Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Głębokim różnicom zdań nie był w stanie przeciwdziałać nawet sam Chrystus. U niektórych komentatorów Jego czytelna misja wywoływała jedynie sceptyczny krytycyzm. Nie zwalnia to jednak z odpowiedzialności moralnej za poszukiwanie prawdy, mimo przeciwstawnych ocen formułowanych w różnych środowiskach. Chrystus przychodzi także dziś w tych, którzy cierpią, są niesłusznie oskarżani, wymagają chrześcijańskiej solidarnej troski.
Jako przykład aktualności tamtych postaw przytoczę opinie prasy z 15 stycznia br. Podejmując dyskutowaną w ostatnim okresie kwestię zarejestrowania przez wywiad PRL Arcybiskupa Nuncjusza, dr Piotr Gontarczyk z IPN stwierdza: "Fakt rejestracji arcybiskupa Kowalczyka w charakterze kontaktu informacyjnego w żadnym razie nie może być traktowany jako dowód jego współpracy z wywiadem PRL. (...) Więcej nawet: ta instrukcja [z 1972 r. - JŻ] możliwość taką raczej przekreślała". Opinia ta współbrzmi ze stanowiskiem Kościelnej Komisji Historycznej i Stolicy Apostolskiej.
Krańcowo odmienne stanowisko można było znaleźć tego samego dnia na łamach "Rzeczpospolitej". Jego autor zarzuca Arcybiskupowi Nuncjuszowi przekłamania, przywołuje do porządku profesorów z Komisji, innym publicystom zarzuca "głupotę lub złą wolę", by autorytatywnie skonkludować, że "tłumaczenia nuncjusza są niewiarygodne. Można tego nie dostrzegać - (...) ale wtedy samemu traci się wiarygodność".
Uważałem, że tłumaczenia Nuncjusza nie wymagają dalszych komentarzy i że oznaką nadzwyczaj dobrego samopoczucia jest pouczanie dziś pracowników watykańskiego Sekretariatu Stanu, jak powinni pełnić swe obowiązki 30 lat temu. Widocznie nie jestem wiarygodny. Trzeba się z tym pogodzić. Trudniej natomiast oswoić się z tym, że z Autorem przytoczonych słów sąsiadujemy nieraz na łamach "Tygodnika" i że dla wielu czytelników jawi się on jako przedstawiciel tradycji kojarzonej z nazwiskiem Jerzego Turowicza. Niewątpliwie nie można oczekiwać, by wszyscy dziennikarze katoliccy równali do poziomu znaczonego niepowtarzalną mądrością Redaktora. Obawiam się jednak, że przy takim usprawiedliwieniu można łatwo zniszczyć wielką i piękną tradycję, a katolickość pisma sprowadzić do poziomu kącika "katolickich polowań na czarownice".