Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Papież zna go od trzydziestu lat. Gdy w 1992 r. został biskupem pomocniczym Buenos Aires, ks. Zanchetta był świeżo wyświęconym księdzem w Quilmes, miasteczku leżącym na skraju stołecznej metropolii, gdzie szybko dał się poznać jako sprawny organizator i menadżer. Wkrótce był już sekretarzem jednej z komisji episkopatu, rektorem niższego seminarium, ekonomem wyższego, wreszcie podsekretarzem konferencji episkopatu Argentyny. Był też jedną z pierwszych biskupich nominacji argentyńskiego papieża – w lipcu 2013 r. Franciszek mianował go ordynariuszem diecezji Oran.
Zapamiętano go jako zdecydowanego zarządcę, sprawnie pozyskującego fundusze na budowę seminarium, także dzięki osobistym przyjaźniom z lokalnymi i regionalnymi politykami. W lipcu 2017 r. niespodziewanie zniknął, pozostawiając swoim wiernym list, w którym nagły wyjazd z diecezji tłumaczył problemami zdrowotnymi. Kilka miesięcy później odnalazł się w Watykanie – papież dał mu mieszkanie w Domu św. Marty, przyjął oficjalną rezygnację z urzędu ordynariusza i zatrudnił w Administracji Dóbr Stolicy Apostolskiej (APSA), na etacie asesora, specjalnie dla niego utworzonym.
Bałaganiarz z wizją
Dziwnym trafem zdrowotne problemy, uniemożliwiające 50-letniemu biskupowi pracę w Argentynie, ale pozwalające na pełnienie funkcji w Watykanie, zbiegły się z oskarżeniami Zanchetty o mobbing i finansowe nadużycia. Pojawił się też zarzut rozpowszechniania pornograficznych zdjęć. Papież o tym wiedział.
W wywiadzie udzielonym meksykańskiej telewizji półtora roku później (gdy sprawa stała się głośna) Franciszek przyznał, że w oskarżenia nie uwierzył – za dobrą monetę przyjął wyjaśnienia Zanchetty, że jego telefon został zhakowany. „Wątpliwości należy rozstrzygać na korzyść oskarżonego” – tłumaczył papież w wywiadzie. W podobny sposób potraktował zarzuty o mobbing: „Zdaniem niektórych miał usposobienie despotyczne, autorytarne, sprawami finansowymi zarządzał w niejasny sposób, ale to nie zostało udowodnione”. I dalej: „Może z ekonomicznego punktu widzenia nie był najlepiej zorganizowany, ale dziełami, które mu powierzono, nie zarządzał źle. Miał bałagan, ale i wizję. […] Wysłałem go do Hiszpanii na test psychiatryczny, który wykazał, że wszystko jest w porządku. Miał jeździć na psychoterapię na dwa dni w miesiącu, więc nie byłoby mu wygodnie wracać do Argentyny. Zatrzymałem go, bo test wykazał, że ma umiejętności diagnostyczne, konsultingowe, zarządcze”.
Wiara i domniemanie
Papież zmienił zdanie dopiero po informacjach od nuncjusza, że oskarżenia wobec Zanchetty brzmią poważnie. W styczniu 2019 r. polecił wszczęcie procesu kanonicznego. Z pewnością już wtedy nie chodziło tylko o nadużywanie władzy, skoro postępowanie prowadziła Kongregacja Nauki Wiary. I rzeczywiście – wkrótce prokuratura w Oranie poinformowała o rozpoczęciu śledztwa w sprawie wykorzystania seksualnego dwóch kleryków diecezjalnego seminarium. Do czynów, o które poszkodowani oskarżali biskupa, miało dojść w 2016 i 2017 r. Kongregacja Nauki Wiary przekazała nawet – czego się nie spodziewano - do sądu w Oranie dokumentację z procesu kanonicznego. 4 marca zapadł wyrok skazujący biskupa za przestępstwa seksualne – w sprawie nadużyć finansowych (oszustwa na szkodę skarbu państwa) prowadzone będzie oddzielne postępowanie.
Papież też biskup
Można powiedzieć – sprawiedliwości stało się zadość, a papież Franciszek kierował się słuszną i powszechnie akceptowaną zasadą domniemania niewinności. Gdy tylko oskarżenia nabrały podstaw i pojawił się wątek seksualnego wykorzystania osób podległych, zareagował stanowczo – wydał polecenie przeprowadzenia postępowania kanonicznego i nakazał Zanchetcie stawić się przed argentyńskim wymiarem sprawiedliwości.
Cała ta historia przypomina jednak setki podobnych przykładów, znanych i krytykowanych, zachowania się biskupów wobec oskarżanych o przestępstwa księży: bronienia ich, przenoszenia na inne stanowisko, wyciągania pomocnej dłoni, wiary w niewinność. Gdy oskarżony jest osobą bardziej bliską i zaufaną niż ofiara (czyli – w przypadku przestępstw popełnianych przez księży – niemal zawsze), bycie jednocześnie „ojcem” i „sędzią” przerasta niejednego biskupa. Nawet tego z Rzymu.