Nie igraj z małpką

KINGA DĘBSKA, reżyserka: Polskie kobiety dostały przyzwolenie wyłącznie na pracowitość, odporność psychiczną, zaradność. I jeszcze muszą być seksowne. A potem topią się w alkoholu.

04.02.2019

Czyta się kilka minut

 / ZUZANNA SZAMOCKA
/ ZUZANNA SZAMOCKA

KATARZYNA KUBISIOWSKA: Historia Magdy w Pani filmie „Zabawa, zabawa” jest inspirowana prawdziwymi zdarzeniami?

KINGA DĘBSKA: Jest wypadkową kilku historii, które usłyszałam. Spotykałam się z kobietami uzależnionymi, chodziłam na mityngi Anonimowych Alkoholików. Mika Dunin, pisarka, dziennikarka i blogerka, która wyszła z uzależnienia, współautorka scenariusza, była dla mnie przewodnikiem. Kiedyś pojechałyśmy razem na mityng spikerski – spotkanie, na którym jedna z osób ze wspólnoty AA dzieli się swoją historią i doświadczeniem w zdrowieniu z alkoholizmu.

Potem spotkałyśmy się w domu jednej z uczestniczek. Same ładne i zadbane kobiety. Przyniosły czereśnie i tort bezowy, ja na stole położyłam iPhone’a, włączyłam dyktafon i zadałam im pytania o najciemniejsze rzeczy, które zrobiły po alkoholu. Dla większości przypadków wspólnym mianownikiem był niezobowiązujący seks. Nieraz w krzakach, nieraz z obcym.

Co jeszcze?

Wciąż mam przed oczyma kobietę z nienaganną figurą, w obcisłym kombinezonie z dżinsu. Powiedziała: „Mój mąż absolutnie nie chciał uwierzyć, że ja piję, nie chciał tego widzieć”. A ona już nie mogła chodzić do okolicznych sklepów, bo ją znano... Pewnego ranka, po obudzeniu, po zerwanym filmie, zobaczyła, że cała pościel jest we krwi, a obok spało jej dziecko. Przerażona sprawdziła, czy żyje, czy oddycha. Ulga: poruszyło się. Poszła do łazienki, zapaliła światło, i spojrzała w lustro. Okazało się, że na zerwanym filmie ogoliła się na łyso tępą maszynką, która poraniła jej skórę; stąd krew. I to było jej osobiste dno i moment ratujący jej życie. Następnego dnia matka wzięła ją pod pachę, kupiła perukę i zawiozła do ośrodka uzależnień. Ta kobieta zaczęła inne życie. Dziś, patrząc na tę piękną i zadbaną kobietę, bardzo trudno mi było w to uwierzyć.

Ta zakrwawiona głowa była dla niej czerwonym światłem?

Druga kobieta kłóciła się z mężem po pijaku i uderzyła bosą stopą w szybę w drzwiach, wbijając sobie w nią szkło. Znowu mieszkanie we krwi. To, że jest poraniona, zorientowała się dopiero rano; zdarzeń z nocy nie pamiętała.

A do postaci Magdy najwięcej wzięłam z 22-latki, świetnej studentki, dorabiającej w biurze, która wyprowadziła się z domu wyłącznie po to, by mieć „komfort picia” – ta fraza często powtarza się w opowieściach alkoholiczek. Ta dziewczyna powiedziała, że nie utrzymywała kontaktu z ludźmi ze studiów i z pracy, z rodzicami spotykała się raz w tygodniu na niedzielne obiady, podczas których kłóciła się z nimi o wszystko, a zaprzyjaźniała się wyłącznie z ludźmi z daleka, którzy nie mogą jej poczuć i dotknąć.

Parokrotnie uczestniczyłam w otwartych mityngach Anonimowych Alkoholików, może tam przyjść każdy spoza wspólnoty. To, co mnie uderzyło, to ogromna szczerość tych ludzi.

Ewa Woydyłło opowiadała, że gdziekolwiek byli na świecie z Wiktorem Osiatyńskim, a podróżowali często, tam szli na mityng AA. Zauważyła, że w Stanach na takich spotkaniach jest dużo śmiechu, w ogóle więcej pozytywnego przekazu niż w Polsce. My lubimy chwalić się tym, co nie wyszło, ale wielokrotnie też słyszałam wybuchy śmiechu... Uczestniczenie w mityngach to dla mnie też było duże przeżycie, tam jasno widać, jak egalitarny jest ten nałóg. Nawet im trochę pozazdrościłam, że mają takie miejsce, gdzie mogą przyjść ze swoimi słabościami i pobyć razem.

