Bunt miasta kobiet

40 lat temu władze PRL ustąpiły wobec strajku kobiet. Był to - zapomniany dziś - epilog gdańskiego "Czarnego Czwartku". Jak łódzkim robotnicom udało się wygrać z Edwardem Gierkiem?

12.04.2011

Czyta się kilka minut

Czas po grudniowej masakrze na Wybrzeżu w 1970 r. i dojściu do władzy nowej ekipy, na czele z Edwardem Gierkiem, nie był w Polsce spokojny. Strajki, które wybuchły znów w styczniu 1971 r., udało się jednak zakończyć: robotnicy przystali na obietnice. Nadzieja na zmianę mieszała się z niezadowoleniem, bo grudniowa podwyżka cen, detonator buntu na Wybrzeżu, nie została - mimo zapowiedzi - cofnięta. A jednak wybuch strajków w Łodzi 10 lutego 1971 r. był zaskoczeniem. Po grudniowej mobilizacji - spowodowanej obawą, że Łódź pójdzie w ślady Wybrzeża - lokalne władze oddychały z ulgą: w grudniu w mieście doszło tylko do drobnych "przerw w pracy"...

Kłamstwo równouprawnienia

Łódź była "miastem kobiet" - włókniarek. Stanowiły główną siłę roboczą wielkich zakładów przemysłu lekkiego. Ale ich praca, wbrew nazwie, nie była lekka. Przestarzałe maszyny (co piąta sprzed I wojny światowej!), praca na trzy zmiany i na akord, wilgoć i hałas w fabrykach: tak wyglądała codzienność łódzkich kobiet w 1971 r.

Na dodatek były marnie wynagradzane, ich zarobki były niższe od średniej dla całego przemysłu o 20 proc. W logice kolejnych planów gospodarczych, w dużej mierze inspirowanej ideologią, przemysł lekki zawsze ustępował ciężkiemu. Branża ta pozostawała też na szarym końcu, jeśli chodzi o świadczenia socjalne. "Włókniarka mogła liczyć na wczasy zakładowe raz na 10 lat. Niskie wskaźniki dotyczyły również innych spraw socjalno-bytowych mających szczególne znaczenie dla kobiet - opieki zdrowotnej, dostępności żłobków i przedszkoli, czy środków bhp" - pisze historyk Małgorzata Mazurek. Grudniowa podwyżka, której - jak się okazało - władze nie odwołały, dla tych kobiet była szczególnie dotkliwa.

Łódź była więc miejscem, gdzie lansowane przez władze PRL hasło równouprawnienia szczególnie ostro kontrastowało z rzeczywistością. Kobiety zatrudniano, często wbrew kwalifikacjom, na najniższych stanowiskach. Miały niewielkie szanse na awans. W sfeminizowanych zakładach majstrami i brygadzistami byli prawie wyłącznie mężczyźni. Kobiety doświadczały z ich strony upokorzeń. "Często notowane [są] chamskie i chuligańskie zachowania mistrzów - stwierdzano później w sprawozdaniu ze strajków. - W sposób arogancki odnoszą się do robotników, a szczególnie w sposób drastyczny mistrzowie do kobiet".

Żeby dziecku kupić cukierek

Pierwszego dnia strajku pracę przerwała część z dziewięciotysięcznej załogi zakładów bawełnianych im. Marchlewskiego i zakłady "Stomil" (wyroby gumowe). W następnych dniach, 12 i 13 lutego, przyłączyło się sześć kolejnych zakładów bawełnianych. Strajkowało 12 tys. osób; w 80 proc. kobiety. Wśród postulatów: podwyżka płac i "powrót do cen na artykuły spożywcze sprzed 12 grudnia 1970 r.".

Lokalne władze próbowały załagodzić konflikt; bezskutecznie. Do Łodzi ruszyła więc delegacja z nowym premierem Piotrem Jaroszewiczem; miała zaoferować niewielką podwyżkę. 14 i 15 lutego odwiedziła dwa największe zakłady: imienia Marchlewskiego i imienia Obrońców Pokoju. Ale gdy przybysze zaczęli namawiać do przerwania strajku, kobiety zareagowały dramatycznymi wystąpieniami. Część płakała.

