Anemia

Skuteczna urzędniczka zdymisjonowana, nieskuteczny minister ocalony, kolejki do specjalistów coraz dłuższe. Obyśmy w nowym roku zdrowi byli.

28.12.2013

Czyta się kilka minut

Przed świętami Bożego Narodzenia dowiedzieliśmy się nagle, że Narodowy Fundusz Zdrowia stracił prezesa – Agnieszkę Pachciarz, która wcześniej należała do najbardziej zaufanych współpracowników ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza.

Aby zrozumieć, co się stało, trzeba wrócić do wydarzeń sprzed niemal dwóch lat. Pamiętam to ekskluzywne spotkanie dla dziennikarzy w saloniku gotyckim przy gabinecie ministra, wiosną 2012 r., kiedy nowa współpracownica Bartosza Arłukowicza została przedstawiona mediom. Już wtedy szeptano na korytarzach, że lada moment była dyrektor szpitala w Pleszewie zostanie prezesem największej instytucji ubezpieczeniowej w polskiej służbie zdrowia. I tak się stało: kilka miesięcy później, w czerwcu 2012 r., prawa ręka ministra zdrowia została prezesem NFZ.

DECENTRALIZACJA, KTÓREJ NIE BYŁO

Określenie „prawa ręka” nie było na wyrost: Bartoszowi Arłukowiczowi, podobnie jak i wszystkim jego poprzednikom, zależało na tym, aby Funduszem kierowała osoba nie tylko kompetentna, ale także w miarę bezkonfliktowa. Harmonijna współpraca między resortem zdrowia a prezesem Narodowego Funduszu Zdrowia jest bowiem kluczem do sprawnego funkcjonowania istniejącego od 10 lat systemu ochrony zdrowia. Według Arłukowicza Agnieszka Pachciarz te warunki spełniała wyśmienicie.

Nowa prezes miała od początku wyznaczone główne zadanie: reformę Narodowego Funduszu Zdrowia, m.in. decentralizację. Centrala w ocenie rządzących była niepotrzebna – była superksięstwem, które z jednej strony kontraktowało usługi i wypłacało pieniądze szpitalom i przychodniom, a z drugiej strony kontrolowało cały system przepływu pieniędzy, a więc teoretycznie także swoją działalność. W marcu 2013 r. Bartosz Arłukowicz uroczyście ogłosił założenia reformy: władza z centrali NFZ będzie przekazana do wojewódzkich oddziałów NFZ, a kontrolą ich działalności zajmie się nowa instytucja – Urząd Ubezpieczeń Zdrowotnych. Podane zostały terminy i przygotowania ruszyły pełną parą. W resorcie spisano założenia reformy. Sama ustawa też z grubsza była napisana.

Jednak nagle po dwóch miesiącach... premier całej reformie ukręcił łeb. Powód był prosty: to, co wymyślił Bartosz Arłukowicz ze swoimi współpracownikami, było bardzo źle przygotowane. Nikt oficjalnie nie przyznał się do tego, że dopiero co ogłoszona reforma nie zostanie zrealizowana, bo byłaby to kompromitacja i polityczne samobójstwo. Jest jednak faktem, że prace stanęły.

OSZCZĘDNIE I PROSTO

Nagle więc, na początku czerwca 2013 r., zniknęło główne zadanie, które miała wykonać w centrali Funduszu Agnieszka Pachciarz. I w tej właśnie nieudanej reformie upatrywałbym początków przesilenia w kontaktach Pachciarz–Arłukowicz, które zaowocowało odwołaniem ze stanowiska pani prezes.

Od czasu politycznej decyzji premiera stosunki między Narodowym Funduszem Zdrowia a Ministerstwem Zdrowia zaczęły się ochładzać, a Pachciarz poświęciła się wyłącznie bieżącej pracy instytucji, która, jak się wydaje, jeszcze długo będzie nadawać ton rozwojowi polskiej ochrony zdrowia. Warto dodać, że pani prezes w trakcie półtorarocznego okresu urzędowania odnosiła sukcesy. Z pewnością można do nich zaliczyć uporządkowanie wykonywania wielu procedur medycznych. Chodziło m.in. o to, aby, jeżeli jest tylko taka możliwość, pacjenci byli leczeni w przychodniach, a nie w szpitalach. Leczenie w szpitalach jest kosztowniejsze – wiadomo o tym nie od dziś.

Ta sztuka udała się pani prezes całkiem nieźle. W ciągu 10 miesięcy minionego roku ambulatoria przyjęły o 346 tysięcy pacjentów więcej niż w analogicznym okresie roku 2012. Dzięki temu udało się zaoszczędzić 91 mln zł, które zostały wydane na opłacenie kolejnych procedur medycznych.

BEZSILNIE I NIEDECYZYJNIE

Agnieszka Pachciarz skutecznie administrowała też nowymi systemami informatycznymi: Elektroniczną Weryfikacją Uprawnień Świadczeniobiorców (eWUŚ) oraz Zintegrowanym Informatorem Pacjenta (ZIP). Pani prezes okazała się więc pracowitym i sprawnym urzędnikiem – w zakresie powierzonych jej obowiązków i możliwości, jakimi dysponowała, sprawdziła się doskonale.

