Codzienność w ukryciu

Władze Iranu usiłują wymusić na swych obywatelach konserwatywnie islamski styl życia. Ale prawo sobie, a życie sobie. Zwłaszcza wśród młodzieży.

19.09.2016

Czyta się kilka minut

Choć kontakty między niespokrewnionymi osobami płci przeciwnej są zabronione, łatwo ten zakaz ominąć. Ogrody w Teheranie, 2016 r. / Fot. Omid Miri
Choć kontakty między niespokrewnionymi osobami płci przeciwnej są zabronione, łatwo ten zakaz ominąć. Ogrody w Teheranie, 2016 r. / Fot. Omid Miri

Do Iranu na wakacje? Chyba zwariowaliście! W powszechnym wyobrażeniu to kraj rygorystycznego islamu i (niedoszłej) bomby atomowej. Z kolei według podręczników Iran to od 1979 r. Republika Islamska, gdzie zabronione są kontakty między niespokrewnionymi osobami płci przeciwnej, za odejście od islamu lub picie alkoholu grozi kara śmierci, a kobieta całkowicie podlega woli męża i nawet w 40-stopniowych upałach odsłonić może tylko twarz, stopy i dłonie.

Władze nie tylko wymuszają na obywatelach konserwatywnie muzułmański styl życia, ale też „chronią” ich przed wszystkim, co mogłoby ich od tego odciągnąć – np. przybyszami z Zachodu. Dlatego do niedawna samo zdobycie wizy do kraju było nie lada wyczynem, a do dziś zgodnie z prawem Irańczycy nie powinni nawiązywać relacji z obcokrajowcami. W efekcie popularny na świecie portal podróżniczy CouchSurfing, który umożliwia nocleg na kanapie u lokalnych mieszkańców, w Iranie jest zabroniony. Zabroniony tylko w teorii.

Na ulicy i poza nią

W praktyce najlepiej podróżować w Iranie właśnie za pomocą CouchSurfingu. Mimo zakazu, na portalu zarejestrowanych jest tylko w stolicy ponad 33 tys. członków. A obawa, że przyjmując ich gościnę, sprowadzimy na siebie lub na gospodarzy problemy, szybko okazuje się bezpodstawna. Pierwsze „prawdziwe” prawo Iranu brzmi bowiem: „Jest rząd i są ludzie. Jedno z drugim nie ma nic wspólnego”. Przeciętny Irańczyk nienawidzi swego rządu, który składa się – tu cytat z pewnego z couchsurfera – „ze starców zakochanych w Koranie i niemających pojęcia o współczesnym świecie”.

Irańczycy trzymają się od polityków jak najdalej. Paradoksalnie właśnie dlatego mieszkanie Golnar – couchsurferki z Teheranu – mieści się blisko budynków rządowych. Ponieważ nikt inny nie chce tu mieszkać, czynsz jest wyjątkowo niski.

Golnar ma 26 lat, pracuje w alternatywnym biurze podróży, mieszka ze współlokatorką i ma chłopaka. W mieszkaniu wita w rozpuszczonych włosach i krótkiej sukience w kwiatki, i z zapałem opowiada o swych wyprawach do Europy, studenckich imprezach i romansach. Gdy zauważa zdziwienie, zaczyna tłumaczyć. Nie jest religijna, nie stroni też od kontaktów damsko-męskich, podobnie jak większość koleżanek. Przekonuje, że to normalne, że życie dzieli się na to na ulicy i to poza nią, czyli w ukryciu. – Na ulicy nosimy chusty i długie płaszcze, uważamy, czy policja obyczajowa nie zainteresuje się mężczyzną, z którym spacerujemy. Ale w „podziemiu” możliwe jest wszystko – zapewnia.

Wszystko, czyli także woniejąca piwem łazienka, w której jej właściciele urządzili sobie składzik na ten trunek własnej produkcji. Albo zabroniony Facebook i CouchSurfing, które są w Iranie nie mniej popularne niż gdzie indziej, gdyż rządową blokadę łatwo ominąć.
Podobnie jak wiele innych zakazów.

Jak uelastycznić prawo

Chociaż Golnar zdarzyło się już trafić do więzienia za zbyt frywolny strój na ulicy, mówi, że ryzyko nie jest duże, bo z reguły wszystko da się załatwić pieniędzmi.

Zawziętość, z jaką opowiada o tym, co w Iranie jednak można – mimo zakazów – pokazuje, jak zależy jej na tym, abym zrozumiała, iż Irańczycy – a w każdym razie: bardzo wielu Irańczyków – są liberalni i postępowi. Oraz że boli ich opinia islamskich fanatyków i terrorystów, jaką mają na świecie. Na przykład zamężna przyjaciółka Golnar spisała szereg aneksów do aktu małżeńskiego, tak aby bez zgody męża mogła decydować o zagranicznym wyjeździe czy nawet rozwodzie (gdyby kiedyś miało do niego dojść). A więc – nawet prawo da się „uelastycznić”.

