Człowiek z tunelu

Arthur Nauzyciel, reżyser spektaklu o Janie Karskim, wystawionego na festiwalu w Awinionie: Dramat Karskiego mówi także o współczesnej Europie. Czy dziś potrafimy zapewnić schronienie tym, którzy uciekają przed zagładą? Rozmawiał Szymon Łucyk (korespondent PAP w Paryżu)

02.08.2011

Czyta się kilka minut

Laurent Poitrenaux jako Jan Karski w przedstawieniu Arthura Nauzyciela / fot. www.festival-avignon.com /
Laurent Poitrenaux jako Jan Karski w przedstawieniu Arthura Nauzyciela / fot. www.festival-avignon.com /

Sztuka o polskim kurierze poruszyła Awinion

O przedstawieniu Arthura Nauzyciela głośno było we Francji już wiele miesięcy przed jego lipcową premierą na festiwalu teatralnym w Awinionie. I nic dziwnego: powieść Yannicka Haenela "Jan Karski" (2009) przez długie tygodnie znajdowała się na szczycie francuskich list bestsellerów mimo wątpliwości wielu historyków co do ścisłości prezentowanych tam faktów z dziejów Zagłady i biografii kuriera.

Publiczność i recenzenci przyjęli awiniońską premierę na ogół przychylnie czy nawet entuzjastycznie. Zgodnie komplementowano kreację odtwórcy roli polskiego emisariusza, 44-letniego aktora Laurenta Poitrenaux. Głosy krytyczne (m.in. w opiniotwórczym dzienniku "Le Monde") odnosiły się do treści fikcyjnych wywodów bohatera, zrodzonych w wyobraźni Haenela. Krytycy odrzucali zawartą tak w książce, jak i spektaklu tezę, że alianci byli "świadomie bezczynni" wobec Holokaustu i w konsekwencji ponoszą za niego współodpowiedzialność.

Twórcy teatralnej adaptacji zachowali powieściową, trzyczęściową konstrukcję. Początkowe odsłony spektaklu mają charakter dokumentalny: pierwsza oparta jest na świadectwie Jana Karskiego z filmu "Shoah" Claude’a ­ Lanzmanna, druga zawiera streszczenie wspomnień kuriera pt. "Tajne państwo". Sceniczny "Karski" pojawia się dopiero w ostatniej, najdłuższej części spektaklu, która posiada fikcyjny charakter.

Ponadgodzinny monolog Poitrenaux to wyznanie człowieka, który nie może uwolnić się od koszmarów wojennych przeżyć. W ostrych słowach oskarża aliantów: "Nikt mi nie uwierzył, bo nikt nie chciał mi uwierzyć". Słowom kuriera towarzyszy ekspresyjny taniec Alexandry Gilbert, przywołujący postać żony Karskiego, tancerki Poli Nireńskiej.

Po premierze w Awinionie "Jan Karski" rozpocznie jesienią kilkumiesięczne tournée po francuskich miastach. Twórcy spektaklu planują wystawić go także gościnnie w Polsce.

Szymon Łucyk (PAP)

Szymon Łucyk (pap): Sam Karski pojawia się na scenie dopiero w trzeciej części Pana spektaklu. Siedzi samotnie w głębi obszernego holu, zza którego dobiega śpiew operowy. Czy sceneria ma wskazywać na rozdarcie między życiem publicznym a prywatnym, między kłamstwem a prawdą?

Arthur Nauzyciel: Jak najbardziej. Karski przeżył swoje życie między intymnym milczeniem a publicznymi przemowami, między odpowiedzialnością względem zmarłych i względem żyjących. Był tym, który zszedł do piekła, ale stamtąd powrócił, aby zdać relację. Można powiedzieć, że spędził długie lata po wojnie w "tunelu", podobnym do tego, którym przedostał się w czasie okupacji do warszawskiego getta. Scenografia przedstawienia - będąca kopią holu warszawskiej opery - przywołuje ten właśnie tunel, po którym jak gdyby błąka się nadal dusza emisariusza.

Oglądamy tutaj również film Mirosława Bałki, zrealizowany specjalnie na potrzeby sztuki...

Adaptując książkę Yannicka Haenela, nie chciałem, aby druga część przedstawienia - oparta na autobiografii Karskiego - miała charakter archiwalny czy dokumentalny. Robię teatr, a mój spektakl mówi także o sztuce, o jej mocy dawania świadectwa. Skoro świadkowie odchodzą, czy sztuka może zająć ich miejsce w dziele przekazywania pamięci?

Byłem pod ogromnym wrażeniem prac Bałki, które oglądałem kiedyś w londyńskiej Tate ­Gallery i zależało mi na włączeniu w mój projekt polskiego artysty. Jego film jest najwłaściwszą i najbardziej inteligentną odpowiedzią na moje pytania, jakiej mogłem oczekiwać. Chodziło mi bowiem o pokazanie, jak Karskiego prześladowała przez całe życie jego wizyta w getcie w 1942 r. Trudno jest oddać na scenie pustkę i unicestwienie. Nie chciałem, aby ukazywali je aktorzy.

