23/08

"TP" 21/08

Stachowicz nie zawinił

Jestem jak najdalszy od tego, by bronić J. Stachowicza, i o całej formacji UB-SB mam jak najgorsze zdanie, ale mam też przekonanie, że poszczególnego człowieka można oceniać jedynie po jego czynach udowodnionych lub przynajmniej wysoce prawdopodobnych oraz po intencjach, jeśli są one znane. W świat zaś poszła ostatnio informacja: "»Tygodnik Powszechny« ujawnił, że J. Stachowicz, obecnie doradca sejmowej komisji śledczej z rekomendacji posła J. Widackiego, jako pracownik UB przyczynił się (lub: doprowadził) do samobójczej śmierci działacza opozycji demokratycznej w latach osiemdziesiątych XX w.". I dalej już media, a zwłaszcza politycy nie drążą sprawy, dla nich wina Stachowicza jest oczywista. Tymczasem czytam artykuł "Droga krzyżowa ...." i przecieram oczy ze zdumienia: ów oficer w żaden sposób nie wpłynął na decyzję o śmierci śp. Jacka Żaby, choć starają się to zasugerować autorzy. Jego związek z tą śmiercią nie jest większy - przynajmniej w świetle faktów opisanych w artykule - niż np. inspiratora akcji dywersyjnej, K. Krauzego. Stachowicz sprawnie doprowadził do wykrycia i wyjaśnienia sprawy, która również i dziś byłaby przedmiotem postępowania karnego. Zniszczenie sprzętu przedsiębiorstwa pozostaje czynem karalnym bez względu na intencje sprawców i w każdym ustroju, dzisiejszy śledczy zapewne chciałby się popisać podobną sprawnością jak Stachowicz.

Jeśli Stachowicz stosowałby metody niegodne, to byłaby doskonała okazja, by go o nie oskarżyć i na tym oprzeć główny wątek artykułu, ale chyba tak nie było, skoro zwierzenia panów R. Bociana i K. Bzdyla stanowią marginalną część tekstu. Już bardziej winni wydają się prokurator i sędzia, którzy zakwalifikowali czyn jako sabotaż.

Tragedia śp. J. Żaby rozpoczęła się i rozegrała w więzieniu, a więc tam, gdzie raczej nie sięgała ręka Stachowicza. Autorzy opisując tę tragedię jakoś dziwnie nie mogą dojść, kto jest jej winien. Błędem w sztuce dziennikarskiej jest, że cytując notatkę wychowawcy "wykolejeniec i debil ..." nie podają, kto się pod nią podpisał. Brakuje nazwisk wychowawców, strażników, lekarzy ogłupiających nieszczęsnego więźnia lekarstwami. Pada tylko uspokajające stwierdzenie naczelnika aresztu J. Dziewońskiego, że więźniowi nikt nie chciał zrobić krzywdy, którym autorzy w pełni się zadowalają. Bardzo dziwne - jeśli nikt nie jest tam winny, to gdzie? Przepraszam za skojarzenie, ale takie właśnie mam, że autorzy artykułu zachowują się jak UB po śmierci śp. G. Przemyka, skierowując podejrzenia na sanitariuszy, zamiast na milicjantów. Cały ten okres opisany jest zresztą w artykule bardzo nieprecyzyjnie. Jak to się stało, że skazany (w artykule nie podano kiedy) na 1,5 roku więzienia za czyn popełniony w 1985 r. jeszcze w 1989 r. odbywa karę?

Wygląda na to, że tekst został celowo napisany z tezą, zainspirowaną zapewne przez IPN, że wina Stachowicza wynika po prostu z jego miejsca pracy i zniszczyć należy każdego, kto tam pracował, oraz każdego, kto ośmiela się wyciągnąć rękę do byłego pracownika SB (J. Widacki). Nie muszę przypominać, że takie myślenie jest mi obce i obce było kolejnym redakcjom "Tygodnika Powszechnego".

Jan Urban

Od Autorów:

Mamy wrażenie, że czytał Pan tekst wyrywkowo i z założoną z góry tezą. W artykule podkreślaliśmy, iż nie ma dowodów na to, że SB zorganizowała akcję przeciw Jackowi Żabie. Brak informacji o autorze haniebnego zapisku nie jest błędem w sztuce, tylko efektem milczenia i, udawanej bądź rzeczywistej, niepamięci pracowników zakładu karnego z tamtego okresu - pytaliśmy o te szczegóły wszystkich naszych rozmówców. Dowodem na niedokładną lekturę jest również wytykanie nam nieprecyzyjności. Nie ma nic dziwnego w tym, że skazany w 1986 r. Żaba odsiadywał karę jeszcze trzy lata później - napisaliśmy, że wychodził na przerwy w karze ze względu na zrujnowane zdrowie.

Co do porównania nas do UB - moglibyśmy napisać, że to żenujące. Lepiej będzie jednak, jeśli podziękujemy. Z początkowych słów Pana listu wynika bowiem, iż byli to znakomici fachowcy. Można więc odnieść wrażenie, że napisał Pan komplement.

"TP" 18/08

Klimat i interesy

W przeciwieństwie do Prof. Kundzewicza, autora tekstu "Ciepło, zimno, ciepło", należę do grupy hałaśliwej i uciążliwej mniejszości, która uważa problem ocieplenia klimatu za nieudowodnioną hipotezę naukową. Polaryzacja poglądów jest w tej kwestii czymś naturalnym, nie ma bowiem żadnego dowodu naukowego, że to działalność człowieka powoduje postępujące w czasie ogrzewanie atmosfery. Jest to tylko jedna z możliwych hipotez. Władze Unii Europejskiej przyjęły ją za dowód naukowy, co doprowadziło do histerii wokół limitów emisji dwutlenku węgla oraz rozwoju badań i tworzenia nowych kosztownych technologii wychwytywania i magazynowania tego gazu. Przodują w tym Niemcy, wymuszając ponoszenie olbrzymich wydatków liczonych w miliardach euro przez państwa UE. Szkoda, że Polska poddaje się tej histerii.

Jakie są widoczne negatywne efekty działalności prezentowanej przez profesora Kundzewicza organizacji IPCC (Międzynarodowy Zespół ds. Zmian Klimatu)?

Wystarczy podać kilka powszechnie znanych - nieograniczone wydatki na rozwój tak zwanej energetyki odnawialnej, która wcale nie jest odnawialna, a powoduje m.in. wycinanie olbrzymich połaci lasów tropikalnych pod uprawę roślin służących produkcji biopaliw. Grozi to powszechnym głodem dla co najmniej miliarda mieszkańców najbiedniejszych krajów świata. Wiadomo również, że sekwestracja dwutlenku węgla wymaga znaczącego zużycia energii nawet, jak się ocenia, do 30 procent energii pierwotnej. To z kolei zwiększa emisję dwutlenku węgla, i tak brniemy w ślepy zaułek.

Dlaczego hamowany jest rozwój zero-emisyjnej energetyki jądrowej, a nad istniejącymi elektrowniami wisi miecz Damoklesa? Czy nie nasuwa się dość oczywisty wniosek, że interesy potężnych eksporterów ropy i gazu odgrywają zasadniczą rolę?

I na koniec - nie znam faktu przyznania jakiegokolwiek grantu naukowego UE na badania podające w wątpliwość hipotezę antropogenicznego efektu cieplarnianego.

Zygmunt Kolenda

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2008