70 dolarów na samodzielność

Pomoc żywnościowa się zmieniła. Zamiast dostawać paczki z jedzeniem, ofiary wojen i susz same decydują dziś, na co, przy pomocy telefonów, wydadzą pieniądze – mówią pracownicy misji PAH w Somalii i Iraku.

15.04.2019

Czyta się kilka minut

Dystrybucja pieniędzy w obozie Debaga w irackim Kurdystanie, listopad 2018 r. / RAFAŁ GRZELEWSKI / PAH
Dystrybucja pieniędzy w obozie Debaga w irackim Kurdystanie, listopad 2018 r. / RAFAŁ GRZELEWSKI / PAH

MARCIN ŻYŁA: Rozmawiamy przez Skype’a. Gdzie teraz jesteście?

BIRHANU WAKA: Jestem w biurze Polskiej Akcji Humanitarnej w Erbilu. Dziś jest 9 kwietnia, czyli święto państwowe – rocznica obalenia Saddama Husajna. Ale u nas się pracuje.

KIRSTEN POOLE: A ja w Genewie, w siedzibie Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców. Trwa przerwa podczas spotkania grupy roboczej Global WASH and Shelter – razem z pracownikami innych organizacji zastanawiamy się, jak skuteczniej pomagać w kwestii higieny, dostępu do wody, sanitariatów i schronienia. To jednak nietypowy dla mnie dzień. Zwykle pracuję w biurach PAH w Mogadiszu, stolicy Somalii, lub w Nairobi.

Pamiętam obraz sprzed lat – program telewizyjny o dostarczaniu żywności. Kontenery lądujące na spadochronach, rzucający się na nie ludzie, chaos. Niektórym pomoc humanitarna kojarzy się tak do dziś.

KP: Od tamtego czasu dużo się zmieniło – jej dostarczanie bardzo się sprofesjonalizowało. Nie reagujemy już wyłącznie na nagłe kryzysy, jak wojny czy katastrofy naturalne, lecz wzmacniamy lokalne społeczności tak, aby mogły się lepiej chronić przed ich skutkami. To ważne choćby w Somalii, gdzie dzisiejsze wyzwania – susze i pogarszające się bezpieczeństwo żywnościowe – są podobne do tych z lat 80. XX w.

Dziś oprócz „pomocy” żywnościowej mówi się też o „wsparciu”.

KP: Badacze akademiccy i praktycy wciąż zastanawiają się i uczą, jaka pomoc jest najbardziej skuteczna. W Somalii trwa długi, ciągnący się od lat kryzys. W takich warunkach walka z ubóstwem i niedożywieniem jest bardzo trudna. Działania PAH polegają na zapewnieniu uchodźcom wewnętrznym mechanizmu, który w żargonie humanitarnym nazywamy Multipurpose Cash Assistance (MCA). Dzięki bezpośredniemu wsparciu gotówkowemu ludzie uciekający przed skutkami suszy, powodzi lub walk mają do dyspozycji pewne kwoty. Innymi słowy: możliwość samodzielnego wyboru.

BW: Idea takiej pomocy polega na elastyczności. Potrzebujący mogą wydawać pieniądze na to, co jest im najbardziej konieczne. MCA użyto po raz pierwszy w 2004 r. po tsunami w Malezji.

Jak to wygląda w praktyce?

KP: W Mogadiszu co miesiąc dostarczamy beneficjentom równowartość 70 dolarów. Mogą je wydawać przy pomocy telefonów komórkowych – w wielu państwach Afryki to popularna metoda płatności. Oni najlepiej wiedzą, czego potrzebują. W kwietniu może to być jedzenie, w maju – kanister do noszenia wody.

Metoda ma też inne zalety. Po pierwsze, zamiast – jak kiedyś – przywozić z Zachodu pszenicę w workach, wspieramy lokalny rynek, pomagamy mieszkańcom wychodzić z trudnej sytuacji. Im bardziej systematyczna jest pomoc, tym większa jest szansa, że aby przeżyć, nie będą musieli sprzedawać zwierząt hodowlanych czy domów. Oraz że lepiej przygotują się na ponowną suszę. Po drugie, w takich krajach jak Somalia pomoc tego rodzaju może w przyszłości stanowić podwalinę pod budowę nowego systemu polityki społecznej.

BW: Rozróżnienie na pomoc humanitarną i rozwojową, choć potrzebne, rodzi nieporozumienie. Tradycyjne podejście mówi, że jedna następuje po drugiej. Czasem tak rzeczywiście musi być, jednak wydaje mi się, że skuteczna organizacja powinna mieć zarówno możliwość szybkiego reagowania na kryzys, jak i realizowania celów długoterminowych. Właśnie tak, równoważąc te potrzeby, stara się działać PAH.

Na przykład?

BW: W Iraku pomagamy w okolicy Mosulu. Kiedy w październiku 2016 r. rozpoczęła się tu ofensywa armii irackiej, której celem było wyzwolenie miasta z rąk ISIS, liczbę uchodźców wewnętrznych podawano w milionach. Potrzebna była natychmiastowa pomoc w obozach. Teraz, po zakończeniu walk, ludzie powoli wracają do swoich miejsc. Na to też musimy być przygotowani, trzeba im pomóc w integracji. Wsparcie żywnościowe, choć niezbędne, nie wyczerpuje wszystkiego.

