Największe wybory świata

W tym roku ponad miliard ludzi weźmie udział w wyborach w dawnych brytyjskich koloniach w Azji Południowej. W wielu z nich demokracja jest jednak tylko iluzją. Pierwszy dowód zobaczyliśmy w Bangladeszu.
w cyklu Strona Świata

12.01.2024

Czyta się kilka minut

Kolejka do lokalu wyborczego w Dace, 7 stycznia 2024 r. // Fot. Tomomi Asano / AP / East News
Kolejka do lokalu wyborczego w Dhace, 7 stycznia 2024 r. // Fot. Tomomi Asano / AP / East News

Jako pierwsi, już na początku stycznia, zagłosowali mieszkańcy 170-milionowego Bangladeszu, powstałego z podziału brytyjskich Indii na niepodległe Indie i Pakistan, utworzonego jako kraj dla indyjskich muzułmanów. Eksperyment z państwem powstałym wyłącznie na fundamencie wspólnej wiary zakończył się jednak katastrofą. Muzułmanie z Pakistanu Wschodniego, dawnego Bengalu, długo uskarżali się na dyskryminację ze strony braci z Pakistanu Wschodniego, Pendżabczyków, Pasztunów, Sindyjczyków i przesiedleńców z Indii. W 1971 roku po krwawej – milion zabitych – wojnie pakistański wschód oderwał się od Zachodu i ogłosił niepodległość jako Bangladesz.

Pierwsze lata niepodległości nie zwiastowały Bangladeszowi świetlanej przyszłości. Apokaliptyczne huragany i powodzie, bieda, wojskowe przewroty i dyktatury sprawiły, że młode państwo stało się uosobieniem nędzy i rozpaczy. Sprawy zaczęły przybierać lepszy obrót dopiero pod koniec lat 80., gdy po upadku komunizmu uliczne rewolucje zmiatały jedną po drugiej tyranie i wojskowe dyktatury. W Azji Południowej odebrały władzę – na krótko – generałom w Pakistanie i Birmie. W Bangladeszu wojskowi zostali odsunięci od rządów na dobre i odtąd miejscowa scena polityczna została całkowicie zdominowana przez wojnę dwóch dam, z których jedna straciła przez politykę ojca, a druga męża.

Punkty zapalne i przemilczane części świata. Reporter, pisarz i były korespondent wojenny zaprasza do autorskiego cyklu. Czytaj w każdy piątek! 

Odkąd w Bangladeszu zapanowała demokracja, w tamtejszej stolicy Dhace rządzą na przemian wyłącznie Sheik Hasina i Khaleda Zia. Ta pierwsza jest córką ojca niepodległości Bangladeszu, Sheika Mujib ur-Rahmana, który najpierw kierował walką wyzwoleńczą, a w 1971 roku został pierwszym przywódcą nowego państwa. Druga to wdowa po gen. Zia ur-Rahmanie, jednym ze spiskowców, którzy w 1975 roku zabili Sheika Mujib ur-Rahmana (dwa lata później generał Zia usunął innych rywali do władzy i ogłosił się prezydentem, a w 1981 roku sam został zabity podczas kolejnego przewrotu).

Sheik Hasina zawsze obwiniała Zia ur-Rahmana o śmierć ojca, ale pod koniec lat 80. zapomniała na chwilę o zemście i połączyła siły z wdową po nim, Khaledą Zią, by wspólnie pokierować uliczną rewolucją i odebrać władzę generałom. Zwyciężyły i odtąd walczą między sobą zaciekle, kierując się żądzą zemsty i władzy.

Wojna dam

Od pierwszych wolnych wyborów w 1991 roku obie panie i ich partie na zmianę rządziły Bangladeszem. W 2008 roku wybory wygrała Liga Ludowa (partia Sheik Hasiny), która od tamtej pory rządzi już nieprzerwanie, a w styczniu wygrała po raz czwarty z rzędu. Nikt w Bangladeszu nie rządził tak długo. Nie licząc królowych, bangladeska pani premier jest dziś najdłużej panującą kobietą na świecie.