Widać to na ulicach Teheranu. Obowiązkowe chusty często zrobione są z przezroczystych materiałów i nonszalancko zarzucone na głowę tak, że co chwilę się zsuwają, albo przyczepiane są do koków, odsłaniając jak najwięcej włosów. Zsuniętą chustę oczywiście natychmiast trzeba poprawić, ale na tę krótką chwilę, za którą odpowiedzialność zrzuca się na wiatr, kobieta może poczuć się wolna.

Obowiązkowe manto, czyli tradycyjny islamski płaszcz, także jest coraz krótsze i zazwyczaj rozpięte – lub tak obcisłe i z podkreśloną paskiem talią – że więcej uwydatnia, niż przykrywa. Do tego wyraziste makijaże, wyzywające buty i... masowo operowane chirurgicznie nosy.

Z Bogiem czy ideologią

Oczywiście na prowincji życie wygląda inaczej. W Kaszanie, miasteczku na południe od Teheranu, na ulicach przeważają kobiety w czadorach – narzucanych na głowę czarnych płachtach sięgających ziemi, które trzyma się w rękach lub zębach, by skutecznie zasłonić całe ciało.

19-letni Morteza mieszka z rodzicami w tradycyjnym domu. Jego wnętrze wysłane jest dywanami, które zastępują wszelkie meble tak niezbędne w Europie. Na dywanie się siedzi, je, pisze, pracuje.

Dodatkowo na ścianie wisi minidywanik z wykaligrafowanym złotymi literami napisem „Allah”. Pod nim telewizor – jedyny mebel w tym pomieszczeniu. Rodzice Mortezy są religijni, ale od razu zachęcają mnie do zdjęcia chusty – żartując, że w ich domu nie obowiązuje Republika Islamska i przecież mi niewygodnie.

Jakby tego było mało, ojciec Mortezy para się nielegalnym zawodem montażysty anten satelitarnych. Nielegalnym, bo teoretycznie w Iranie dostępne są tylko państwowe kanały, w których wszystko odbywa się zgodnie z islamskimi regułami.

W rzeczywistości ponoć nawet 80 proc. społeczeństwa ma telewizję satelitarną. Siedząc na dywanie, rodzice Mortezy przerzucają niezliczone kanały, bez zażenowania przełączając recytację Koranu na półnagie gwiazdy popowych teledysków.

Ponieważ popyt na kanały satelitarne w Iranie jest tak duży, istnieją prowadzone z zagranicy kanały po persku. Tymczasem jeszcze 10 lat temu sytuacja wyglądała inaczej. Jedynym kanałem z amerykańską muzyką, którą odbierała satelita w Iranie, była... VIVA Polska. Trzydziestolatkowie z nostalgią wspominają disco polo z blondynkami i łysymi panami, które trzeba było znieść, żeby móc posłuchać Britney.

Morteza spędza weekendy w domu dziadków, w oazie na prawie pustynnym terenie. Przy długim obrusie (położonym na dywanie) zasiada po turecku 20-osobowa rodzina. Mężczyźni pomagają kobietom, rozdając daktyle i świeże zioła. Po posiłku następuje jednak automatyczny podział. Kobiety oglądają materiały na czadory przywiezione z Mekki jako wyjątkowy podarunek od krewnego, który miał szczęście odbyć tę pielgrzymkę. Mężczyźni zaś... porównują swoje smartfony.

Potem wszyscy idą na dach, gdzie można cieszyć się chłodem nocy i palić fajkę wodną, ulubioną używkę kraju. W końcu zasypiają na dywanach. Rodzina Mortezy zbudzi się jeszcze w środku nocy i w półśnie, kierując się w stronę Mekki, odprawi modlitwę. Religia jest ważna nie tylko na ulicy, ale też w domach. Z tą różnicą tylko, że jest osobistą relacją z Bogiem, a nie ideologią.

Dyktatura budzi kreatywność

W Iranie żyją nie tylko muzułmanie. Sadaf i Reza, podobnie jak 300 tys. innych Irańczyków, wyznają bahaizm: religię monoteistyczną założoną w XIX w., której członkowie są prześladowani. Bahaici nie mogą studiować ani pracować w instytucjach publicznych; grozi im więzienie lub nawet śmierć. Z łatwością dostają więc za granicą azyl. Ale Sadaf zapewnia, że nie chce emigrować, choć cała jej rodzina czeka na nią w USA. – Jeżdżę tam co roku, widzę ten wyścig szczurów, pogoń za pieniądzem, konsumpcjonizm. Możesz nie wierzyć, ale bardziej wolna i bezpieczna czuję się w Iranie – przekonuje.
Jak to możliwe? Stabilizacja ekonomiczna i wysokie odsetki w bankach sprawiają, że, mając początkowy kapitał, Sadaf i jej mąż nie potrzebują pracy na pełny etat, by się utrzymać. Ich życie toczy się głównie w domu. A ten dom to idylla, której oddać nie chcą. Tu Reza zajmuje się komponowaniem, a Sadaf uczy na bahaickim uniwersytecie online, który jest jedyną możliwością kształcenia wyższego dla irańskich wyznawców tej religii.

