Bez kataklizmów

W październiku 2003 r., spełniając jeden z warunków przystąpienia do UE, Polska wprowadziła wizy dla obywateli Ukrainy, Białorusi i Rosji. W ubiegłym tygodniu obywatelce jednego z tych krajów uroczyście wręczono wizę milionową. Choć obawiano się, że przepustka pogorszy stosunki sąsiedzkie i zatrzyma ruch graniczny, bariery narzucone przez Brukselę nie wywołały żadnej ze spodziewanych katastrof.

22.08.2004

Czyta się kilka minut

---ramka 336850|prawo|1---Początkowo wizy miały obowiązywać już od lipca. Bruksela długo jednak traktowała pobłażliwie zarówno brak przygotowania polskiej administracji, jak przedłużające się negocjacje z sąsiadami. Po 1 maja, gdy nasza granica wschodnia stała się unijną, i biorąc pod uwagę, że Polska zamierza przystąpić do układu z Schengen, nie możemy już liczyć na wyrozumiałość. Sytuacja na Wschodzie będzie miała przecież wpływ na ewentualne powstanie “papierowej kurtyny" między UE a wschodnią częścią Europy.

Komu utrudniono życie?

Operacja była bolesna dla wszystkich, ale najważniejsze, że “pacjent przeżył". Przeciwnicy wprowadzenia wiz oraz osoby z obu stron granic, mówiące o konieczności możliwie najdłuższego zwlekania z rozpoczęciem operacji, byli przekonani, że wizy natychmiast pogorszą stosunki Polski z trzema krajami. Nic nie wskazuje, że do tego doszło.

Stosunki Polski ze wschodnimi sąsiadami spoza UE mają inny wymiar, ale wizy niewiele w nich zmieniają. Prezydent Aleksander Łukaszenka na długo przez wprowadzeniem ruchu wizowego twierdził, że Polska oraz Europa próbują odwrócić się do Białorusi plecami. I zdania nie zmienił, bo m.in. na takiej retoryce zbudowany jest białoruski reżim. Miejmy nadzieję, że ostatnie przebąkiwania Łukaszenki o poprawie relacji z UE (oczywiście na jego warunkach) wynikają z konsekwencji, jakich doświadczył jego kraj podczas częściowej izolacji. Wprowadzenie wiz w o wiele większym stopniu niż Białorusinom utrudniło życie przedstawicielom polskich organizacji pozarządowych, którzy do spółki z białoruskimi kolegami starają się utrzymać pod rządami Łukaszenki choć minimalne standardy demokratyczne.

Niewiele się też zmieniło w naszych stosunkach z Ukrainą. Mimo wiz Polska nadal jest orędownikiem jej wejścia do UE, a kontakty między nami częściej psują zdarzenia z serii “ukraińskich zmagań z demokracją" niż ruch na granicy. Najgorzej konieczność ograniczeń wizowych zniosła Rosja, co jednak nie skomplikowało zanadto naszych relacji, ponieważ już sama obecność Polski w UE jest przyczyną konfliktów między nami, przede wszystkim handlowych. Rosja “grała wizami" w sporze z UE o rozciągnięcie na nowych członków rosyjsko-unijnej umowy o handlu. Starania zakończyły się fiaskiem.

Wizy są jednak ważne nie tyle w stosunkach politycznych, ile dla ludzi podróżujących w celach turystycznych z Polski na Wschód, w kierunku odwrotnym dla handlu i w poszukiwaniu pracy oraz dla prowadzących poważne interesy transgraniczne. “Przepustki", oczywiście, utrudniają im życie, ograniczając swobodę przemieszczania się i skazując na kontakty z biurokracją. Do dramatycznego spadku przyjazdów ze Wschodu do Polski jednak nie doszło. Według danych Fundacji im. Stefana Batorego, która monitorowała pracę polskich konsulatów po wprowadzeniu wiz, przyjeżdżających ze Wschodu jest tylko o kilkanaście procent mniej. W porównaniu np. ze Słowacją, gdzie po wprowadzeniu wiz liczba przyjeżdżających Ukraińców spadła o ponad 80 proc., to chyba niewiele. Nie wiadomo, czy polskie dane będą aktualne po wakacjach, podczas których jest największy ruch (między innymi dlatego rok temu przedłużono okres “bezwizowy"). Wiele wskazuje jednak, że jesienią dane nie zmienią się znacząco.

Kolejki i "stacze" przed konsulatem

Raporty z konsulatów i granic zawierają więcej pomyślnych wiadomości niż złych, co nie znaczy, że dobre (liberalne) prawo wizowe, nawet umiejętnie stosowane, wyczerpuje nasze możliwości działania. Pozytywne opinie o pracy polskich konsulatów, którymi chwali się MSZ, to jedna strona medalu. Drugą jest brak przygotowania polskiej infrastruktury do obsługi wschodniego ruchu granicznego. Rok temu nawet o tym dyskutowano, ale tylko do momentu wprowadzenia wiz. O ile chaos, dominujący przez pierwsze tygodnie (pamiętne tłumy pod konsulatami we Lwowie czy Kijowie) dał się jeszcze wytłumaczyć “nowością materii", dzisiejsze kolejki budzą zażenowanie. A to właśnie najbardziej doskwiera starającym się o wizę.

Oczywiście znów możemy się uciec do przykładu Słowacji, gdzie Ukraińcy muszą czekać na wizę kilka dni, podczas gdy w polskich konsulatach starczą przeciętnie dwa od złożenia dokumentów. Kłopot jednak pozostaje i czas najwyższy się z nim uporać. Rozwiązanie go dobrze by świadczyło o polskiej administracji, której spoglądają na ręce unijni urzędnicy. Zyskałby również wizerunek Polski jako kraju, który wprowadził wizy dostosowując się do wymogów UE, ale nie zamierza zamykać się na przybyszy ze Wschodu. Panowanie nad sytuacją pomoże nam też łagodniej ich traktować, kiedy zaczniemy realizować dość restrykcyjne postanowienia układu z Schengen, regulującego ruch między krajami Unii.

Na razie, niestety, w niektórych konsulatach na Ukrainie czeka się kilka godzin na informację, podobnie na wniosek wizowy, talon (numerek miejsca w kolejce do składania dokumentów) i samo złożenie dokumentów. Brak dostępu do informacji jest chyba problemem największym. Nisko oceniane są strony internetowe konsulatów, brakuje dobrego public relations, co np. ułatwia białoruskim mediom propagowanie tezy, że “Polska nas zignorowała".

Brak infrastruktury i utrudniony dostęp do informacji jest wodą na młyn wszystkich “zaradnych", zamierzających zrobić interes przy wydawaniu wiz. Biorąc pod uwagę, że jest ona dobrem pożądanym, chętnych jest wielu. Ukraińskie media informują, że w ciągu kilku miesięcy od wprowadzenia wiz powstały nowe rodzaje prywatnej inicjatywy. Krocie zarobiły już osoby powielające kwestionariusze wizowe, pomagające w ich wypełnianiu (w alfabecie łacińskim, co, jak zwracają uwagę badani, dla wielu jest problemem), przeróżni pośrednicy i “stacze", trzymający miejsca w kolejce. Nowe inicjatywy w niektórych przypadkach nabrały charakteru kryminalnego, choć, jak zapewnia polski MSZ, złych praktyk nie ma zbyt wiele.

Niedawno prasa polska i ukraińska pisały o sytuacji w konsulacie, a raczej przed nim, w Łucku. Placówkę, jedną z najlepiej ocenianych przez starających się o wizy na Ukrainie, skontrolowały polskie władze w związku z podejrzeniami o korupcję i zarzutami niepanowania nad sytuacją. Oczywiście, nie zawiniła tu tylko polska strona, ale w równym stopniu odpowiednie służby ukraińskie, które powinny dbać o porządek i niełamanie prawa na terytorium wokół konsulatu. Tymczasem, choćby w Łucku, milicja sama występuje w roli pośrednika, przywożąc do konsulatu nowe paszporty do wizowania, nim jeszcze ujrzeli je właściciele.

Wielka polityka - do zmiany

Dbałość o sprawne funkcjonowanie polityki wizowej prawdopodobnie przyniesie nam profity, ale monitoring wschodniej granicy UE powinien trwać nieustannie. Po prawie roku od wprowadzenia wiz niewielu już pyta, czy było to konieczne i czy nie przyniosło czasem więcej strat niż korzyści. Okazało się, że można z tym żyć, ale co będzie dalej? Monitoring systemu wizowego i granicy powinien dostarczyć argumentów, które za kilka lat, gdy Polska stanie się członkiem układu z Schengen, można byłoby wykorzystać w staraniach o zachowanie wprowadzonego u nas systemu liberalnego. Inna kwestia, czy będziemy potrafili argumenty znaleźć, a UE weźmie je pod uwagę... Wyjściem kompromisowym mogłaby być zgoda Unii na tzw. mały ruch graniczny (nad czym pracuje obecnie polski rząd), który ułatwiłby życie prowadzącym przygraniczny biznes i żyjącym z handlu.

Poza przekonującymi argumentami, w wykorzystaniu polskich doświadczeń w realiach układu z Schengen wiele zależy od “wielkiej polityki". Diametralnie inna musi być sytuacja polityczna na Ukrainie i Białorusi. Zmienić się też muszą relacje UE z naszymi wschodnimi sąsiadami. W pierwszym rzędzie z Ukrainą, która, choć zwodzona przez brukselskich urzędników, jest jednak brana pod uwagę jako przyszły członek tej wspólnoty. W kontaktach z Rosją trzeba stworzyć nowy układ partnerski, co pomogłoby zachować w UE liberalną politykę wizową Polski i innych krajów sąsiadujących z Ukrainą, Białorusią i Rosją. Jeśli jednak do tego nie dojdzie, Polska nie tylko będzie musiała odejść od niej, ale i zapewne wprowadzić płatne wizy dla Ukraińców (teraz są za darmo), a tam, gdzie już są płatne, podnieść ceny. Trudniej też będzie o wizę długoterminową.

Wtedy zapewne statystyki pogorszą się, a negatywne konsekwencje polityczne i gospodarcze odczujemy wszyscy.

MARCIN GRUDZIEŃ (ur. 1975) jest dziennikarzem specjalizującym się w tematyce europejskiej. Był redaktorem magazynu europejskiego “Unia & Polska" i dziennika “Życie". Komentuje sprawy unijne w radiu TOK FM. Uczestniczył w monitoringu granicy wschodniej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2004