Bałkańska misja

Gdy latem 1992 r. Mazowiecki odpoczywał na Mazurach, nieoczekiwanie odszukał go szef MSZ Krzysztof Skubiszewski. Zapytał, czy jego niedawny przełożony zgodziłby się przyjąć funkcję specjalnego sprawozdawcy Komisji Praw Człowieka ONZ w Jugosławii.

04.11.2013

Czyta się kilka minut

W tym czasie wojna w Bośni i Herzegowinie pociągała już za sobą masowe ofiary wśród ludności cywilnej, ale europejska opinia publiczna była przeciw interwencji militarnej. Panowała euforia po upadku komunizmu i przekonanie, że można poradzić sobie z tym konfliktem na drodze rokowań.

Tadeusz Mazowiecki przyznawał, że nie był znawcą tematyki bałkańskiej, ale rozumiał nastroje społeczne w państwach posttotalitarnych. Przyjął zadanie z nadzieją, że pomoże położyć kres zbrodniom i przyczyni się do pokoju. Moja rola polegała na pomaganiu mu w przygotowywaniu raportów, organizowaniu misji w terenie i zbieraniu wiarygodnych informacji.

Poznaliśmy się w Genewie w sierpniu 1992 r. – i szybko udało się nam znaleźć wspólny język (choć, jako osoba niepaląca, męczyłem się w oparach dymu papierosowego). Gdy podczas rozmów z kolejnymi prezydentami na Bałkanach proszono Mazowieckiego, by w ich trakcie nie palił, odpowiadał grzecznie, że nie pali tylko w obecności jednej osoby na świecie. Zgadnij, Czytelniku, kogo miał na myśli?

NIEDYPLOMATYCZNY DYPLOMATA

Sądziliśmy wszyscy, że misja potrwa kilka miesięcy. Trwała prawie trzy lata. Mazowiecki szybko zorientował się, że nie ma wpływu na procesy polityczne, a jego rolę postrzega się w kategoriach „buchaltera”, podliczającego zabitych, wysiedlonych, przetrzymywanych w obozach itp. Na to nie chciał się zgodzić i już po kilku miesiącach oznajmił mi, że ma zamiar zrezygnować. Wówczas jednak ludzie na Bałkanach prosili, by kontynuował misję. Wiedzieli, że nie może zatrzymać machiny wojennej, ale uważali, że jest ich głosem w świecie.

Zdobył ogromny autorytet we wszystkich krajach byłej Jugosławii. Choć władze serbskie i serbscy nacjonaliści uważali, że ich dyskryminuje, to organizacje pozarządowe i tzw. zwykli obywatele, niezależnie od narodowości, darzyli go wielkim szacunkiem. Los ofiar leżał mu na sercu, a zarazem wychodził z niego rasowy polityk, niegodzący się z rolą kwiatka do kożucha, którą chcieli mu przypisać m.in. negocjatorzy z ONZ: lord David Owen i Cyrus Vance.

Walczył, by w trakcie negocjacji pokojowych stawiać żądanie natychmiastowego zaprzestania czystek etnicznych, gwałtów i zbrodni wojennych. Uważał, że powinno się być gotowym do użycia siły w obronie cywilów. Otwarcie krytykował taktykę negocjacyjną, polegającą na jednakowym traktowaniu sprawców i ofiar. Walczył też z tezą, że konflikt ma charakter religijny. Udowadniał, że nie chodzi o religie, ale o interesy polityczne i ekonomiczne. Zarazem przywiązywał dużą wagę do kontaktów z przywódcami duchowymi, zachęcając ich (niestety, raczej daremnie) do zaangażowania się w położenie kresu wojnie.

WIĘZIEŃ WŚRÓD WIĘŹNIÓW

Szczególnie trudne – z przyczyn logistycznych (bezpieczeństwo) i psychologicznych – były te misje, w czasie których odwiedzaliśmy obozy dla uchodźców i więzienia.

Dramatyczny przebieg miała podróż do kontrolowanej przez Serbów części Bośni jesienią 1992 r. Chcieliśmy dotrzeć do obozu w Manjacy koło Banja Luki, gdzie przetrzymywano ok. 5 tys. więźniów. Serbowie zażądali, by eskortujący nas żołnierze francuscy oddali długą broń, a potem opóźniali nasz transport. Ale Mazowiecki był nieugięty i domagał się kontaktu z więźniami. Komendant obozu wygłosił godzinne przemówienie, a potem oświadczył, że jest za późno na spotkanie z więźniami. Wtedy Mazowiecki stwierdził, że jako były więzień wie, że dla uwięzionych spotkanie z jego delegacją jest bardzo ważne. Ale generał był coraz bardziej agresywny i zagroził internowaniem eskortujących nas żołnierzy, jeśli nie opuścimy obozu. Mazowiecki podjął więc decyzję o wyjeździe, ale w raporcie potępił ten incydent.

Wizyty w obozach zawsze trwały godzinami. Mazowiecki nikomu nie odmawiał rozmowy i wysłuchania jego opowieści. Często ponaglaliśmy go, gdyż czekały nas następne wizyty. Ale on nie przerywał rozmówcom: słuchał i rozumiał ich cierpienie. Tym, co nas różniło, był także stosunek do mediów: ja sądziłem, że przeszkadzają w dotarciu do prawdy, gdyż świadkowie mogą bać się kamer. On uważał, że media są naszym sojusznikiem, gdyż dzięki nim świat wie, co się tu dzieje. Okazało się, że miał rację, a my, wbrew stanowisku biurokracji ONZ, dbaliśmy, aby dziennikarze mieli pełen udział w naszych misjach.

GŁOŚNE „NIE”

Symbolem postawy Mazowieckiego była jego dymisja z funkcji w sierpniu 1995 r. po masakrze, jakiej dokonały siły serbskie w Srebrenicy (będącej wówczas tzw. strefą bezpieczeństwa chronioną przez ONZ). Gdy poinformował sekretarza generalnego ONZ o zamiarze odejścia, ten uruchomił wszystkie możliwe środki zachęty i perswazji, by odwieść go od tego kroku. Jak wiadomo, Mazowiecki nie słynął z podejmowania szybkich decyzji, ale gdy już je podejmował, nie było możliwości, by zmienił zdanie. Tak było i tym razem.

Okazało się, że miał rację. Ta dymisja i towarzyszący jej list, mądry i przemyślany, odbiły się szerokim echem na świecie. Z całym przekonaniem twierdzę, że był to symboliczny kamyczek, który uruchomił proces dojścia do porozumienia pokojowego w Dayton.


Prof. ROMAN WIERUSZEWSKI (ur. 1947) jest prawnikiem, był wiceprzewodniczącym Komitetu Praw Człowieka ONZ. W latach 1996-98 stał na czele misji Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka z siedzibą w Sarajewie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2013