Statek dopłynął do brzegu – takimi słowami Rena Lee, ambasadorka Singapuru ds. oceanów i prawa morskiego, ogłosiła koniec prawie 20-letnich negocjacji. Sukces jest oczywisty: wszystkie 193 państwa należące do ONZ porozumiały się w sprawie ochrony mórz i oceanów. Ogłoszony 4 marca traktat o otwartych wodach to dokument równie ważny co klimatyczne porozumienie paryskie z 2015 r. Będzie kluczowy dla ochrony ponad 60 proc. naszej planety, bo tyle zajmują otwarte wody pozostające poza kontrolą państw. Dziś często trwa tam wyścig po zasoby: ryby, paliwa kopalne i komponenty leków (na genomach morskich organizmów w 2018 r. opartych było ponad 13 tys. patentów w branży chemicznej).
Traktat ustala ramy prawne dla tworzenia rezerwatów na wodach międzynarodowych i potwierdza cel, który w 2022 r. wyznaczono na szczycie ONZ w Montrealu dotyczącym bioróżnorodności: „30x30”, czyli objęcie ochroną 30 proc. powierzchni ziemi przed 2030 r. Cel ambitny, a bez skutecznej ochrony oceanów – nierealny.
Dokument uzgodniony przez ONZ to początek długiej drogi. Według biologów zaczynamy ją w ostatnim momencie: 9 proc. słonowodnych gatunków jest zagrożonych wyginięciem. Teraz wszystko zależy od skuteczności międzynarodowej koalicji w realizacji rozwiązań i zażegnywaniu sporów. Jednym z największych wyzwań będzie sprawiedliwy podział podmorskich bogactw – tak, aby za kryzys spowodowany głównie przez najbogatszych (np. za przełowienie oceanów odpowiadają pospołu Zachód i Chiny) znów nie płacili tylko najbiedniejsi.
Dziś prawie połowa ze wspomnianych wcześniej 13 tys. patentów należy do jednej firmy – niemieckiego koncernu BASF, największej firmy chemicznej na świecie. ©℗