Zielony kolor demokracji

W czasach dyktatury Mubaraka broda była symbolem oporu. Dziś, gdy do objęcia rządów w Egipcie szykują się islamiści, broda ma szansę stać się symbolem konformizmu.

03.01.2012

Czyta się kilka minut

Upłynął rok od mojej ostatniej wizyty w Kairze i 11 miesięcy od wybuchu rewolucji, która obaliła prezydenta Mubaraka. Pierwsza zmiana, która rzuciła mi się w oczy, to brak wielkich billboardów na kairskim lotnisku, z których Mubarak witał szelmowskim uśmiechem turystów i wracających do kraju Egipcjan. Potem, w drodze do mieszkania w dzielnicy Heliopolis, mijałem piętrzące się zwały śmieci. Znajomy taksówkarz opowiadał o ogarniającym kraj rozprzężeniu.

Odmówił wieczornego kursu do prowincji Szarkija w Delcie Nilu, gdzie chciałem przyjrzeć się wyborczym triumfom islamistów. - Poza Kair jeżdżę tylko za dnia, nocą są napady na podróżnych - oznajmił Wael. Zapytałem o interesy; Wael wziął auto w leasing i obciążenie związane ze spłatą rat było wysokie. - Nie jest łatwo, ludzie rzadko korzystają z taksówek - odparł. - Nie chodzi tylko o brak pieniędzy. Przestaliśmy sobie ufać. Klienci rezygnują z podróży w obawie o bezpieczeństwo. Sam czasem odmawiam kursu, gdy ktoś wygląda podejrzanie. W okolicy, gdzie mieszkam, w ostatnim tygodniu skradziono 11 aut, żadne nie było ubezpieczone.

Plebiscyt za islamem

Strach i brak poczucia bezpieczeństwa bardzo pomogły Partii Wolności i Sprawiedliwości, popieranej przez Bractwo Muzułmańskie, w kończących się właśnie pierwszych wolnych wyborach parlamentarnych. Jej umiarkowana kampania skupiła się na odbudowie bezpieczeństwa i poprawie sytuacji ekonomicznej. To nic, że jej kandydaci nie mówili, jak chcą rozwiązać problemy gospodarcze; ważne, że mieli poparcie Braci Muzułmanów, którzy od lat prowadzą działalność społeczną.

Natomiast radykalni salafici, członkowie ruchu religijno-politycznego, pragnącego odnowić islam - ich partia to Sojusz Islamski - nawoływali w swej kampanii do wprowadzenia drakońskich kar, przewidzianych dla przestępców w prawie szariatu. Gdy ludzie tracą samochody, w Egipcie nierzadko dorobek całego życia, szariat może wydawać się rozsądnym rozwiązaniem...

W wielu okręgach wyborczych na prowincji wybory przekształciły się w prawdziwy plebiscyt, w którym większość głosowała za islamem. Marka islamistów zadziałała podobnie jak podczas polskich wyborów w 1989 r. zdjęcie z Lechem Wałęsą na plakatach kandydatów Komitetu Obywatelskiego. Odwołanie do Boga i długa broda gwarantowały sukces nad Nilem.

Islamiści umiejętnie dystansowali się od demonstrantów z placu Tahrir, których kontrolowane przez armię państwowe media prezentują jako radykałów, odpowiedzialnych za panujący chaos [patrz "TP" nr 1/2012 - red.]. A negatywna kampania mediów - zohydzająca rewolucję i stojących na jej czele młodych działaczy - pracowała na korzyść islamistów. Dlatego rewolucjoniści oskarżali Bractwo i salafitów o zdradę rewolucji oraz konszachty z armią. Rezultaty dwóch pierwszych wyborczych rund - głosowanie jest trzystopniowe, trzecia runda w styczniu - wskazują na wielkie zaufanie, jakim Egipcjanie obdarzyli islamistów.

Turecki przykład

W Halwan pod Kairem rozmawiam z Ahmedem, od lat członkiem Bractwa. Pytam o zamiary zwycięskich Braci Muzułmanów. - Nie chcemy wprowadzać szariatu. Najważniejsza jest odbudowa kraju po 30 latach zaniedbań. Będziemy zwalczać korupcję, która niszczy Egipt - mówi sympatyczny 50-latek, ojciec sześciorga dzieci. - Moja żona, najstarszy syn i pełnoletnia córka, wszyscy głosowali na Partię Wolności i Sprawiedliwości - podkreśla z dumą.

Pytam Ahmeda, czy w tak konserwatywnym społeczeństwie jest jeszcze miejsce na więcej religijności. Mówi: - Islam jest w nas, mamy go we krwi. To zupełnie naturalne, że w demokratycznych wyborach Egipcjanie zagłosowali na religijnych kandydatów.

Muhammad Muharram, umiarkowany islamista i lider Koalicji na Rzecz Politycznej Świadomości, na podobne pytanie odpowiada: - Co w tym złego, że budując nowoczesne społeczeństwo, chcemy pozostać dobrymi muzułmanami?

Biurko Muhammada zdobi proporczyk tureckiej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) premiera Erdogana. Muhammad, menedżer w międzynarodowej korporacji, łączy liberalną probiznesową retorykę z umiarkowanym islamizmem. Imponują mu sukcesy tureckiej gospodarki. Jest optymistą: twierdzi, że Egipt jest skazany na sukces, także dzięki tanim kosztom pracy i dużej liczbie wykształconych specjalistów znających angielski. Ale nie wspomina o kilkudziesięciu procentach niepiśmiennych chłopów, fellachów. Nie słyszę też o redystrybucji dóbr, która w styczniu 2011 r. była jednym z haseł egipskiej "Wiosny Ludów". Jak każdy menedżer krytycznie odnosi się do postulatu minimalnej płacy, który podnoszą młodzi rewolucjoniści z placu Tahrir.

Co mówi moja broda

W "mojej" dzielnicy, Heliopolis, rzuca się w oczy wielu mężczyzn z zarostem. W Kairze długa broda i zgolony wąs to znak rozpoznawczy sympatyka salafitów. Zarost krótko przystrzyżony i bardziej okiełznany cechuje sympatyka Bractwa. Mężczyzn z zarostem jest więcej niż przed rokiem nie tylko na ulicach, ale też w mediach. Jeszcze nie ma ich wśród dziennikarzy prowadzących popularne talk-show, ale wśród gości tych programów - już tak.

W czasach dyktatury Mubaraka broda była symbolem oporu - mogła oznaczać zainteresowanie ze strony policji, problemy w pracy, szczegółowe kontrole na lotnisku. Dziś ma szansę stać się symbolem konformizmu. Goście w telewizyjnym studiu każdą wypowiedź zaczynają od inwokacji do Boga; czynią tak nawet komentatorzy sportowi podczas relacji z meczów egipskiej ekstraklasy. Zibiba, narośl na czole, dowód żarliwej modlitwy, długa broda - wszystkie atrybuty religijnego Egipcjanina zajmują coraz więcej przestrzeni społecznej.

Procent kobiet w pełnym zakryciu od dawna utrzymuje się na tym samym wysokim poziomie. Nie pomogła prowadzona przez kilka lat kampania uniwersytetu islamskiego Al Azhar, który przekonywał Egipcjanki, że zakrycie twarzy nie należy do religijnych obowiązków muzułmanki, lecz jest tradycją plemienną z Półwyspu Arabskiego. Niestety, nikab stał się kolejnym - po zakrywającym włosy higabie - symbolem "religijnego odrodzenia", które od kilku dekad ogarnia Egipt.

Galal Amin, profesor Amerykańskiego Uniwersytetu w Kairze, tak pisze w książce "Egipt w czasach Mubaraka 1981-2011": "Nazywanie tego, co dzieje się od lat 70., religijnym przebudzeniem, jest bardzo wątpliwe. Religii przecież w naszym życiu nigdy nie brakowało, nie musieliśmy na nowo jej odkrywać. To, co wydarzyło się w Egipcie, to raczej nowa i bardziej ekstremistyczna interpretacja religii".

Dwie twarze

Wypowiedzi niektórych liderów salafitów budzą strach. Jeden z ich kaznodziejów wzywał muzułmanki, które nie zakrywają włosów, by rozważyły odejście od islamu. A kandydaci Sojuszu Islamskiego zajęli się turystyką: w programie wyborczym postulowali ograniczenie "niemoralnych" zachowań w kurortach. Salafitom nie podobają się kostiumy kąpielowe zagranicznych turystek i alkohol w hotelach. To zostało źle przyjęte przez hotelarzy; przypomnieli, że turystyka to największe źródło dochodów kraju. Rzecznik salafitów odciął się od tych wypowiedzi.

Która więc twarz islamistów jest prawdziwa? Zapytałem Muhammada z Koalicji na Rzecz Politycznej Świadomości, jacy kandydaci islamistów odnieśli sukces w poszczególnych okręgach wyborczych. Niechętnie przyznał, że na prowincji wygrali głównie "twardogłowi".

Dyktatura Mubaraka przez lata ukrywała prawdziwe oblicze Egiptu. Spragnieni słońca turyści oddawali się zabawie w swych enklawach. Z perspektywy hotelowej dyskoteki Egipt wydawał się rozrywkowym krajem nad ciepłymi morzami. Tymczasem dla każdego, kto zna ten kraj spoza hotelowych murów, poparcie dla islamistów nie jest zaskoczeniem. Walka o serca i umysły Egipcjan rozstrzygnęła się już przed laty. Galal Amin twierdzi, że religijna przemiana w ostatnim 40-leciu to nie zjawisko religijne, ale społeczne: "Fundamentalistyczna interpretacja islamu zastępuje umiarkowaną i bardziej tolerancyjną nie dlatego, że ludzie zaczynają wierzyć w coś, do czego wcześniej nie byli przekonani (...). Dzieje się tak raczej ze względu na zmiany w ich odczuciach, lękach i aspiracjach, zmiany, które zaszły w ich społecznym położeniu".

Inez, w zakrywającym twarz nikabie, przyjmuje mnie w swym domu w centrum starego Halwan. Gorąca zwolenniczka salafitów, przekonuje, że alkohol powinien być całkiem zabroniony, powinno się też zamknąć wszystkie kluby nocne, przecież to miejsca grzechu. Inez uważa, że Egipt wygląda tak źle, bo Egipcjanie pozwalają na te wszystkie bezeceństwa. Sytuacja się poprawi, gdy zaczną żyć w zgodzie z prawami boskimi.

W kairskim metrze spotykam kaznodzieję, donośnym głosem namawia do szariatu: - Jedynie cudzołożnicy i złodzieje obawiają się wprowadzenia boskiego prawa. Czy słyszeliście, żeby w Arabii Saudyjskiej codziennie obcinano dłonie? A my codziennie mamy w Egipcie kradzieże.

Gdy w litanii rzeczy zabronionych wymienia damskie spodnie, jeden z pasażerów nie wytrzymuje i zaczyna się kłótnia. Chłopak pyta ze złością ekstremistę, dlaczego nie było go na placu Tahrir, gdy młodzież walczyła o wolność...

***

Zaskoczeniem nie jest zwycięstwo ugrupowań egipskich islamistów, ale jego skala. Kandydatom Braci Muzułmanów udało się przekonać większość wyborców, że to oni mają receptę na naprawę kraju. Ale wielu z tych, którzy poparli islamistów, zastrzegało, że zrobili to niejako na próbę: chcieli dać szansę nowym ludziom, którzy na sztandarach mają wypisaną uczciwość.

Egipcjanie szybko mogą odwrócić się od swych obecnych faworytów. Jak to ujął pewien znajomy Egipcjanin: - Do wybuchu rewolucji ludzie byli politycznie bierni i najchętniej rozmawiali o religii. Teraz, po rewolucji, spieramy się głównie na tematy polityczne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2012