Atak na rajskiej wyspie

Do zamachu bombowego na najważniejszego polityka kraju doszło na Malediwach, uchodzących wśród mieszkańców bogatego Zachodu za wymarzone miejsce na wakacje.
w cyklu STRONA ŚWIATA

11.05.2021

Czyta się kilka minut

 Policja zabezpiecza miejsce po zamachu bombowym, Male, 6 maja 2021 r. / FOT. AFP/East News /
Policja zabezpiecza miejsce po zamachu bombowym, Male, 6 maja 2021 r. / FOT. AFP/East News /

Bomba wybuchła tuż obok samochodu, do którego wsiadał Mohamed Nasheed, były prezydent kraju. Dziś sprawuje stanowisko przewodniczącego parlamentu, drugiej po prezydencie, najważniejszej osobistości wyspiarskiego kraju, ale mieszkańcy Malediwów (niespełna 400 tysięcy) nie mają wątpliwości, że to właśnie on, Nasheed, pozostaje głównym rozgrywającym w miejscowej polityce.

Samochód czekał na Nasheeda na głównej ulicy – zaułek, przy którym znajduje się jego rodzinny dom, jest tak wąski, że żaden samochód się w nim nie zmieści. Ochrona, która mu towarzyszyła, nie zwróciła uwagi na niebieski motocykl zaparkowany u wylotu zaułku, tuż obok miejsca, w którym stanął przybyły po byłego prezydenta samochód.

Bomba wybuchła w chwili, gdy Nasheed wsiadał do auta. Zamachowiec najprawdopodobniej widział go i uruchomił zapalnik zdalnie. Był czwartek, 6 maja, w pół do dziewiątej wieczorem, ostatni tydzień ramadanu, miesiąca postu, przestrzeganego przez wyznawców islamu, jedynej religii dozwolonej w wyspiarskiej republice. Male, stolica kraju, w której mieszka ponad jedna trzecia wszystkich obywateli kraju, powoli pustoszała. Ludzie spieszyli do domów, żeby zdążyć przed dziewiątą, gdy zaczyna się godzina policyjna, wprowadzona z powodu epidemii COVID-19, a także, by w rodzinnym gronie zjeść pierwszy tego dnia posiłek. 

Wybuch słychać było w całym mieście. Policja twierdzi, że bomba została skonstruowana domowym sposobem, z materiałów wybuchowych używanych przez miejscowe wojsko. Żeby zwiększyć jej niszczycielską moc, zamachowcy umieścili w niej metalowe kulki, jakich używa się w łożyskach. 53-letni Nasheed został dosłownie podziurawiony odłamkami. Był ranny w głowę, pierś, brzuch, nogi. Lekarze ze szpitala, do którego został przewieziony, podali, że ma uszkodzoną wątrobę i jelita, płuca i żebra, a jeden z odłamków przeszedł dosłownie o centymetr od serca. Rannych zostało także trzech żołnierzy z eskorty oraz dwóch przypadkowych przechodniów (w tym 70-latek z Wielkiej Brytanii), ale ich obrażenia były dużo lżejsze.

Nasheed spędził 16 godzin na stole operacyjnym, ale przeżył, jest przytomny i lekarze zapewniają, że jego życiu nic już nie zagraża. Prezydent kraju Ibrahim Mohamed Solih, polityczny towarzysz i przyjaciel Nasheeda, wygłosił w telewizji orędzie, w którym powiedział, że zamach na byłego prezydenta był w istocie zamachem na Malediwy i wszystko to, co cenią sobie najbardziej.

Bohater ulicy

W 2008 roku dziennikarz Nasheed został pierwszym prezydentem Malediwów, wybranym w wolnej i uczciwej elekcji. Przedtem, przez 30 lat niepodległym od 1965 roku krajem rządził jak dyktator Maumun Abdul Gayoom (zanim stały się brytyjską kolonią, a potem republiką, w Malediwach panowali sułtani). Nie cierpiał konkurentów do władzy ani krytyki, a młodszego o 30 lat Nasheeda, który najpierw krytykował go jako dziennikarz, a potem przywódca politycznej opozycji, najchętniej wtrącał do więzienia i kazał poddawać torturom. W sumie aresztowany i więziony po wielokroć dziennikarz spędził za kratkami ponad 6 lat.