Dla „Rehabu” Wiktora Osiatyńskiego, biblii alkoholików, punktem wyjścia są spotkania AA, które właśnie w Stanach autorowi uratowały życie i doprowadziły do trzeźwości. W latach 80. ruch AA został rozpropagowany w Polsce właśnie przez Osiatyńskiego. Kiedyś opowiadał o swoim mesjańskim okresie niepicia przepełnionym pychą. Tak bardzo się cieszył tym, co osiągnął, że z każdym chciał się tym dzielić. Dopiero potem doszedł do wniosku, że jedynie ludzie, którzy go znają i wiedzą, kim był i kim jest teraz, mogą się tym zaciekawić. I że bliskim ludziom najtrudniej pomóc swoim przykładem. Odległym – łatwiej.

„Rehab” to była nasza obowiązkowa lektura na planie, wszyscy aktorzy po nią sięgnęli. Wiktor Osiatyński oddemonizował alkoholików i pokazał, jak różni mogą być. Miało to taką siłę, bo posłużył się sobą jako przykładem. Że alkoholik może nie pić jak on przez pół roku, żeby potem przez drugie pół roku zalewać się w trupa. Aktorki poczuły po lekturze „Rehabu”, że mogą grać alkoholiczki, jak chcą, że tu wszystko jest możliwe. To żona Wiktora, Ewa Woydyłło, której powiedziałam, że czuję się niewystarczająco kompetentna, by robić „Zabawę...”, poznała mnie z Miką Dunin. Podarowała mi jej książkę „Alkoholiczka”, a potem już nas obie zaprosiła do Gdańska na konferencję ,,Kobiety i alkohol”. Wtedy Mikę zobaczyłam po raz pierwszy. Używa pseudonimu, ma trzy imiona, trzy nazwiska, co dla mnie było dziwne, ale zaakceptowałam ten fakt. Być może nie chce, żeby rodzina cierpiała, a może ma jakieś inne powody. To jej życie w trzech osobach pokazuje, jak bardzo kobiety boją się ocen, jak silny jest społeczny ostracyzm wobec pijących kobiet.

Zaczęłyśmy pracę nad scenariuszem. Zobaczyłam, że piszemy zupełnie inaczej i z tych właśnie odrębności wyniknęła nowelowość „Zabawy...”. Chciałam Mice dać możliwość napisania od siebie, jej dziełem jest wątek pani doktor granej przez Dorotę Kolak.

Pani chirurg po pijaku operuje dziecko. To jedna z najmocniejszych scen w „Zabawie...”. Druga: kiedy Wiktor, mężczyzna, z którym kiedyś była związana, nie jest w stanie ­wykrzesać z siebie wobec niej grama ciepła.

Chciałam rzucić światło na problem pijących kobiet z dużym społecznym kredytem zaufania. Wszyscy wiedzą o ­pijących lekarkach, prawniczkach, aktorkach, każdy zna jakąś wysokofunkcjonującą alkoholiczkę. Albo nawet nią jest. W filmie chciałam podkreślić fakt, że choroba alkoholowa nie wybiera, że jest demokratyczna, że nikt nie jest bezpieczny, także ten, który ma na jej temat gigantyczną wiedzę. I że na picie istnieje przyzwolenie.

Pamięta pani, co mówią policjanci w „Zabawie...”? „Lekarz ma ciężki zawód, to pije” – tak usprawiedliwiają jego nałóg. A chłód Wiktora, którego zagrał Mirek Baka, jest uzasadniony. Gdyby Wiktor okazał jakiekolwiek ciepło, to Teresa by go natychmiast zmanipulowała. Próbowała zrobić to wcześniej, prosząc go o seks.


Czytaj także: Promile w emocjach - Katarzyna Kubisiowska o kobiecym alkoholizmie


Część ekipy wyszła z planu, bo nie mogła patrzeć na scenę, kiedy Teresa błaga Wiktora o alkohol.

Który jeszcze wątek napisała Mika Dunin?

Historię, która nie weszła do „Zabawy...”, a z której można zrobić osobny film. Jej bohaterką byłaby kura domowa wychowująca małe dziecko. Jej mąż bardzo dobrze zarabia, w każdym razie problemy finansowe ich nie dotyczą. I ta kobieta pije w domu sama. W tle jest jeszcze przemoc domowa oraz uzależnienie od seksu...