Poza tą pracą mają dość czasu na sport, książki, dyskusje. Ich życie jest świadome, wypełnione sensem – tyle że toczy się głównie we własnych czterech ścianach. Dyskrecja to gwarant bezpieczeństwa, a bezpieczeństwo, które zapewnia im państwo jako Irańczykom, bardzo sobie cenią. – Tu nie ma ataków terrorystycznych czy strzelanin na ulicy. Nie ma oczywiście też wolności, ale... Dyktatura ma też dobre strony – rzuca Reza z prowokującym błyskiem w oku. – Zniewolenie budzi kreatywność. Spójrz na nasze kino...

Oczywiście nie wszystkim wiedzie się tak dobrze. Korosh, który na co dzień walczy o przetrwanie jako taksówkarz, nagabujący nielicznych turystów, wiezie mnie do Persepolis. Konwersację kieruje na ulubiony temat. – Znasz Ferdowsiego? Ja kocham literaturę – mówi perfekcyjnym angielskim. – Jak to możliwe, że jeden człowiek może tak dogłębnie zrozumieć świat. Przecież w jego poezji zawarta jest prawda o wszystkim...

Potem cytuje Szekspira. Gdy zauważa moje zdziwienie, tłumaczy, że jest absolwentem literatury angielskiej. Jako nauczyciel nie mógł wyżywić rodziny, stąd próbuje szczęścia w turystyce. A że w Persepolis tłumów nie ma, ma czas na czytanie.

Nie jest wyjątkiem. Irańczycy to naród poetów. Gdy powiesz, że coś jest piękne (a biorąc pod uwagę irańską architekturę, zdarza się to często), odpowiedź brzmi: „Nie, nie, to twoje oczy są piękne, dlatego widzą piękno”.

Otwartość i tęsknota

Ale nie tylko religia, poezja i system polityczny dyktują tu rytm życia. Jest jeszcze jedna niezwykła siła: siła Tarofu. Nie-Irańczykowi trudno ją zrozumieć. Tarof można porównać do kodeksu moralnego, który opiera się na zasadzie najwyższej uprzejmości i respektu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że zasada ta góruje nad wszelkimi racjonalnymi relacjami międzyludzkimi. Np. gospodarze proponują opłacanie wszystkiego, niezależnie, czy ich stać, a sprzedawcy odmawiają przyjęcia pieniędzy. Choć w pierwszym przypadku to siła gościnności, a w drugim oczywista konwencja, w obu sytuacjach należy tak długo nalegać, aż dojdzie się swego.

Do tego Tarof to cały zbiór formułek, jak: „Chętnie się tobie zaofiaruję”, „Niech twoja ręka nigdy nie boli” czy „Ten towar nie jest ciebie wart”. Na szczęście nie władając językiem, nie trzeba zastanawiać się, co to znaczy i jak odpowiedzieć. Ale samo bycie świadkiem wymieniania tych heroicznych formuł przez pół godziny, z okazji np. zaproszenia na obiad, jest nie lada przeżyciem.

Trudno stwierdzić, na ile to skutek Tarofu, a na ile otwartość i tęsknota za innym światem, ale irańska gościnność nie zna granic. I nie chodzi tylko o oczywistość dbania o komfort gości, ale też o zainteresowanie i ogromną chęć konwersacji. Jeśli Irańczyk mówi po angielsku, gdy spotyka turystów na ulicy, natychmiast chce wiedzieć, jakim cudem nie bali się „irańskich terrorystów” i czy wszędzie ich godnie przyjęto. Młodzi chłopcy pytają o randkowanie i alkohol, ale też o edukację i zwyczaje w Europie.

Dla couchsurferów oprowadzanie po lokalnych atrakcjach, opowiadanie o historii i zwyczajach, a nawet zorganizowanie prywatnego koncertu muzyki tradycyjnej jest oczywistością.

I jeśli w całej bezinteresowności tej gościnności jest jakiś interes, to taki, aby obcokrajowcy dobrze Iran wspominali – i dobrze o nim mówili. Także stąd ten artykuł. ©

Imiona rozmówców zostały zmienione.

​DOMINIKA SZYSZKO jest absolwentką Freie Universität w Berlinie, specjalizuje się w transkulturowości i sztuce islamskiej. Podróżuje po świecie, używając portalu CouchSurfing.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2016