"Proszę panów - mówiła jedna z nich - drżę ze strachu, chcę wrócić spokojnie do domu, do dzieci. Jest jednak wiele spraw do załatwienia. (...) Wezmę 100 zł do rzeźnika, kupię pół kilo mięsa, kaszanki i pieniędzy nie ma. (...) Kiedy już nie mam sił, idę do naszego lekarza, ale tam wcześniej dzwoni kierownik, żeby nie dać zwolnienia, bo nie ma kto obsługiwać maszyn". W fabryce im. Obrońców Pokoju robotnica skarżyła się premierowi: "Zapłaciłam ratę, komorne, przedszkole i nie mam pieniędzy, nawet żeby dziecku kupić cukierek". Inna krzyknęła, że jej dzieci jedzą czarny chleb, podczas gdy żona Jaroszewicza - kanapki.

Reakcje kobiet zrobiły wrażenie na autorach sprawozdań: "Wrażliwość i uczuciowość kobiet, potęgowana trudnymi warunkami życiowymi (...) powodowała ekscytację i determinację przy obstawaniu w żądaniach, uzewnętrznianą często rozpaczliwymi wystąpieniami, wpływającymi negatywnie na nastroje wśród strajkujących. Było to chyba bezpośrednią przyczyną niereagowania na racjonalne argumenty o niemożliwości zaspokojenia żądania podwyżki płac".

Ale wbrew tej notatce, to właśnie argumenty kobiet były racjonalne. Wynikały z ich doświadczeń, na które władze nie miały odpowiedzi. Słowa, którymi udało się obłaskawić robotników w Gdańsku i Szczecinie kilka tygodni wcześniej, w Łodzi nie zostały przyjęte.

Kobiecy język protestu

Rozmowy nie doprowadziły do porozumienia, ale z relacji wiadomo, że dla Jaroszewicza i towarzyszących mu sekretarzy wizyta w zakładach była szokiem. Tymczasem strajki w Łodzi narastały: 15 lutego przyłączyły się trzy kolejne zakłady bawełniane i kilkanaście innych. Strajkowało już 55 tys. osób...

Był to protest inny niż w grudniu 1970 r. O ile na Wybrzeżu doszło do walk ulicznych, w Łodzi kobiety zostały w zakładach. Mówiły też innym "językiem protestu": odwoływał się on do tożsamości konsumenckiej (buntowały się przeciw warunkom życia i pracy), ale opowiadały też o dzieciach, których nie mogą nakarmić. W tym sensie "płeć" łódzkich strajków jest istotna dla zrozumienia ich skutków - władza okazała się tu podwójnie bezsilna.

Efekt: po wizycie Jaroszewicza w Łodzi, na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR zapadła decyzja o cofnięciu podwyżki. Od 1 marca 1971 r. w sklepach w całym kraju miały widnieć stare ceny. Tym samym cel, jaki przyświecał buntującym się robotnikom Wybrzeża, został osiągnięty - przez kobiety z Łodzi. Po ogłoszeniu decyzji KC PZPR zakończyły one strajk.

Czy możliwe było inne rozwiązanie? Dziś wiadomo, że wokół Łodzi gromadzono siły gotowe do interwencji. Wprawdzie trudno sobie wyobrazić, by nowa ekipa zdecydowała się na użycie siły. Czy jednak władza nie przestraszyła się kobiet? Wedle interpretacji amerykańskiego historyka Padraica Kenneya, "kobieta-robotnik" okazała się dla władz szczególnie groźna. Siła kobiecego protestu polegała na wykorzystaniu wizerunku bezbronnej kobiety. Władze nie mogły znaleźć z nimi wspólnego języka, nie mogły też represjonować kobiet tak jak mężczyzn.

***

Czy łódzkie strajki z początku 1971 r. były tylko epilogiem Grudnia ’70? W każdym razie są niemal zapomniane. Grudzień ’70 - z "Czarnym Czwartkiem", z 45 zabitymi i ponad tysiącem rannych - utrwalił się mocno w społecznej pamięci. Ale warto pamiętać też, że kobietom z Łodzi udało się osiągnąć cel, w imię którego zbuntowało się Wybrzeże. Ich postulaty były "tylko" ekonomiczne. Ale w PRL oznaczało to, że były również polityczne. Wyrażały bowiem walkę o godność, ludzką i pracowniczą. A to, że wyszły od grupy społecznej w większości złożonej z kobiet, miało - paradoksalnie - kluczowe znaczenie dla powodzenia protestu.

Korzystałam z publikacji Jerzego Eislera, Padraica Kenneya, Krzysztofa Lesiakowskiego i Małgorzaty Mazurek.

NATALIA JARSKA jest historykiem, doktorantką w Instytucie Historii PAN i pracownikiem Biura Edukacji Publicznej IPN w Warszawie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2011