Bez Miki nie powstałaby „Zabawa...”. Jej spojrzenie jest jedyne w swoim rodzaju. Dobrze, że miałyśmy dwie perspektywy. Myślę, że człowiek uzależniony, pijący czy niepijący, nie byłby w stanie o swojej chorobie w ten sposób opowiedzieć, z dystansem. Tak jak i nieuzależniony nie zrozumie jej do końca. Bo z jednej strony musiałam wejść z butami w czyjeś poranione serce, z drugiej chciałam zachować czułość do moich bohaterek.

Czułość to nieczęsta emocja wobec ­pijących kobiet.

Pamiętam, jak po mityngu spikerskim poszłyśmy na kawę z poznanymi tam kobietami. Jedna z nich mówi, że dziś jest jej szczęśliwy dzień. Pytam: „Co się stało?”. Ona: „Właśnie byłam na procesie, skończyła się sprawa, odebrano mi prawa rodzicielskie, mam już spokój”. Zareagowałam dokładnie tak samo jak pani: zrobiłam wielkie oczy. Zapytałam: „Ty się z tego cieszysz?”. Ona: „Tak, bo wreszcie jest tak, jak ma być. Ja muszę zająć się swoją chorobą, a dziecko w tym czasie będzie zadbane”.

Ciężko było mi to pojąć. Poszłam do Adama Maziewskiego, świetnego terapeuty uzależnień. Wytłumaczył mi to na przykładzie tęczy. Powiedział, że niektórzy trzeźwi alkoholicy są dumni z tego, że nie piją, i na tym niepiciu są skupieni w stu procentach. Z tego też powodu widzą wyłącznie fragment tęczy, a nie całe jej spektrum. Skupiają się na piciu albo niepiciu. Nie zauważają, że wokół jest wiele innych odcieni tęczy.

A czy postać Doroty, pani prokurator granej przez Agatę Kuleszę, jest inspirowana zachowaniem kobiety, która kilka lat temu mercedesem wjechała w przejście podziemne w centrum Warszawy? W konsekwencji odebrano jej prawo jazdy, paszport i nakazano meldunki dwa razy w tygodniu na policji. Kobieta mówiła, że te wizyty kolidują z jej planami na święta. Jej arogancja przypomina mi tę, którą prezentuje filmowa Dorota.

To była luźna inspiracja, nie badałam tej sprawy, ale postanowiłam skorzystać z tego, co wydarzyło się naprawdę. W „Zabawie...” pijaństwo pani prokurator według jej interpretacji chroni immunitet. Na szczęście prawo się zmieniło: dziś immunitet absolutnie nie chroni przed możliwością sprawdzenia stanu trzeźwości. Lecz arogancja, poczucie władzy się nie zmieniło, więc Dorota idzie w zaparte.

Dla mnie „Zabawa...” nie jest tylko o alkoholizmie, to film o dzisiejszym świecie. O tym, że władza i pieniądze pozwalają na więcej, że polityk może ukrywać pijackie ekscesy swojej żony, że pielęgniarki kryją pijącą panią ordynator. I przede wszystkim o bezgranicznej samotności.

O bezgranicznej samotności, która szczególnie mocno uderza w kobiety?

I o tym, że się kobiety z piciem ukrywają bardziej niż mężczyźni – jak pani doktor. Butelki wyrzucamy do kosza na korytarzu, by nikt nie pomyślał, że same pijemy w pokoju. Okłamujemy się i maskujemy – stajemy się coraz bardziej samotne.

A media społecznościowe tylko tę samotność pogłębiają. Co to za kontakt na Facebooku, dać komuś lajka czy pod postem napisać komentarz? To żadna rozmowa, żadne spotkanie. Ciekawa jestem, co by było, gdyby teraz pieprznął internet i trzeba by było na nowo żyć wśród ludzi prawdziwych, a nie wirtualnych? Patrzeć sobie w oczy i nie móc się ukryć.

Jak za PRL-u? Wtedy ludzie spotykali się, mimo tego, że warunki życia były fatalne, a wkoło beznadzieja.

Za komuny też się w czasie tych spotkań strasznie piło. Pamiętam, jak mój tata w piwnicy pędził alkohol, a ja miałam obok laboratorium, gdzie z kolegą, obecnie profesorem medycyny, robiłam rozmaite eksperymenty na podstawie książki „Mały chemik”. Potem, niestety, całe laboratorium spłonęło, nie udał się nam jakiś eksperyment. I mama powiedziała: „koniec tego”. Ale zanim to się stało, to każde z nas, ojciec i ja, siedzieliśmy w swoich laboratoriach i czasem nawet rozmawialiśmy. Także dzięki temu, że tata pędził alkohol, mogłam z nim więcej być.

Dziś alkohol jest wszędzie. Liczbę sklepów monopolowych można porównać chyba tylko z liczbą aptek. Symptomatyczne. Opowiadał mi kolega, jak kiedyś do monopolowego przyszła elegancka kobieta z torebką Louis Vuitton, on stał za nią. I ona mówi do sprzedawcy: „poproszę tutaj dwie takie małpeczki wiśniówki, o, tej jeszcze nie znam, to też poproszę, spróbuję, i jeszcze jedną z czarnej porzeczki, a może cytrynóweczki jeszcze dwie...”. Takie sobie robiła zakupki.

Piją coraz młodsze kobiety, ich problem zaczyna się w szkole ­średniej.

Marysia, moja córka, która w „Zabawie...” zagrała Magdę, przygotowując się do swojej roli chodziła na mityngi AA i spotykała tam dwudziestoparoletnie dziewczyny mające za sobą siedem lat picia. Alkoholicy mówią o sobie, że są rozczarowanymi idealistami, bo ten problem dotyka najwrażliwszych. A ja sądzę, że dotyka wszystkich, bez względu na wrażliwość.

Po alkohol sięgają też kobiety na drugim biegunie młodości: które przekwitają i konfrontują się z syndromem opuszczonego gniazda.

Sama znalazłam się w momencie życia, kiedy dziecko poszło w świat, i zdaję sobie sprawę, jak łatwo byłoby tę pustkę zapełnić alkoholem. Wtedy nie trzeba by było starać się o siebie...

Polskie kobiety nie pozwalają sobie na słabość. Dostałyśmy wyłącznie przyzwolenie na pracowitość, na odporność psychiczną, na zaradność, a z drugiej strony mamy być piękne i seksowne. Kobiety są według mnie dla siebie samych bardzo okrutne.

Mężczyzna mniej zazdrości koleżance odnoszącej sukcesy. A kobieta nie dość, że zazdrości, to jeszcze pokrywa to pozorami serdeczności. Nieraz inna kobieta chciała mnie wytrącić z poczucia własnej wartości. Przykład? Kiedyś ośmieliłam się powiedzieć producentce szczerze swoje uwagi do scenariusza i obsady. A ona na to, że skoro ten projekt mi się nie podoba, w takim razie dziękujemy za współpracę. I tak z dnia na dzień zostałam bez środków do życia.

I?

I powstały ,,Moje córki krowy”. Byłam wtedy bardziej bezkompromisowa, bo oboje moi rodzice chorowali i odchodzili, a ja nie potrafiłam sobie z tym poradzić. I o tym napisałam, a potem zrobiłam film. Powinnam tej producentce podziękować, inaczej bym się nie zatrzymała, kręciłabym te seriale, i nie miała czasu na głębszą refleksję. Kobiety, którymi się otaczam, są często starsze ode mnie i życiowo mądrzejsze. Może dlatego ich tak bardzo potrzebuję, bo potrzebuję przewodniczek? A może dlatego, że nie mam już mamy? Moje przyjaciółki, z których jedna ma prawie 80 lat, znają życie i ludzi, i nikomu niczego nie zazdroszczą. Dają mi bardzo niepopularne rady. Jakie? Bym robiła dużo błędów – zawsze czegoś się z nich dowiem. Albo żebym się nie odchudzała, bo to nie ma sensu. Żebym była dla siebie lepsza, i realizowała najbardziej szalone pomysły. Tę radę lubię najbardziej.

Bezcenna.

Może to kwestia tego, że przy starszych przyjaciółkach czuję się bezpiecznie? Wiem, że przy nich mogę popełniać błędy i nie zerwą ze mną z tego powodu kontaktów. W ich oczach nadal jestem zwykłą Kingą, która kilkanaście lat temu zastanawiała się, czy kupić w sklepie pomidora na śniadanie, czy myszkę-żelkę dla dziecka, bo starczało tylko na jedno.

Hmm.

W wieku 23 lat przeżyłam poporodową śmierć kliniczną. I było właśnie tak, jak ludzie opisują: z góry zobaczyłam salę operacyjną i siebie leżącą, a potem pojawił się tunel i jakaś siła ciągnęła mnie do jego wnętrza. Jednocześnie cały czas myślałam o bliskich – o rodzicach.