W 2008 roku Gayoom uległ jednak tamtejszemu hegemonowi, Indiom, które przekonały go, że dla poprawy wizerunku Malediwów, ale także samych Indii dobrze byłoby, gdyby prezydent o nawykach sułtana urządził jednak prawdziwą elekcję. Indie, które zawsze go wspierały i broniły jego rządów, ilekroć bywały zagrożone, uspokajały go, że nie ma sobie na Malediwach równych i nikt jego panowaniu nie zagrozi. Gayoom, pewny wygranej, zgodził się. W pierwszej rundzie zwyciężył, ale nie zdobył wystarczającej liczby głosów, by nie potrzebna była dogrywka. W drugiej rundzie zaś niespodziewanie przegrał z dziennikarzem Nasheedem, który w ten sposób został nowym prezydentem kraju.


CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. CZYTAJ TUTAJ →


Nie porządził za długo, bo w 2012 roku został zmuszony do ustąpienia przez wojskowych. Zarzucili mu, że nie radzi sobie z rządzeniem, a kraj pogrąża się w bałaganie i biedzie. Malediwska ulica, której był bohaterem jako dziennikarz i dysydent, zwróciła się przeciwko niemu, gdy jako prezydent kazał ludziom zaciskać pasa, a policji rozpędzać uliczne pochody i wiece urządzane przez niezadowolonych z jego rządów. W stołecznym Male co chwila dochodziło do rozruchów.

Liberalizmem, troską o przyrodę i walką ze zmianami klimatu zaskarbił sobie życzliwość i popularność na Zachodzie – w 2009 roku wzbudził sensację, gdy zwołał posiedzenie rządu pod wodą, na głębokości 4 m pod powierzchnią Oceanu Indyjskiego, a ministrowie przybyli w strojach płetwonurków. Chciał w ten sposób zwrócić uwagę świata na ocieplanie klimatu i wynikający z niego podnoszący się poziom mórz i oceanów, zagrażających zalaniem wyspiarskich krajów takich jak Malediwy.

Swoją fascynacją postępem i Zachodem zraził do siebie konserwatywnych, pobożnych rodaków, a zwłaszcza mułłów, którzy zaczęli oskarżać go w meczetach, że jest wrogiem islamu, wysługuje się bezbożnemu Zachodowi i Żydom, toleruje półnagich, siejących zgorszenie cudzoziemców na plażach oraz że chce nawrócić Malediwy na chrześcijaństwo. Wyborczego upokorzenia nie zapomnieli i nie darowali mu także sędziwy Gayoom i dygnitarze z jego dworu, odsunięci od władzy i przywilejów.

Zmuszony do dymisji Nasheed ustąpił, ale rok później spróbował odzyskać władzę w nowych, wolnych wyborach. Został w nich jednak pokonany przez krewniaka Gayooma, Abdullaha Yamina, i to on został nowym prezydentem kraju. Niewiele brakowało, a Nasheed znów trafiłby do więzienia. Został oskarżony o terroryzm i skazany w sfingowanym procesie na 13 lat za kratkami. Nowy prezydent, przekonany, że pozbył się na zawsze rywala – wyrok wykluczał Nasheeda z przyszłych prezydenckich elekcji – pozwolił mu jednak łaskawie wyjechać z kraju, zamienić niewolę na wygnanie, najpierw w Wielkiej Brytanii, a potem na Sri Lance.

Ale i Yaminowi szybko powinęła się noga. Oskarżany o korupcję i apodyktyczne ciągotki, w 2018 roku przegrał wybory i musiał ustąpić, a prezydencki fotel przypadł Ibrahimowi Mohamedowi Solihowi, z którym Nasheed przyjaźni się od dzieciństwa. Nasheed wrócił z wygnania, a nie mogąc walczyć o prezydenturę, poprowadził swoją partię do zwycięstwa w wyborach do parlamentu i został jego przewodniczącym.

Kto wydał wyrok?