Książka Haenela wzbudziła we Francji burzliwą polemikę. Niektórzy, jak Claude Lanzmann, atakowali autora za to, że zdeformował postać Karskiego, wkładając mu w usta oskarżenie aliantów o świadomą bezczynność wobec Holokaustu...

Czytałem kilku historyków, którzy twierdzili, że teza powieści jest fałszywa, ale też kilku innych, którzy ją potwierdzają. Jest wiele prac badaczy amerykańskich, jak Walter Laqueur i David Wyman, którzy mówią o opuszczeniu Żydów europejskich przez aliantów, zwłaszcza przez Amerykanów. Niektórzy odpowiedzą na to, że tekst Haenela jest antyamerykański. To nieprawda. Książka mówi tylko o rządzie amerykańskim w określonym momencie historii. We Francji odrzuca się zdecydowanie tezę o "biernym współudziale" aliantów w czasie Zagłady. Ale przyjrzyjmy się wydarzeniom zupełnie niedawnym: czy to, co się działo w Europie w okresie wojny w Rwandzie, nie miało właśnie charakteru "biernego współudziału"? A przecież mówienie o tym tragicznym fakcie nie jest czymś antyfrancuskim.

Sam Haenel zarzuca Lanzmannowi, że jego "Shoah" jest "niesprawiedliwy wobec Polaków", gdyż eksponuje ich antysemityzm, a pomija starania członków polskiego ruchu oporu, w tym zwłaszcza Karskiego, którzy spieszyli na pomoc Żydom...

Ta polemika trochę mnie przerasta. Teatr jest miejscem godzenia rzeczywistości i fikcji, prawdy i zmyślenia, żyjących i zmarłych, widzialnego z niewidzialnym. Więc te spory nie powinny odnosić się do mojego spektaklu.

Dla mnie książka Haenela opowiada przede wszystkim o drodze przebytej przez Karskiego, o samotności człowieka, który widział coś, co go głęboko naznaczyło i z czego chciał zdać świadectwo. I o opuszczeniu Żydów w tamtej epoce. Reszta mnie nie obchodzi. Moja praca nie polegała na rozstrząsaniu kwestii, czy Polacy są, czy też nie są antysemitami.

W spektaklu padają oskarżenia wobec aliantów, że przyzwolili na ludobójstwo, gdyż obawiali się przyjęcia milionów ocalonych Żydów. Dziś rewolty w krajach arabskich obudziły w Europie Zachodniej lęki przed falą imigrantów. Jest tu jakaś analogia?

Książka Haenela mówi także o współczesnej Europie, która narodziła się w momencie Shoah. Ważna jest kwestia uchodźców, czyli tego, czy i w jakim stopniu jesteśmy zdolni przyjąć u siebie cudzoziemców. To dlatego, moim zdaniem, spektakl powinien umknąć polemice historyków, gdyż jest w nim coś z metafory, poezji. W ostatniej części Karski mówi o świecie zmarłych, a świadomość, którą próbuje w nas obudzić, jest świadomością metafizyczną, filozoficzną. Stawia to każdemu z nas pytanie: jaką odpowiedzialność mamy wobec innych w epoce, w której wszystko jest ze sobą powiązane?

Podczas pracy nad spektaklem pojechał Pan do Polski - kraju, z którego pochodzą Pańscy dziadkowie...

Pojechałem do Polski kilka razy, aby przygotować projekt: pracować razem z Mirosławem Bałką i przeprowadzić próby w warszawskim teatrze TR Grzegorza Jarzyny, ale także odnaleźć ślady moich przodków, którzy mieszkali kiedyś w Siedlcach.

Najpierw byłem w Polsce sam, potem dołączyła do mnie moja ekipa - Laurent Poitrenaux, grający Karskiego, tancerka Alexandra Gilbert i choreograf Damien Jalet. Odwiedziliśmy teren byłego getta w Warszawie - aby zobaczyć, że tak naprawdę nic nie ma już do zobaczenia. Pojechaliśmy razem do Auschwitz, ja odwiedziłem wcześniej Treblinkę, byliśmy też w warszawskim Archiwum Ringelbauma.

Być na miejscu w Polsce było bardzo silnym przeżyciem. I sądzę, że to bardzo pomogło spektaklowi, pozwoliło nam wszystkim dobrze pojąć siłę, szaleństwo i rozmiar ludobójstwa.

Arthur Nauzyciel (ur. 1967) jest reżyserem teatralnym i aktorem, dyrektorem Narodowego Centrum Dramatycznego w Orleanie. Wystawiał swoje przedstawienia w teatrach we Francji i za granicą, regularnie pracuje w USA, gdzie pokazał m.in. głośną adaptację Szekspirowskiego "Juliusza Cezara", przeniesioną w realia lat 60. XX wieku, dramaty Bernarda-Marie Koltesa, Samuela Becketta i Kaja Munka. Przodkowie reżysera wyemigrowali z Polski do Francji. Jego dziadek i stryj byli więźniami obozu zagłady Auschwitz-Birkenau.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2011