Cudem mnie uratowano. Od tego czasu mam przekonanie, że życie zostało mi darowane i nie mogę go przepieprzyć. Mam robić to, w co wierzę.

To znaczy?

Życie zostało mi darowane nie przez przypadek, widać mam jakieś zadanie. Ja je tylko przeczuwam, więc słucham swojej intuicji i staram się robić filmy i pisać książki o tym, co dla mnie ważne, trudne, istotne. Mam bawić i wzruszać ludzi, opowiadać historie, gdzie jest dużo śmiechu i łez.

Który z polskich filmów o ludziach dotkniętych chorobą alkoholową zrobił na Pani największe wrażenie? „Pętla” Wojciecha Hasa? „Tylko strach” Barbary Sass-Zdort? „Żółty szalik” Janusza Morgensterna? „Pod Mocnym Aniołem” Wojtka Smarzowskiego?

„Żółty szalik” jest mi chyba najbliższy. Ale starałam się nim nie inspirować. W „Zabawie, zabawie” chciałam z alkoholowego tematu spuścić powietrze, przełamać poważną konwencję...

Ale największe wrażenie z filmów, które krążą wokół tego tematu, wywarła na mnie „Kobieta pod presją” Johna Cassavetesa z 1964 r. Gena Rowlands genialnie wcieliła się w kobietę tracącą grunt pod nogami, u której picie towarzyszy chorobie psychicznej. Jej męża gra Peter Falk, subtelnie pokazując blaski i cienie toksycznej relacji, w której miłość miesza się z nienawiścią, a postępująca alienacja bohaterki powoduje w efekcie to, że mąż zamyka ją w zakładzie psychiatrycznym. To jeden z moich ukochanych filmów. Czerpałam z niego przy wątku Doroty i jej męża granych przez Agatę Kuleszę i Marcina Dorocińskiego.

Jak reagują kobiety na Pani film?

We Wrocławiu po seansie najpierw zapadła długa cisza, a potem zaczęła się żywa dyskusja. Jedna pani zapytała, dlaczego Magda nie usunęła ciąży z gwałtu?

Odpowiedziałam, że to, co się zdarzyło, było dla niej dzwonkiem alarmowym. Lecz pani okazała się walczącą feministką i uznała, że moim filmem wysyłam sygnał: dzieci z gwałtu trzeba rodzić.

A trzeba?

W ogóle nie myślałam w takich kategoriach, to nie jest zasadniczy temat filmu. W tym konkretnym przypadku dziecko jest wybawieniem, wręcz zbawcą. Przynajmniej na czas ciąży Magda może przystopować z piciem. Co zrobi potem, to się okaże. Od początku wiedziałam, że Magda pochodzi z katolickiej rodziny. Chciałam pokazać ludzi, którzy chodzą do kościoła, a poza nim żyją nie do końca po bożemu.

Ale mimo że rodzice Magdy są prości, dalecy od ideału i pouzależniani od rozmaitych substancji, to córce w trudnej sytuacji podadzą rękę.

Czuje się w „Zabawie...” Pani osobiste zaangażowanie.

Bo widzę, że alkohol leje się na potęgę. Widzę, ile kobiet pije i zaprzecza temu, że ma problem. Alkohol zabrał mi wiele bliskich osób. ©

KINGA DĘBSKA (ur. 1969) jest reżyserką i scenarzystką filmową. Absolwentka kulturoznawstwa na Wydziale Orientalistycznym UW (1996), Camerimage Film School w Toruniu (2001) oraz reżyserii w FAMU w Pradze (2007). Autorka filmów, m.in. „Józek i jego dzieci” (2007), „Hel” (2009), „Aktorka” (2015), „Moje córki krowy” (2015). Obecnie w kinach można obejrzeć jej najnowszą fabułę „Zabawa, zabawa”, a w październiku 2018 r. nakładem Świata Książki ukazała się jej książka „Porozmawiaj ze mną”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działów Kultura i Reportaż. Biografka Jerzego Pilcha, Danuty Szaflarskiej, Jerzego Vetulaniego. Autorka m.in. rozmowy rzeki z Wojciechem Mannem „Głos” i wyboru rozmów z ludźmi kultury „Blisko, bliżej”. W maju 2023 r. ukazała się jej książka „Kora… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 6/2019