Stołeczna policja z Male ogłosiła, że już po trzech dniach od zamachu aresztowała trzech niedoszłych zabójców, w tym głównego zamachowca, 25-letniego Adhuhama Ahmeda Rashida. Jedna z kamer przemysłowych, zainstalowanych w miejscu zamachu, zarejestrowała, jak niedługo przed wybuchem przyczepia podejrzany ładunek do niebieskiego motocykla. Aresztowano też dwóch jego pomocników, 21-letniego Mujaza Ahmeda i 32-letniego Thahmina Ahmeda. W poszukiwaniu kolejnych i w śledztwie policji z Malediwów pomagają inspektorzy zaproszeni z Australii i Wielkiej Brytanii, ale prokurator generalny Hussain Shamim już dziś jest przekonany, że zamachu dokonali muzułmańscy fanatycy, choć żadne ze znanych ugrupowań uciekających się do terroru nie przyznało się do ataku na Nasheeda. Jako prezydent, przed laty, a teraz jako przewodniczący parlamentu nie ukrywał swojej wrogości dla religijnego fanatyzmu.

Jeszcze jako prezydent przestrzegał przed tym, że podburzeni przez mułłów-fanatyków młodzi muzułmanie z Malediwów całymi tuzinami wyprawiają się do Iraku i Syrii, gdzie wstępują w szeregi dżihadystów z Państwa Islamskiego i Al-Kaidy. Szacuje się, że co najmniej 250 ochotników z Malediwów walczyło w armii kalifatu. W przeliczeniu na liczbę ludności czyni to ten kraj jednym z głównych zagłębi przyszłych dżihadystów.

W 2007 roku weterani świętej wojny dokonali pierwszego w dziejach Malediwów zamachu bombowego, wymierzonego w cudzoziemskich letników. Dwunastu przybyszów – ośmiu Chińczyków, dwóch Brytyjczyków i dwóch Japończyków – zostało rannych. Więcej zamachów, do czasu próby zabójstwa Nasheeda, już nie było, ale w zeszłym roku na wyspie Hulhumale miejscowy dżihadysta zaatakował i zranił nożem dwóch turystów z Chin i jednego z Australii. Policja podejrzewa, że właśnie dżihadyści uprowadzili i zabili w 2014 roku dziennikarza Ahmeda Rilwana, a rok później zamachowcy próbowali zabić prezydenta Abdullaha Yamina na jego motorówce. W styczniu ujawniono, że jesienią udaremniono próbę zamachu bombowego na jedną ze szkół.

Zwolennicy Nasheeda uważają jednak, że dżihadyści są zbyt łatwym tropem i że zamachu równie dobrze mogli dokonać zwolennicy byłych prezydentów Gayooma i Yamina. W feralny czwartek, kilka godzin przed zamachem, Nasheed ogłosił, że ma już gotową listę z nazwiskami dygnitarzy z rządu Yamina podejrzanymi o kradzież z kasy państwa stu milionów dolarów, pochodzących z zysków z turystyki. Odgrażał się też, że postawi przed sądem i przykładnie ukarze tych, którzy ochraniali i ochraniają miejscowych dżihadystów i ich duchowych przywódców. O ile stary Gayoom i Nasheed jako prezydenci trzymali z Indiami, Yamin postawił na indyjskich konkurentów, Chińczyków, a także Pakistan i Arabię Saudyjską. Saudyjczycy pojawili się na Malediwach po tsunami, które zalało wyspy w 2004 roku. Przybyli z pomocą po klęsce żywiołowej, ale od tego czasu w malediwskich meczetach zaczęła dominować przeszczepiona z Arabii Saudyjskiej wahabicka, skrajna, wojownicza odmiana islamu, a prezydent Yamin oskarżał odtąd swoich wrogów, że są wrogami muzułmanów.

Tubylcy i letnicy

Wybuch bomby, która miała zgładzić Nasheeda, słyszano w całym Male, ale nie na porośniętych palmami atolach, gdzie co roku zjeżdża ze świata więcej letników, niż liczy cała ludność Malediwów. Prosto z lotniska rozwożeni są awionetkami, śmigłowcami i łodziami motorowymi po rozrzuconych na oceanie wysepkach, do luksusowych hoteli i bungalowów, na bielusieńkie plaże i turkusowe laguny.

Nie docierają do nich ani ich nie zajmują wybuchy bomb, grzmoty politycznych burz czy widok biedy, w której żyje większość mieszkańców wysp, uchodzących za wakacyjny raj dla bogaczy. Błogiego spokoju i odpoczynku nie zakłócają uliczne rewolucje, religijne fanatyzmy i rządy tyranów. Ani nawet to, że jeśli klimat dalej będzie się ocieplał, a poziom wód w oceanach wciąż podnosił, Malediwy zostaną zalane przez turkusową wodę i znikną z powierzchni ziemi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej