Być albo nie być

W piątek, 29 stycznia, na pierwszej stronie "Gazety Wyborczej" i na drugiej stronie "Rzeczpospolitej" przeczytałem komentarze redakcyjne dotyczące rezygnacji Donalda Tuska z walki o prezydenturę. Wnioski i oceny komentatorów były biegunowo odmienne. Świat nie wyszedł z normy; gdyby opinia "Rzepy" niczym się nie różniła od opinii "Wyborczej", byłby to fakt znacznie dziwniejszy i bardziej niepokojący.

02.02.2010

Czyta się kilka minut

W dyskusji, która wybuchła po ogłoszeniu decyzji Tuska, najbardziej zastanawia mnie rozkład reakcji. Rzecz w tym, iż najbardziej cieszą się zwolennicy premiera (jeszcze wczoraj przekonujący, że byłby on najlepszym kandydatem i pewnym zwycięzcą wyborów), a najbardziej rozczarowani, a nawet: wściekli, są jego przeciwnicy. Co więcej: o ile radość zwolenników wynika z racjonalnych kalkulacji (i jest w niej element udawania), o tyle złość przeciwników robi wrażenie zupełnie szczerej. Można odnieść wrażenie, że na uczestnictwie Tuska w wyborach najbardziej zależało tym, którzy go najmocniej zwalczali.

Wściekłość sztabowców Lecha Kaczyńskiego (i szerzej: zwolenników PiS-u) można zrozumieć: decyzja premiera przekreśla ich dotychczasowe plany i osiągnięcia. Ich wysiłek skierowany był dotychczas na walkę z Tuskiem; zarys kampanii był gotowy, artykuły w zaprzyjaźnionych gazetach zamówione. I wszystko na nic; pracę trzeba rozpoczynać od nowa.

Wyborczy pojedynek Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska jeszcze wczoraj wydawał się nieunikniony. Wydawało się, że główni bohaterowie spektaklu nie mają żadnego wyboru, że muszą odegrać przypisane im role. Decyzja Tuska pokazała, że wybór jest możliwy, że polityka nie sprowadza się do postawy "nie chcę, ale muszę". Gdybym miał dzisiaj oceniać ten wybór, rzekłbym, że jest on odważny i w bliskiej perspektywie wzmacnia pozycję premiera. Konsekwencje dalsze nie wydają mi się wyraźne ani oczywiste. Ale też: człowiek stojący na dole niewiele może powiedzieć o tych, którzy stoją u szczytu schodów.

Ogłaszając swą decyzję, Donald Tusk powiedział o kilka zdań za dużo na temat różnic między skalą władzy prezydenta a premiera. Tusk nie powinien lekceważyć tego, z czego rezygnuje, w ten sposób bowiem obniża wartość swej decyzji. Zresztą, rzecz nie w tym, by umniejszać rangę urzędu prezydenta, lecz w tym, by ten urząd był jak najlepiej sprawowany.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2010