Continuum

Kubański pianista David Virelles zaprezentuje w Bielsku projekt muzyczny godny miana jazzowej płyty roku.

11.11.2013

Czyta się kilka minut

Najtrudniej jest opowiadać o sobie. Masz 20 lat, przyjeżdżasz do Nowego Jorku, gdzie – jak mówi Tomasz Stańko – mieszkają same cudowne dzieci. Jesteś kubańskim pianistą. To na amerykańskiej scenie żadna nowość od przynajmniej lat 60. XX wieku – złotej ery mambo i krążących między Broadwayem a Hawaną Franka Sinatry, Deana Martina czy Dizzy’ego Gillespiego. Dziś jest XXI wiek! Radiostacje na całym świecie grają wszędzie prawie to samo. A Ty? A ty grasz inaczej. Nazywasz się David Virelles.

Swój niespełna 30-letni życiorys Virelles potrafi w barwny sposób opowiedzieć grą. Gdy siada przy fortepianie, słychać jego nienaganne, klasyczne wykształcenie muzyczne. Opowieść opiera na muzyce z okolic rodzinnego miasta – Santiago de Cuba. W okolicach do dziś łatwo znaleźć rodziny, które kultywują kreolskie czy haitańskie tradycje i obrządki – zwyczaje, których nieodłącznym elementem jest muzyka i pulsujący rytm. W tych rytuałach sporo jest tajemnicy, kodów – niejasnych nawet dla innych mieszkańców wyspy. Jest za to atmosfera, nastrój, który Virelles czuje i którym chce się dzielić. Jest wreszcie i to, co fascynuje go od przeszło dekady, gdy jako siedemnastolatek opuścił wyspę i trafił do Kanady, a potem w 2009 r. do Nowego Jorku – stolicy muzyki Steve’a Colemana i Cecila Taylora.

Ten świat muzyków-filozofów fascynował Virellesa od dawna. Gdy miał 20 lat, odważył się napisać list do Colemana – prośbę o wyjaśnienie kilku zagadnień z jego muzycznego języka. Mistrz odpisał, potem nawet oddzwonił. Wkrótce zaczęli razem najpierw chodzić na koncerty, rozmawiać, aż stanęli razem na scenie. To właśnie u boku Colemana, w składzie jego tria, Virelles przyjechał do Polski po raz pierwszy – 2 lata temu.

W tym czasie zwrócił na niego uwagę Tomasz Stańko: „On zna naprawdę wiele rzeczy i to najbardziej wyrafinowanych – mówi polski trębacz. – Ma też olbrzymi rozrzut inspiracji, bo i Bud Powell, Don Pullen, Cecil Taylor, i w ogóle wszystkie rzeczy, które mnie też frapowały w młodości, czyli muzyka Afroamerykanów, która dała początek całej dzisiejszej muzyce rozrywkowej. Świetnie gra free, ale też rzeczy bardzo konwencjonalne. Jego edukacja na Kubie czerpała z tradycji rosyjskiej klasyki wykonawców romantycznych”.

Najpierw Stańko włączył go do kwartetu, który nagrał album „Wisława”. Teraz zaprosił pianistę z jego autorskim projektem „Continuum” na swój festiwal – Jazzową Jesień. Płyta „Continuum” ukazała się pod koniec ubiegłego roku, nakładem niewielkiej, ale bardzo cenionej nowojorskiej oficyny Pi Recordings. Koncert w Bielsku może być jedną z nielicznych okazji, by nabyć ten album w Polsce. Krytyk muzyczny „New York Timesa”, Ben Ratliff przyznał albumowi tytuł płyty roku.

„Continuum” to podróż, w którą zabiera nas pianista wraz ze swoim kwartetem – a właściwie kwintetem, bo wśród członków zespołu wymieniony jest także Alberto Lesacy – kubański malarz, który stworzył oprawę plastyczną albumu.

W powstawaniu muzyki szczególnie ważna była tradycja dwóch społeczności żyjących na Kubie – haitańskiej i tej związanej z tajnym stowarzyszeniem i grupą religijną Abakua. Jednak, jak mówi Virelles, nie chodziło mu o nawiązywanie do konkretnej praktyki czy zwyczaju, ale raczej o przywołanie emocji i nastrojów, jakie im towarzyszą. Łącznikami z tradycją są osoby, które pianista zaprosił do studia. Członkiem Abakua jest ponoć Roman Diaz, który na płycie gra na perkusjonaliach i śpiewa.

Słuchając tego albumu raz przenosimy się w I poł. XIX w., jak podpowiada tytuł „A Celebration, Circa 1836”; raz, gdy do instrumentów akustycznych dołącza elektronika, tradycja wraca do nas w futurystycznym „powrocie do przyszłości”.

Obok „Continuum” i współpracy z Tomaszem Stańko Virelles koncertuje i nagrywa także z młodym trębaczem Jonathanem Finlaysonem, saksofonistami Ravim Coltranem (synem Johna) i Chrisem Potterem.

W przyszłym roku zadebiutuje autorską płytą pod skrzydłami ECM. „Tygodnikowi” zdradził, że w zespole znajdzie się obok niego dwóch basistów – Thomas Morgan i Robert Hurst – oraz dwóch bębniarzy – Roman Diaz i związany m.in. z triem VIjaya Iyera Marcus Gilmore.

Jednak, jak podkreśla, niezależnie od okoliczności, jego przekaz pozostaje niezmienny: – Gram muzykę po to, by wynajdywać sposoby na nieustanne wystawianie się na próbę, co znaczy – tworzyć. Po to zgłębiam różne tradycje muzyczne, by wysnuć z nich coś własnego. Przecież kreatywność nie jest czymś danym raz na zawsze: musisz ciągle nad nią pracować, budować, stawiać jej nowe wyzwania. Gdy jej brak – musisz starać się jeszcze bardziej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2013