Bez genu wodzostwa

Ktokolwiek z nim się stykał, wie, że był dobroduszny i jowialny, chętnie posługiwał się żartem, ironią i autoironią, na pewno zaś nie był zdolny do przemocy. Na długo jednak przylgnęło do niego przezwisko "Laga" Stelmachowski...

14.04.2009

Czyta się kilka minut

Zbudował Senat. "Kontraktowy" Sejm, wyłoniony w wyborach 4 i 18 czerwca 1989 r., miał się wpasować w stare koleiny. Zapewnić dotychczasowej władzy polityczną kontrolę nad niedającym się przewidzieć rozwojem sytuacji. Senat zaś miał być poletkiem doświadczalnym demokratyzacji. Ale był zaledwie niedookreślonym projektem i wszystko, począwszy od siedziby, infrastruktury i personelu urzędniczego, po regulamin, procedury i precyzyjnie wyznaczone zadania i kompetencje, trzeba było dopiero stworzyć. Pokierował tym dziełem pierwszy marszałek wskrzeszonego po 50 latach Senatu Rzeczypospolitej, Andrzej Stelmachowski.

Miał na to niewiele ponad dwa lata. W listopadzie 1991 r. Sejm "kontraktowy" rozwiązał się, a w takim przypadku skraca się także kadencję drugiej izby parlamentu. Do byłego marszałka Senatu zwróciło się kilka ugrupowań prawicowych z propozycją, żeby został ich liderem. W perspektywie, kusiły, byłby ich kandydatem na prezydenta RP. Stelmachowski, podówczas najwyrazistsza postać prawej strony sceny politycznej, odmówił. Nie kandydował też w wyborach do nowego parlamentu. Miał 66 lat; w polityce nie jest to bynajmniej wiek emerytalny. Kilka lat później zaproponowano mu objęcie ambasady przy Stolicy Apostolskiej. Był mocno związany z Kościołem. Od 1972 r. należał do warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej, w latach 1987-1990 był jego prezesem. Należał do wąskiego grona zaufanych współpracowników kardynała Stefana Wyszyńskiego, był także doradcą prymasa Józefa Glempa. Uważany był za idealnego kandydata na placówkę przy Watykanie. Nie przyjął i tego stanowiska, ponieważ Polska zwlekała z ratyfikacją konkordatu.

W grudniu 1991 r. na prośbę nowego premiera Jana Olszewskiego objął tekę ministra edukacji narodowej. Podpis Andrzeja Stelmachowskiego widnieje na zarządzeniu o wprowadzeniu do szkół nauki religii (lub, zamiennie, etyki). Został też zapamiętany z pewnego charakterystycznego gestu, mylnie zresztą, moim zdaniem, zrozumianego. Podczas dyskusji telewizyjnej, gdy przedstawiciele nauczycielskich związków zawodowych zapowiedzieli strajk w szkołach, jeśli nie będzie podwyżki płac, minister pogroził im laską (bez której od dłuższego już czasu nie mógł chodzić). Ktokolwiek z nim się stykał, wie, że był dobroduszny i jowialny, chętnie posługiwał się żartem, ironią i autoironią, na pewno zaś nie był zdolny do przemocy. Ministrem był niespełna pół roku, do upadku rządu Jana Olszewskiego. Na długo jednak przylgnęło do niego przezwisko "Laga" Stelmachowski...

***

Jaka była jego droga do opozycji? Urodził się i dzieciństwo spędził w Poznaniu. Po wybuchu wojny wraz z ojcem, profesorem uniwersytetu poznańskiego, uciekli na wschód. Znaleźli się pod okupacją sowiecką. Ojciec zginął w ZSRR. Syn przedostał się na Litwę, uczęszczał do gimnazjum polskiego w Kownie. Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej przeniósł się do Warszawy, zrobił maturę na tajnych kompletach, zaczął studia na podziemnym Uniwersytecie Warszawskim, w AK dosłużył się stopnia kaprala. Po wojnie prowadził majątek ziemski matki w Strzelnie, studiował w Poznaniu. W 1946 r. był na krótko aresztowany za posiadanie broni; wyłgał się, że do obrony gospodarstwa. Ukończył prawo. Został asystentem, przeniósł się na Uniwersytet Warszawski, zaczął też aplikację sędziowską. W 1957 roku za udział w pielgrzymce prawników na Jasną Górę został pozbawiony nominacji sędziowskiej, spowolnione zostały też jego awanse naukowe; na nominację profesorską musiał czekać do 1972 roku. Specjalizował się w prawie cywilnym, rolnym i rodzinnym. Od 1978 r. brał udział w pracach Konwersatorium Doświadczenie i Przyszłość.

Profesor Wiesław Chrzanowski, były marszałek Sejmu, przyjaciel Stelmachowskiego, powiedział na wieść o jego śmierci: "w czasach opozycji był politycznym fighterem. Niezwykle dynamiczny, emocjonalny i ekspresyjny człowiek". Druga część tej charakterystyki jest jak najbardziej trafna, ale określenie fighter, dla tych, którzy nie znali go tak blisko jak Chrzanowski, może być zaskakujące. Oni obaj i jeszcze mecenas Jan Olszewski byli podczas strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku współtwórcami projektu statutu Solidarności. Byli "doradcami doradców", pracowali raczej na zapleczu niż na "froncie". Opowiadali, że 31 sierpnia, tuż przed podpisaniem porozumień, siedzieli w pakamerze na tyłach sali BHP, mieli na widoku stół prezydialny, ale w uroczystości nie mogli brać udziału, bo wciąż wnosili do tekstu poprawki, żeby odbić ostateczną wersję projektu jeszcze zanim delegaci z innych miast strajkowych rozjadą się do domów. I raczej tak pamiętam profesora Stelmachowskiego: na zapleczu, przy robocie niecierpiącej zwłoki, przy której w dodatku nikt inny nie potrafiłby go zastąpić. I której pod żadnym pozorem nie wolno odpuścić. Jeśli więc fighter, to pozbawiony genu wodzostwa.

W roku 1980 i 1981 profesor Stelmachowski doradzał obu Solidarnościom, robotniczej i zwłaszcza rolniczej. W stanie wojennym, względnie bezpieczny dzięki "immunitetowi" doradcy Episkopatu (bywał jednak wzywany do MSW na przesłuchania, w mieszkaniu miał dziewięciogodzinny kipisz, a syn, działacz NZS, był aresztowany), po wyjściu Lecha Wałęsy z internowania (a wielu działaczy i ekspertów Związku nadal siedziało w więzieniu lub podziemiu), Stelmachowski wraz z kilkoma innymi posiadaczami podobnego "kościelnego immunitetu" (Chrzanowski, Olszewski, Władysław Siła-Nowicki, Andrzej Wielowieyski) stał się niezbędny i bardzo zbliżył się do przewodniczącego Związku. Tytułował go niezmiennie i z niezmąconą powagą: "drogi Szefie". Taki nagłówek jest m.in. na znanym historykom liście do Lecha Wałęsy z 20 stycznia 1989 r., w którym profesor Stelmachowski zawiadamia przewodniczącego, że władza dojrzała już do podjęcia rozmów i to na warunkach Solidarności. Rola, jaką profesor odegrał w procesie przygotowań do rozmów Okrągłego Stołu, była niezastąpiona.

W 1988 r., podczas sierpniowej fali strajków (wcześniejszy, wiosenny wybuch udało się władzy zdławić), naradzał się m.in. z Bronisławem Geremkiem, jak wyjść z pata. W porozumieniu z nim i za aprobatą zwierzchnictwa Kościoła nawiązał kontakt z sekretarzem KC Józefem Czyrkiem i zaproponował podjęcie rozmów z Solidarnością. Następnie przekonał Wałęsę i strajkujących stoczniowców do zaprzestania protestu w geście dobrej woli, a potem przez długich pięć miesięcy niezmordowanie wiązał rwącą się ciągle cieniutką niteczkę. Bez Stelmachowskiego pewnie w końcu do jakiegoś porozumienia by doszło, ale kiedy, jakim kosztem? Słusznie nazwany został (przez Andrzeja Przewoźnika) jednym z głównych "budowniczych niepodległości Polski".

***

W 1992 r. nagle schodzi ze sceny politycznej. Poprzestaje na funkcji prezesa Stowarzyszenia "Wspólnota Polska", do kontaktów z Polonią i Polakami za granicą, które sam, jako marszałek Senatu, czyli - zgodnie z przedwojenną tradycją - patron wychodźstwa, powołał do życia w lutym 1990 r. Ubocze, albo jak się dziś mówi, niszowa "działka". Niewdzięczna. Polonia zachodnia jest nieufna; prezydentem jest wszak Jaruzelski, jak tu uwierzyć w niepodległą...

Stelmachowski nakłania więc prezydenta na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego do przekazania po wolnych powszechnych wyborach prezydenckich insygniów II Rzeczypospolitej do kraju - czyli uznania, że Polska odzyskała niepodległość. Ale jeszcze długo będzie lodołamaczem. Polacy na Wschodzie są niezorganizowani, spauperyzowani i bez własnej warstwy przywódczej, a na dodatek niepoliczeni. Finanse kraju są w rozpaczliwym stanie, a tu trzeba wypraszać fundusze na działalność polonijną. Zrozumienie spraw Polaków na Wschodzie u władz krajowych nikłe. Karta Polaka - dziesięć lat starań. Ustawa o repatriacji - połowiczna. Podwójne obywatelstwo - wciąż niezalegalizowane.

Widzę Stelmachowskiego w dwóch rolach. Na komisji polonijnej Senatu, jak wydziera pieniądze: a to na załatanie dziury w dachu na rzymskokatolickim kościele, bo ściekająca woda niszczy resztki narodowych pamiątek, a to na remont szkoły polskiej, a to na chałupkę, w której może przycupnie wątlutkie stowarzyszenie rodaków (z czasem inwestycje będą coraz okazalsze, ale początki były ubożuchne). Albo w podróży, w samochodzie zapchanym darami, za nieżyczliwą często granicę, po wschodnich bezdrożach, z pokrzepieniem, zachętą, często w obronie przed szykanami ze strony miejscowych władz. Profesor Stelmachowski zbudował model kontaktów Polonii z macierzą. Za naczelną jego zasadę uważał autonomię organizacji Polaków za granicą. Ingerencja z kraju może polegać wyłącznie na mediacji w razie konfliktu. Przed rokiem oddał ster "Wspólnoty Polskiej" Maciejowi Płażyńskiemu. To był znak, że szykuje się do odejścia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2009