Tego samego niestety nie można powiedzieć o ministrze zdrowia. Jedną z niewielu pozytywnych zmian, jakie pojawiły się w ciągu ostatnich dwóch lat, jest wprowadzenie ustawy refundacyjnej, dzięki której w miarę sensownie prowadzona jest polityka lekowa. Systematycznie ogłaszane są obwieszczenia z nowymi listami refundacyjnymi. Firmy konkurują, ostro obniżając ceny leków. Wiele aptek popadło wprawdzie w finansowe tarapaty i w polskich oddziałach koncernów farmaceutycznych trzeba było zmniejszyć obsadę działów marketingu, ale pacjentom z pewnością te zmiany wyszły na zdrowie.

Tyle że ta ustawa została przygotowana jeszcze przez poprzedników obecnego ministra. Bartosz Arłukowicz nie zaproponował żadnej poważnej reformy, którą dałoby się sensownie zrealizować. Kompromitacja związana z ogłoszeniem legislacyjnego bubla w postaci decentralizacji NFZ jest trudna do ukrycia. Podsumowując: dwa lata rządów Bartosza Arłukowicza to ciąg decyzyjnych wpadek i festiwal politycznej bezsilności.

POBOJOWISKO I OFIARY

Wystarczy prześledzić sprawę okulisty prof. Jerzego Szaflika. W sierpniu 2012 r. szef resortu zdrowia zarzucił mu korupcyjne działania: najpierw zwolnił go z funkcji członka Krajowej Rady Transplantacyjnej i stanowiska konsultanta krajowego ds. Okulistyki, a dopiero potem skierował sprawę do Centralnego Biura Śledczego. Śledztwa prowadzone przez służby, prokuraturę, jak i samych urzędników Ministerstwa Zdrowia (!) nie potwierdziły zarzutów. Zacny profesor, doskonały specjalista, budujący od 40 lat swój zawodowy i etyczny autorytet został cywilnie zniszczony. O przeprosinach nikt nie słyszał.

Od ponad półtora roku ciągnie się też festiwal niemocy w Centrum Zdrowia Dziecka, za który politycznie odpowiedzialny jest minister zdrowia jako organ założycielski, nadzorujący działalność placówki. W tym czasie ogłoszono już 6 konkursów na stanowiska dyrektora tego wiodącego szpitala pediatrycznego – w tej chwili trwa właśnie szósty i już wiadomo, że nie przyniesie wyłonienia nowego dyrektora, bo w ogłoszonym terminie zgłosił się tylko jeden kandydat, a powinno co najmniej dwóch.

Na skraju finansowej przepaści jest nie tylko ten instytut, ale też inne placówki medyczne o charakterze naukowym. Poważne kłopoty finansowe cały czas ma, pomimo oddłużenia, Centrum Onkologii w Warszawie.

MEDIALNA POLITYKA

Trudno przewidzieć, co będzie miał w nadchodzącym roku do zaproponowania Bartosz Arłukowicz. Można by rzec z sarkazmem, że pewnie mniej więcej tyle, ile w swoim drugim exposé miał do powiedzenia o ochronie zdrowia pan premier (Donald Tusk nie powiedział na ten temat ani słowa).

Nie ma protestów w służbie zdrowia – nie ma reform. Doświadczenie kolejnych rządów od prawa do lewa z ostatnich 15 lat wskazuje niezbicie, że zmiany w ochronie zdrowia podejmowane są nie w zaciszach gabinetów, ale na ulicach. Dopiero kiedy pielęgniarki zaczynały budować białe miasteczko albo lekarze odstępowali od pracy, uaktywniali się politycy ze swoimi pomysłami na poprawę sytuacji. Jak Bartosz Arłukowicz, decydujący się na interwencję i kontrolę w Centrum Zdrowia Dziecka dopiero gdy prof. Janusz Książyk, dyrektor Centrum, zorganizował konferencję prasową, aby ujawnić katastrofalną sytuację w szpitalu. Na razie jedyny wymierny efekt tej interwencji jest taki, że minister odwołał skarżącego się dyrektora.

Takie medialne prowadzenie polityki zdrowotnej jest krótkowzroczne, kosztowne i mało skuteczne. Potwierdziła to ostatnio Najwyższa Izba Kontroli, która w raporcie ujawniła, że wydłużają się kolejki do lekarzy specjalistów. Do alergologa średnio czeka się pół roku, do endokrynologa półtora roku, a do okulisty trzy lata. To jest właśnie efekt zaniedbywanych reform.

KOLEJKI SAME SIĘ NIE SKRÓCĄ

W tej chwili premier żąda od ministra zdrowia, aby do wiosny rozwiązał problem kolejek do lekarzy specjalistów. To żądanie, z którego minister zdrowia oczywiście nie będzie w stanie się wywiązać, bo kolejek do specjalistów w ciągu kilku miesięcy nie można zlikwidować, a nawet znacząco skrócić. Po prostu: nie trzeba walczyć z kolejkami, tylko z mechanizmami, które do tych kolejek doprowadziły, a to jest robota na lata; trzeba mieć tylko odwagę polityczną, aby ją podjąć.

Nie należy jednak przypuszczać, aby do końca kadencji zaszły jakieś zmiany na stanowisku szefa resortu zdrowia. Ten mechanizm na razie toczy się siłą rozpędu i jeżeli nie dojdzie do jakiegoś skandalu z udziałem ministra bądź strajku powszechnego (czego nikomu nie życzę), nic się w ochronie zdrowia nie zmieni. Oby nie było gorzej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2014