Sheik Hasina, premierka Bangladeszu, podczas zaprzysiężenia w pałacu prezydenckim, 11 stycznia 2024 r. // Fot. Munir Uz Zaman / AFP / East News

Wygrała też, i to wydaje się ostatecznie, walkę ze starszą o trzy lata Khaledą Zią. Rywalka liczy już 78 lat i od dawna choruje. W 2018 roku została też skazana na 17 lat więzienia za korupcję – ze względu na podeszły wiek i kiepskie zdrowie pozwolono jej odsiadywać wyrok w domu, w Dhace. Jej syn, Tarik Rahman, pasowany na jej politycznego dziedzica, został skazany zaocznie na dożywocie za zlecenie zamachu bombowego podczas wiecu Sheik Hasiny w 2004 roku (była wtedy przywódczynią opozycji, a władzę sprawowała Khaleda Zia, zginęły 24 osoby). Póki w Dhace rządziła jego matka, Tarik Rahman czuł się bezpieczny. Kiedy jednak w 2008 roku przegrała wybory i straciła władzę, natychmiast uciekł do Londynu, gdzie do dziś mieszka.

Narodowcy pozbawieni przywództwa Khaledy Zii z każdym rokiem tracili na znaczeniu. Wybory w 2014 roku zbojkotowali, twierdząc, że i tak zostaną one sfałszowane przez Sheik Hasinę i jej ludowców. Cztery lata później, obawiając się, że kolejny bojkot zepchnie ich na polityczny margines, stanęli do wyborów, ale przegrali je z kretesem, bo ludowcy faktycznie sfałszowali wyniki, by zapewnić sobie zwycięstwo i władzę.

Styczniowe wybory narodowcy znów zbojkotowali. Jesienią domagali się jeszcze podczas ulicznych wystąpień, by Sheik Hasina złożyła przed wyborami władzę, a elekcję przeprowadził bezstronny rząd tymczasowy. Kiedy Hasina odmówiła, narodowcy postanowili, że w kolejnej wyborczej maskaradzie nie wezmą udziału.

Cud nad Brahmaputrą

Po wyborach, wygranych znów przez ludowców (w 300-osobowym parlamencie będą mieli 222 posłów), ich przeciwnicy twierdzą, że postąpili słusznie, cała elekcja była farsą, a Bangladesz z demokracji przemienia się w jednopartyjną dyktaturę wyznającą kult jednostki, Sheik Hasiny. Twierdzą też, że sami obywatele zaczynają rozumieć, że zmierza on w kierunku satrapii, bo w styczniowych wyborach wzięła udział ledwie jedna trzecia uprawnionych (w 2018 roku do urn poszło trzy czwarte wyborców).

Sheik Hasina i ludowcy zaprzeczają. Argumentują, że w wyborach wzięło udział aż 27 partii i cała armia kandydatów niezależnych, z których ponad 60 zdobyło poselskie mandaty. Narodowcy odpowiadają, że w rzeczywistości są oni działaczami Partii Ludowej, a ich pozorna niezależność to zwykłe kłamstwo. Twierdzą, że w nowym parlamencie zasiądą niemal wyłącznie ludowcy i ich sprzymierzeńcy.

Stany Zjednoczone i Wielka Brytania, zachodnie mocarstwa i główni klienci bangladeskiego przemysłu włókienniczego, podstawy gospodarki kraju (nawet 50 miliardów dolarów rocznego dochodu), orzekły po wyborach, że nie były one ani uczciwe, ani wolne, a pani Sheik Hasina, niegdysiejsza bojowniczka o demokrację, im dłużej rządzi, tym większą wykazuje skłonność do satrapii. Obrońcy praw człowieka twierdzą, że jesienią na jej rozkaz do więzień trafiło ponad 20 tys. działaczy i zwolenników opozycji, a nazywając ostatnio Partię Narodową terrorystami, pani premier przygotowuje grunt pod jej delegalizację.

