Czas na cuda

Sytuacja w służbie zdrowia przypomina kiepski serial telewizyjny realizowany przez przypadkowo zmieniające się ekipy. Właśnie obserwujemy kolejny bezsensowny zwrot akcji.

18.02.2008

Czyta się kilka minut

W sierpniu minister zdrowia obiecał uchwalenie ustawy pielęgnacyjnej, której - jak się teraz okazuje - nie będzie. Miała być sieć szpitali - ale jej także nie będzie. Składka na ubezpieczenie zdrowotne nie wyniesie, tak jak planowano, 13 proc. - na razie w ogóle nie zostanie podniesiona. Obietnice nie będą zrealizowane, bo minister Zbigniew Religa, który je składał, już nie jest ministrem, a jego następczyni Ewa Kopacz planów poprzednika nie ma zamiaru realizować. Pani minister chce natomiast naprawiać to, czego nie uważał za stosowne naprawiać jej poprzednik, a co "popsuli" ministrowie w czasach SLD. Za rządów Leszka Millera zafundowano nam centralizację zdecentralizowanego cztery lata wcześniej systemu. W wyniku tej operacji powstał Narodowy Fundusz Zdrowia, który teraz - zgodnie z zapowiedziami Platformy Obywatelskiej - ma być ponownie podzielony. Trudno w tym wszystkim znaleźć sens.

Pani minister wie, że słowo "reforma" źle się kojarzy, dlatego woli mówić o zmianach. Najważniejsze z nich mają się pojawić w ciągu najbliższych dwóch lat. Narodowy Fundusz Zdrowia zostanie podzielony na sześć mniejszych niezależnych od siebie funduszy. Mają ze sobą konkurować i zabiegać o kontrakty ze szpitalami. Z czasem dopuszczeni zostaną do rynku prywatni ubezpieczyciele. Dyrektorzy szpitali będą mogli wybierać między zgłaszanymi przez nich najkorzystniejszymi ofertami. Ma też zostać uwolniony rynek ubezpieczeń zdrowotnych. Z tym związane będzie tworzenie koszyka świadczeń gwarantowanych - w tym wypadku mamy kontynuację prac poprzedników. Te zabiegi spowodują efektywniejsze wydawanie pieniędzy przeznaczanych na służbę zdrowia. Zdemonopolizowanie i urynkowienie świadczeń zdrowotnych to najważniejszy i chyba najjaśniejszy punkt w programie obecnej ekipy. Na razie jednak wszystko pozostaje w sferze planów i obietnic, na których realizację trzeba będzie długo czekać. A sytuacja wydaje się wymagać czynienia cudów.

W wyniku wejścia w życie dyrektywy unijnej czas pracy polskiego lekarza został skrócony do niecałych 48 godzin tygodniowo. W szpitalnym grafiku oznacza to prawdziwą rewolucję. Z dnia na dzień stało się to, co niektórzy wieszczyli od dawna: zaczęło brakować lekarzy. Ci, którzy są, mogliby pracować dłużej, ale za tę dodatkową pracę należałoby im dodatkowo zapłacić. Oczywiście, dyrektorzy szpitali nie mają na to pieniędzy. Po Nowym Roku w wielu ZOZ-ach lekarze zawarli porozumienia z dyrekcją na trzy bądź sześć miesięcy. Co się stanie, kiedy skończą się te zawieszenia broni lub wyczerpią się limity godzin nadliczbowych? Ministerstwo błyska dodatkowymi pieniędzmi, które mają się pojawić w Narodowym Funduszu Zdrowia. Te różnego rodzaju wysupłane oszczędności na pewno jednak nie będą wystarczające. Aby radykalnie poprawić sytuację, należałoby podnieść składkę na ubezpieczenie zdrowotne. Na to jednak Platforma Obywatelska nie chce się zgodzić.

Minister Ewa Kopacz, 2 stycznia 2008 r.: "Uczciwym byłoby powiedzenie, za co pacjent dzisiaj płaci. Podnoszenie składki, która nie zmieni jego losu ani nie skróci kolejek, ani nie spowoduje, że leki będą tańsze, jest nieuczciwością (...). Jeżeli okaże się, że te pieniądze są niewystarczające, abyśmy mogli zapewnić ciągłość leczenia, będziemy rozmawiać, poddając debacie społecznej temat podniesienia składki zdrowotnej" . Do tej debaty w sejmie może dojść jednak szybciej, niż się PO spodziewa. W tym tygodniu politycy Prawa i Sprawiedliwości obiecali złożyć do laski marszałkowskiej projekt podniesienia składki do 13 proc. O wniesienie tego projeku pod obrady Sejmu gorąco zabiegał Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy. Zainteresowanie jest zrozumiałe - podniesienie składki do tego poziomu spowoduje wzrost nakładów na ochronę zdrowia do 6  proc. PKB. To zasadniczo poprawiłoby również sytuację finansową lekarzy. Pani minister jest jednak nieugięta: "Podniesienie składki niczego nie zmieni oprócz wydrenowania naszych kieszeni. Skoro teraz mamy dwa razy więcej pieniędzy w systemie niż 10 lat temu, to dlaczego jest wciąż tak źle?" .

Pytanie jest dobre, ale trzeba by było postawić jeszcze drugie: o ile byłoby gorzej, gdyby te podwójne pieniądze w systemie się nie znalazły? Zbigniew Religa, zwolennik podniesienia składki: "Żadna reforma się nie uda, jeżeli nie będą zabezpieczone wystarczające pieniądze". Owszem, tak. Można jeszcze tę myśl rozwinąć: żadna refoma się nie uda, jeżeli do jej współtworzenia, na partnerskich zasadach, nie zostaną zaproszeni lekarze. Cóż z tego, że dyrektor Międzyleskiego Szpitala Specjalistycznego w Warszawie wzorcowo zrestrukturyzował placówkę, kupił nowy sprzęt i wyremontował oddziały - w tym urologiczny, skoro najlepsi urolodzy, długo szkoleni w kraju, porzucili pracę i wyjechali do Wielkiej Brytanii?

Rząd Donalda Tuska jest kolejnym rządem, który nie rozumie, jak ważną rolę w systemie społecznego poczucia bezpieczeństwa odgrywa zapewnienie wysokich zarobków pracownikom ochrony zdrowia. Jarosław Kaczyński też się opierał podniesieniu składki na ubezpieczenie zdrowotne. Swój błąd zrozumiał dopiero na dwa miesiące przed oddaniem władzy. Za późno. Na podniesieniu pensji lekarzom i pielęgniarkom do europejskiego poziomu zyska cały system ochrony zdrowia z pacjentami na czele. Zyskają całe społeczeństwo i cała gospodarka. Przestaniemy wreszcie za ciężkie pieniądze kształcić kadry medyczne dla Szwecji, Norwegii, Danii i Wielkiej Brytanii.

Minister Ewa Kopacz obiecała, że w 2010 r. pensje lekarzy będą wynosić 11 tysięcy złotych brutto. Jej wypowiedzi w grudniu podczas Nadzwyczajnego Zjazdu Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy zostały skwitowane śmiechem. Lekarze nie chcą już wierzyć obietnicom i kolejnym zwrotom akcji na scenie politycznej. Wysadzą w powietrze ten system jeszcze w tym roku. Miesiąc temu działaczom OZZL-u zostały rozdane instrukcje pt. "Nokaut przez opt-out" . Jak są one skuteczne, przekonał się kilka dni temu dyrektor szpitala powiatowego w Tomaszowie Mazowieckim. "Opt-out" to zapis w dyrektywie Unii Europejskiej pozwalający lekarzom na pracę ponad normę. Lekarze, ratując placówkę przed zamknięciem, zgodzili się na dłuższy wymiar pracy. Dyrektor musi im jednak za to dać od razu po 700 złotych podwyżki. Obiecał też posłusznie, że za rok pensje medyków będą wynosić 2,5 średniej pensji krajowej. Zadłużony na ponad 50 milionów złotych szpital popadnie przez to w jeszcze większe tarapaty. I nie ma szans, żeby było lepiej, dopóki ten system nie zostaie zdemonopolizowany i urynkowiony - co chce zrobić PO, i nie zostaną podniesione nakłady na ochronę zdrowia - na co PO zgodzić się nie chce. Do czasu.

Marek Nowicki jest dziennikarzem "Faktów" TVN.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2008