Wróćmy do pomocy gotówkowej. Czy nadzorujecie, na co są wydawane pieniądze?

KP: Każdy kraj ma określony tzw. minimum expenditure basket – kwotę, która powinna wystarczyć na pokrycie kosztów wody, wyżywienia, mieszkania. Dopasowujemy do niej potrzeby wynikające z sytuacji danej społeczności. Po każdym transferze pieniędzy pytamy ludzi, na co je wydali, czy są zadowoleni, co chcieliby zmienić. I na bieżąco dopasowujemy program do nowych potrzeb. W Somalii większość pomocy dostarczana jest właśnie w ten sposób. Prowadząc takie konsultacje pokazujemy ludziom, że są aktywną częścią naszych działań. Organizacje takie jak nasza powinny ich wspierać w znajdywaniu własnych rozwiązań.

Pieniądze to nie wszystko. Jeśli widzimy, że w danej społeczności 80 proc. pieniędzy idzie na wyżywienie, próbujemy zaspokajać inne braki. Gdy dostajesz miesięcznie 70 dolarów, nie wydasz ich raczej na zbudowanie latryny. A lepsze warunki sanitarne to mniejsze ryzyko chorób. Mniejsze ryzyko chorób to niższe wydatki na leczenie. Niższe wydatki to możliwość zgromadzenia pieniędzy na czas kryzysu itd.

BW: W Iraku niektóre grupy zbrojne mają swoje „wydziały” humanitarne. Wokół Mosulu, gdzie działamy, w obozach jest dużo uzbrojonych ludzi. Niełatwo się w tym wszystkim poruszać. Żeby pomagać skutecznie, zanim w danym rejonie przystępujemy do działania, rozeznajemy potrzeby: rozmawiamy z muftimi, właścicielami lokalnych biznesów, władzami.

Jak szybko jesteście w stanie zareagować w razie kryzysu?

KP: W Somalii nawet w ciągu 72 godzin. Pamiętam taką sytuację. W dwóch prowincjach niedaleko Mogadiszu trwały walki oddziałów Unii Afrykańskiej z Asz-Szabab. Członkowie tej ostatniej otworzyli tamy i woda wylała się na rozległy teren. Kiedy jego mieszkańcy próbowali uchodzić na łodziach, zdarzało się, że je podpalano. Była to sytuacja ekstremalna – ludzie dosłownie uciekali przed śmiercią – ale w takich też działa PAH.

Trzy i pół miliona ludzi potrzebuje tu wsparcia żywnościowego. To potrafi być paraliżujące. Ale kiedy się udaje, choćby tylko do pewnego stopnia, jest to dla nas nagroda. To duża satysfakcja, że nie musisz mówić ludziom: „W waszej sytuacji nic się nie da zrobić”.

Jak walczyć z mitami dotyczącymi działalności pomocowej?

BW: Nieporozumienia dotyczą często sprawiedliwej dystrybucji pomocy. To prawda, zdarzają się złe działania. Z oddali nie zawsze jednak widać, że pracownicy organizacji humanitarnych w terenie to zwykle bardzo oddani, zaangażowani ludzie. Pracują dniami i nocami, żeby zmienić życie innych. I zmieniają! PAH działa w Iraku od 2006 r. Był tu w najtrudniejszych momentach, podczas bitwy o Mosul. Tak wielu ludzi udało się ocalić, tak wiele sytuacji polepszyć. Z 8,5 mln ludzi przesiedlonych sytuacja ponad 5 mln jest już ustabilizowana.

KP: Media skupiają się na wydarzeniach drastycznych, jak niedawny cyklon w Mozambiku, Malawi i Zimbabwe. Ludzi łatwiej wtedy namówić do pomagania organizacjom humanitarnym, czujemy wsparcie opinii publicznej. Sytuacja komplikuje się w przypadku kryzysu, który się przedłuża: jest mniej wiadomości w obiegu, zaczyna brakować pieniędzy. Paradoks polega na tym, że ludzie na miejscu cierpią w takich sytuacjach nie mniej niż w czasie zdarzeń nagłych – dochodzi np. ubóstwo dziedziczone z pokolenia na pokolenie. Trzeba pamiętać, aby przy podziale pieniędzy nie kierować się tylko i wyłącznie emocjami opinii publicznej. To prowadzi nas do całkiem innego tematu – edukacji. ©℗

KIRSTEN POOLE jest kierowniczką programową PAH w Somalii. W biurach w Mogadiszu i Nairobi zajmuje się koordynacją pomocy oraz kontaktami z innymi partnerami organizacji.

 

BIRHANU WAKA jest szefem misji PAH w Iraku. W branży humanitarnej od 14 lat – pracował m.in. na misjach w Etiopii, Liberii, Sudanie Południowym i Zambii.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2019

Artykuł pochodzi z dodatku „We wspólnym świecie