w Pakistanie generałowie zostali zmuszeni do złożenia władzy podobnie jak w Bangladeszu) stała się pierwszą kobietą w świecie islamu wyniesioną na stanowisko premiera. Benazir Bhutto zginęła w zamachu w 2008 roku, a jej politycznymi następcami zostali wdowiec po niej, Asif Ali Zardari (prezydent w latach 2008-13), a po nim najstarszy syn, Bilawal.

Przez pierwsze lata niepodległości Sri Lanki, dawnego Cejlonu, rządziła nią dynastia Bandaranaike. Patriarcha politycznego rodu, Salomon, został premierem w 1956 roku, a gdy trzy lata później zginął w zamachu dokonanym przez buddyjskiego mnicha, zastąpiła go żona, Sirimavo, która w ten sposób została pierwszą w historii kobietą, której powierzono stery rządu. Rządziła trzykrotnie, w latach 1960-65, 1970-77 i 1994-2000 (dwa miesiące po złożeniu urzędu umarła, przeżywszy 84 lata), a pod koniec życia władzę dzieliła z córką, Chandriką Kumaratungą. To córka wygrała w 1994 roku wybory, ale wolała rządy państwem powierzyć doświadczonej matce, a sama wprawiać się przy niej w polityce jako szefowa rządzącej partii, a potem także prezydent, który zgodnie z południowoazjatyckimi zwyczajami panuje, ale nie rządzi. Chandrika panowała przez dwie kadencje, aż do 2005 roku. Jej dzieci nie wykazują na razien zainteresowania polityką. Oboje są lekarzami, z tym że córka leczy ludzi, a syn – zwierzęta. Oboje mieszkają w Wielkiej Brytanii.

Polecamy: Strona świata - specjalny serwis z reportażami i analizami Wojciecha Jagielskiego

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej