Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wedle informacji z dni następnych antyamerykańską demonstrację polskiego pianisty przyjęli z zadowoleniem, a nawet z entuzjazmem, komentatorzy światowej prasy. Czytając wyimki z ich tekstów, można odnieść wrażenie, że mowa o wielkim artystycznym sukcesie Zimermana.
W Polsce pochwałą wypowiedzi Zimermana zajął się Michał Mendyk. Tytuł jego artykułu (drukowanego w Magazynie "Dziennika" z 2-3 maja) brzmi jak bojowe hasło: "Muzyka klasyczna znów jest polityczna". Tony pobudki słychać także w podtytule: "Pianista Krystian Zimerman burzy spokój melomanów". Dwa pierwsze zdania mają siłę armatnich salw: "Ostre antyamerykańskie wystąpienie Krystiana Zimermana wywołało polemiczną burzę. Jakbyśmy zapomnieli, że muzyka - klasyczna, ludowa czy popularna - jest ze swej natury polityczna".
Domyślam się, skąd Michał Mendyk zaczerpnął przeświadczenie, że muzyka "jest ze swej istoty polityczna", wolałbym jednak - jako namiętny słuchacz dzieł kompozytorów z różnych epok (od Perotina do Mykietyna, umownie rzecz ujmując) - by owo przeświadczenie nie było traktowane jako prawda ostateczna i bezsporna. Przyznam także, że moja wiara w muzykologiczne kompetencje redaktora Mendyka nieco osłabła, gdy przeczytałem, że porównuje on odwagę Zimermana do "politycznych aktów Antona Rubinsteina", który zasłynął "niezapowiedzianym wykonaniem »Mazurka Dąbrowskiego« na inauguracji działalności Organizacji Narodów Zjednoczonych". Otóż: jeśli ktoś nie odróżnia Antona Rubinsteina od Artura Rubinsteina, to powinien najpierw uzupełnić wiadomości, a dopiero potem brać się za pouczanie innych, że muzyka jest ze swej natury polityczna.
Polityczne gesty Zimermana z czasów stanu wojennego zasługują na wdzięczną pamięć tych, którzy tamte lata przeżyli. Na szacunek zasługuje też jego niechęć do imperialnych zachowań Amerykanów. Dwie rzeczy budzą jednak moje wątpliwości. Po pierwsze: składanie deklaracji politycznych w trakcie koncertu kojarzy mi się tyleż z odwagą, ile gwiazdorstwem spod znaku kultury masowej. Po drugie: nie byłoby najlepiej, gdyby polityka była głównym powodem do pisania o wielkim pianiście. Polityki mamy w nadmiarze, o sztuce mówimy (kieruję ten zarzut także w stronę samego siebie) zbyt rzadko.