Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Po serii artykułów dotyczących egzorcystów chcę się podzielić kilkoma refleksjami. Po pierwsze, przekonanie, że inna osoba może doprowadzić mnie do opętania, może skutkować zwolnieniem siebie z odpowiedzialności za własne życie i dokonywane wybory moralne – bo „po co się męczyć, skoro i tak działanie innych zniweczy cały podjęty trud”. Po drugie, korzystanie z sakramentów, szczególnie spowiedzi, łączy się z podjęciem osobistego wysiłku (wyznaniem, podjęciem pracy nad sobą). Egzorcyzm jest działaniem „z góry”, zatem współpracy z łaską Bożą wymaga raczej od egzorcysty i posługujących niż od samego delikwenta. Tu ponownie może przyjść pokusa, że w takim układzie „po co się męczyć”, skoro egzorcysta i tak wszystko w odpowiednim czasie załatwi. Wreszcie, u młodych – choć nie tylko – motywacją zgłoszenia się do egzorcysty może być czysta ciekawość. A człowieka stać na duży wysiłek, by pojąć „tajemną wiedzę”, doznać niesamowitych przeżyć.
Wszystkie te powody mogą przyczyniać się do swoistej masowej „produkcji opętanych”. To groźne – dla wiary, właściwej relacji z Bogiem, a także wizerunku Kościoła. I warto poważnie się nad tym zastanowić.