„Nie muszę nikomu niczego udowadniać” – odparła pani Hasina, przyjmując przybyłych z gratulacjami ambasadorów Chin, Indii, Rosji, Filipin i Singapuru. Także jej minister dyplomacji AK Abdul Momen, zapytany o krytykę Zachodu, odpowiedział dziennikarzom, że się nią zupełnie nie przejmuje. Zachód mógłby ukarać Bangladesz sankcjami albo uprzykrzyć życie, utrudniając zaciąganie nowych pożyczek w Międzynarodowym Funduszu Walutowym (w zeszłym roku Dhaka wzięła prawie 5 miliardów dolarów kredytu). Obawia się jednak, że kara za pogardę dla demokracji może tylko jeszcze bardziej popchnąć Bangladesz w kierunku dyktatury, a przede wszystkim w ramiona Rosji i Chin, nieprzyjaciół Zachodu. Co gorsza, zwracając się przeciwko Bangladeszowi, Zachód zraziłby do siebie Indie, których premier, Narendra Modi, jest wielkim admiratorem rządów Sheik Hasiny i podobnie jak ona nie znosi ani politycznej opozycji, ani dziennikarzy.

Pani premier z Dhaki nie musi obawiać się potępienia Zachodu, a w Bangladeszu czuje się pewnie, jak gospodyni. Rządzi nie tylko długo, ale dobrze, a za jej panowania w Bangladeszu dokonał się prawdziwy cud gospodarczy. Od 2008 roku gospodarka kraju nieprzerwanie rozwijała się w tempie 7-8 procent rocznie, co plasuje Bangladesz w światowej czołówce. Liberalne reformy, a także rządy twardej ręki i polityczna stabilizacja ściągnęły – zwłaszcza do branży włókienniczej – zagranicznych inwestorów. Wzrosły zatrudnienie i zarobki, statystyczny Bengalczyk wzbogacił się w ciągu ostatnich lat prawie trzykrotnie, żyje mu się lepiej i dłużej niż jego statystycznym sąsiadom z Indii i Pakistanu. Światowy kryzys gospodarczy, wywołany pandemią Covid-19 i najazdem Rosji na Ukrainę wyhamował także rozwój gospodarki Bangladeszu, ale pani Hasina wydaje się wierzyć, że kredytu zaufania, jaki zdobyła sobie u swoich rodaków, starczy jej jeszcze na długo.

Inni też wybierają

Swoich posłów wybierali też w styczniu mieszkańcy himalajskiego królestwa Bhutanu, dawnego brytyjskiego protektoratu. Zgodnie z pomysłem poprzedniego króla, który na początku stulecia mimo protestów poddanych zaprowadził w Bhutanie demokrację (postanowił też, że na królewskim tronie można zasiadać tylko do 60-tki), pierwsza runda wstępnej elekcji odbyła się już w grudniu, a w styczniu mieszkańcy milionowego królestwa rozstrzygali już tylko, której z dwóch partii-finalistek powierzyć władzę. Już jesienią posłów i prezydenta wybierali mieszkańcy Malediwów, innej dawnej brytyjskiej kolonii.

Na luty zapowiedziano wybory parlamentarne w 230-milionowym Pakistanie, którego większość niepodległej historii upłynęła pod rządami wojskowych dyktatorów. Co prawda od 2008 roku w Islamabadzie stanowisko premiera sprawują cywile, ale generałowie zachowali wpływy i nadal odgrywają w pakistańskiej polityce rolę „szarych eminencji”.

JAGIELSKI STORY #17 | Generał ważniejszy od premiera. Jak armia wybiera władzę w Pakistanie?

