Złotoryja

W lokalach należących do państwa P. funkcjonariusze ABW znaleźli 57 kilo złota”. To zdanie ma siłę pioruna.

21.08.2012

Czyta się kilka minut

Nie dlatego wcale, że złoto znalezione mogłoby wynagrodzić straty i osłodzić życie tym, którzy małżeństwu P. zaufali, a dlatego że od wieków komunikaty o znalezieniu złota silnie poruszają ludzką wyobraźnię i wprawiają ludzi o najgrubszych nerwach w drżenie. Ogromna większość z nas, od narodzenia do śmierci, żyje w mniej lub bardziej bolesnym poczuciu niedoboru. Są to braki bardzo różne – i emocjonalne, i materialne – trzeba jednak bez jałowego spierania się przyznać, że niekwestionowanym królem deficytu szarego człowieka jest złoto w sztabach właśnie. Jest to spostrzeżenie nie do obalenia.

Wiadomość o znalezieniu złota zawsze przynosi obrazy jaskrawe, bardzo błyszczące, podobne tym z westernu, z filmów o podbojach nieznanych ziem czy z pism Jacka Londona. Złoto nasyca wyobraźnię, odkąd stwierdzono, że nie rdzewieje. Stąd zapewne sukces P., który ofertę taniego złota dla ludności miał w ciągłej sprzedaży. Nie były to pierścionki, świnki, łańcuszki, a sztaby właśnie. Sztaba złota w cenie przyjaznej jest propozycją, której nikt się nie oprze. Znalezienie złota w sztabach potwierdza też fakt elementarny – P. naprawdę miał złoto i najpewniej ma go więcej – to wystarcza, by patrzeć na niego inaczej niż na zwykłego oszusta.

Elektryzujące komunikaty o złocie to zawsze zapowiedź przygody i wysokiej gorączki. Pan P. wzbogacił kraj – cóż z tego że tylko na poziomie reklamy – o złote wrażenia i w złoto świecące odblaskiem oryginalnym, jakby wywiezione wprost z fortu Knox. Marcin P. odczepił nas na chwilę od marnych określeń i przenośni w rodzaju „brunatne złoto”, które to, jak wiemy, dotyczy węgla w kubełku, w najlepszym wypadku w pryzmie bądź w wagonie, stojącym na – można to sobie darować – bocznicy.

„Brunatne złoto” to parabola dalece i odwiecznie nas niezadowalająca, niefinezyjna, matowa, jakoś dobrotliwa, podobnie jak te rozsiane po Polsce Wenecje Północy, Szwajcarie Kaszubskie czy Florencje Wschodu. P. to zrozumiał i dał Polsce złotą górę, której Stwórca nam tak niesprawiedliwie poskąpił, lokując w czasach przedpotopowych złoża metali szlachetnych u ludów dalece mniej zasłużonych niż my.

Oto mamy 57 kilo złota o symbolu chemicznym Au, a nie C. W mieszkaniu. Nareszcie nie musimy się pasjonować odkryciem rozlewni spirytusu w nieczystych zaroślach, hurtowni papierosów z przemytu czy dziupli z ukradzionymi autami na przykrym przedmieściu – o czym z ogniem powiadamiano nas przez dziesięciolecia w wieczornych wiadomościach. Góra złota znaleziona w gdańskim mieszkaniu jest informacją równającą nas z cywilizowanymi narodami świata, pokazująca, że nasi wydobywają się z zaklętego kręgu afer mięsnych, skórzanych, węglowych czy gruntowych – słowem afer dalekich od higienicznych afer estetycznego Zachodu. To pokazuje, że i nasi potrafią popuścić wodze przestępczych fantazji na skalę niespotykaną od czasów przynajmniej saskich.

Z racji śladowych ilości złota w ziemi polskiej nie mamy na jego temat ani poezji, ani prozy, ani choćby jednego dramatu, ani – co przecież najważniejsze – nie zaznaliśmy nigdy cienia przygody, jaką niesie odkrycie żyły, płukanie, próbowanie, puncowanie, ważenie i spieniężanie. Sceptyk powie, że złoto w mieszkaniu to jednak nie to. Owszem, złoto znaleźli policjanci w godzinach pracy, w aurze pozbawionej smaku drogi do Klondike czy mozolnego marszu pomiędzy stadami rozsierdzonych grizzly, ale takie mamy czasy. Złoto znajduje się dziś tylko w mieszkaniach, a nie w skalistych dolinach. To też jest postęp.

W trzewiach każdego przytomnego i wrażliwego człowieka musi się dziś obracać pytanie, dlaczego ominęła go okazja do znalezienia owego skarbu, choćby na sposób taki, w jaki znalazł go P. Uczciwość nie ma tu nic do rzeczy, bo, jak mawiali tysiąc lat temu sławni z solidności kupcy z Gottlandii – złoto nie jest tematem do rozmów o uczciwości. Jest tematem na legendę.

Nasz kraj obfitujący dotąd tylko w złotonośne nazwy geograficzne, by wymienić z blisko pięćdziesięciu tylko te najciekawsze: Złotki Pułapki, Złotowiznę Średnią, Złotówkę czy Złotoryję, zaznał właśnie upowszechnienia widoku złotych sztab. Oby ten potencjał nie został zmarnowany.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2012