Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W świecie, w którym okazywanie uczuć uważa się za słabość, jego świadectwo było bezcenne.
Był człowiekiem renesansu. Wiem: zdanie to należy do wyjątkowo wyświechtanych, ale kiedy przychodzi mi na myśl, niemal natychmiast z pamięci wyłania się także jego twarz. Trudno wyliczyć rzeczy, którymi zmarły przed tygodniem Wiktor Osiatyński się zajmował, a wszystkimi – z absolutnym mistrzostwem. Socjolog i prawnik, wykładowca wielu amerykańskich uczelni (USA znał jak mało kto, pracował nawet przez jakiś czas w kalifornijskim więzieniu dla kobiet), konstytucjonalista, bez którego głosu doradczego trudno było wyobrazić sobie pisanie polskiej ustawy zasadniczej, obrońca praw człowieka – w PRL dał się poznać jako dziennikarz: autor wywiadów z uczonymi, ukazujących się w książkach z cyklu „Zrozumieć świat”. Niby zainteresowany głównie sprawami nauki i kultury, został przecież autorem… najlepszej w Polsce książki o futbolu, „Przez Wembley do Monachium”. Pamiętam, jak mi mówił w wywiadzie dla „Tygodnika”, że gdy ją pisał, był tylko na jednym meczu, a i to właściwie z musu. Jesienią 1973 r. jechał do Anglii, bo umarł mu ojciec. Siostra, która mieszkała na Wyspach, nie mogła przyjechać na pogrzeb, a chcieli się spotkać – no i tak się złożyło, że drużyna Kazimierza Górskiego miała wówczas zagrać historyczny mecz z Anglikami. „Wziąłem więc pieniądze od tygodnika »Kultura«, żeby napisać o meczu, a przy okazji robiłem wywiady z uczonymi i ludźmi kultury, m.in. z Lindsayem Andersonem. Zagadałem się z Andersonem i to on mi powiedział: »słuchaj, ty się spóźnisz na ten swój głupi mecz!«” – opowiadał.
Był człowiekiem wielkiego serca. To zdanie też można uznać za wyświechtane, ale on zawsze – nawet, kiedy w ostatnich latach mówił o polityce, gorzko wyrzekając na polityków PiS – mówił właśnie z tego wielkiego serca. „Wiem, że jestem człowiekiem bardzo emocjonalnym, sentymentalnym, uczuciowym – tłumaczył w jednym z wywiadów, wskazując natychmiast na sedno sprawy – który całe życie tej uczuciowości tak strasznie się bał, że przykrywał ją racjonalnością. Zostałem profesorem i mówiłem bardzo dużo o sprawach różnych, o wielu rzeczach, byle tylko nie dociec własnych uczuć i nie dostać się do nich. Ale jakiś czas temu dokopałem się do tych pokładów, polubiłem je. I lubię nawet tę swoją uczuciowość, wrażliwość – nie wstydzę się jej. Nie wstydzę się zapłakać”… W świecie, w którym okazywanie uczuć i emocji wciąż uważa się za przejaw słabości – było to świadectwo bezcenne.
Był alkoholikiem. To kolejne świadectwo bezcenne: mówił o tym sam, tak po prostu, dzieląc się sobą i swoim doświadczeniem bez dbałości o prestiż czy pozycję, i pomagając w ten sposób setkom ludzi uzależnionych i współuzależnionych (wraz z żoną, Ewą Woydyłło-Osiatyńską, przyczynili się do rozwoju w Polsce ruchu Anonimowych Alkoholików). Pił przez dwadzieścia jeden lat, nie pił – kolejnych trzydzieści kilka. „Ja jestem niepijącym alkoholikiem – tłumaczył Brygidzie Grysiak. – To, że jestem alkoholikiem, niepijącym alkoholikiem, mówi o mojej osobie, o mojej tożsamości i o mojej wrażliwości”.
W zerwaniu z alkoholem i wytrwaniu w tej decyzji przez długie lata pomogło wsparcie wspólnoty – w jego przypadku właśnie AA. I pomogła miłość. Wspominał kiedyś, że od żony i córki dostał srebrną bransoletkę z modlitwą: „Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić, mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego”. Za jego pogodę ducha, odwagę i mądrość jesteśmy dziś bardzo wdzięczni. Skoro w jego przypadku „zmieniać to, co mogę zmienić” oznaczało: zmienić siebie, to może i my możemy? ©℗
Michał Okoński
Przypominamy teksty, które Wiktor Osiatyński opublikował na łamach „Tygodnika Powszechnego” >>>
Wiktor Osiatyński urodził się 6 lutego 1945 r. w Białymstoku. Był doktorem socjologii i doktorem habilitowanym nauk prawnych, specjalizował się w prawie konstytucyjnym, historii doktryn politycznych i prawnych oraz w prawach człowieka.
Był członkiem Komitetu Nauk Politycznych Polskiej Akademii Nauk i jako ekspert brał udział w pracach nad przygotowaniem Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z 1997 roku.
W latach 90. był dyrektorem Centrum Badań nad Konstytucjonalizmem w Europie Wschodniej w Chicago, w 1995 r. został profesorem w Central European University w Budapeszcie. Wykładał m.in. na uniwersytetach Columbia, Stanforda, Harvarda, Antioch w Los Angeles, a także w więzieniu dla kobiet w Kalifornii. Był autorem wielu książek i publikacji naukowych.
Angażował się jako działacz społeczny. W ramach Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka zainicjował powstanie Programu Spraw Precedensowych, którego został członkiem rady programowej. Zajmował się szerzeniem informacji o uzależnieniach, w tym o alkoholizmie, napisał książkę „Alkoholizm. Grzech czy choroba?”. Był współtwórcą Komisji Edukacji w Dziedzinie Alkoholizmu, jednego z programów Fundacji im. Stefana Batorego. Sam zmagał się z tą chorobą.
Był feministą, jednym z założycieli Partii Kobiet. Zasiadał w radzie Fundacji Centrum im. prof. Bronisława Geremka.
W 1997 roku został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, a w 2011 roku Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
W 2011 roku Wiktor Osiatyński został laureatem Nagrody im. Jerzego Zimowskiego, przyznawanej przez Instytut Spraw Publicznych. W roku 2016 Konfederacja Lewiatan uhonorowała go Nagrodą za Odważne Myślenie im. Barbary Skargi. W tym samym roku Rzecznik Praw Obywatelskich uhonorował go Nagrodą im. Pawła Włodkowica za działalność na rzecz praw człowieka [na zdjęciu].
Gdy zmarł, miał 72 lata.