Szósta armia świata, dysponująca bronią jądrową i zatrudniająca pół miliona żołnierzy, to także główna siła polityczna w Pakistanie. Teraz, gdy legendarny krykiecista Imran Khan wraca po nieudanym zamachu na swoje życie i zapowiada walkę o odzyskanie stanowiska premiera, głos wojskowych będzie decydujący. A może generałowie spełnią swoje zapowiedzi i przestaną rządzić z tylnego siedzenia? Na podkast zapraszają: Wojciech Jagielski i Krzysztof Story

To oni w 2017 roku odsunęli od władzy premiera Nawaza Szarifa, oskarżając go o korupcję i finansowe machlojki, a na jego miejsce wynieśli Imrana Chana, dawną gwiazdę krykieta, ulubieńca pakistańskiej ulicy, który po zakończeniu sportowej kariery założył własną partię i postanowił spróbować sił w polityce. Ale i on nie utrzymał się na stanowisku premiera do końca kadencji (w Pakistanie jeszcze nie udało się to żadnemu cywilnemu politykowi), bo zwrócił się przeciwko swoim dobrodziejom w mundurach i wiosną 2022 roku został przez nich zmuszony do dymisji.

Przez ponad rok stanowisko premiera pełnił Szahbaz Szarif, młodszy brat Nawaza. W lutym władzę zamierza odzyskać Nawaz, który pod odsunięciu Imrana Chana od rządów, jesienią wrócił z wygnania, a pod koniec roku sąd unieważnił wszystkie wyroki, na jakie został skazany.

Późną wiosną wybory odbędą się też w półtoramiliardowych Indiach, najludniejszym kraju świata, mieniącym się dumnie największą na świecie demokracją. Odkąd w 2014 roku władzę w Delhi zdobył Narendra Modi i jego hinduscy nacjonaliści z Indyjskiej Partii Ludowej (BJP), Indie odchodzą od odziedziczonego po Brytyjczykach ustroju świeckiego państwa i demokracji i coraz bardziej dryfują w kierunku oświeconej dyktatury, której gospodarzami i beneficjentami są przede wszystkim wyznawcy hinduizmu, zaś muzułmanie (prawie 200 milionów) i chrześcijanie traktowani są jako kolaboranci (choć są ich jedynie potomkami) europejskich zaborców.

Modi i jego ludowcy będą faworytami wiosennych wyborów, a jeśli okażą się też ich zwycięzcami, będą sprawować władzę przez trzecią kadencję z rzędu. Znawcy indyjskiej polityki twierdzą, że od czasów Indiry Gandhi nie było w Delhi przywódcy równie charyzmatycznego, silnego i apodyktycznego.

Jako ostatnia z dawnych brytyjskich posiadłości w Azji Południowej wybierać będzie 22-milionowa Sri Lanka, dawny Cejlon, która dwa lata temu pogrążyła się w chaosie bankructwa i ulicznej rebelii, która zmiotła dyktatorskie rządy braci Gotabaji i Mahindy Rajapaksów. Zastąpił ich były 5-krotny premier Ranil Wickremesinghe, który jesienią postara się przekonać rodaków, by pozwolili mu rządzić dalej. Dwa lata temu na prezydenta wybrali go posłowie. Teraz będzie ubiegać się o prezydencki mandat w wyborach powszechnych, których na lankijskiej wyspie nie urządzano od 2018 roku.

JAGIELSKI STORY #10 | Sri Lanka wyszła na ulice. Kąpiel w basenie prezydenta i co dalej?

Po miesiącach ulicznych protestów Lankijczycy wygnali z kraju prezydenta Gotabayę Rajapaksę. To dobra wiadomość, ale nie koniec problemów: kasa państwa jest pusta, oparta na turystyce i handlu gospodarka w kompletnym kryzysie, a wierzyciele czekają na spłaty miliardowych pożyczek. Co czeka Sri Lankę? Dlaczego lankijskie marzenie o ekologicznym rolnictwie skończyło się katastrofą? Czy pandemia i wojna zafundują podobne kryzysy także innym krajom?
Na podkast zapraszają: Wojciech Jagielski i Krzysztof Story

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej