Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To zdjęcie zostało zrobione 14 marca 1999, w czasie wizyty Papieża w małym kościele św. Mateusza na obrzeżach Rzymu. Czekając na spotkanie z wiernymi, medytował. Od razu zauważyłem piękny promień światła padający z okna, jednak był on w pewnej odległości od Jana Pawła II. Czekałem z nadzieją, że światło przesunie się i oświetli Jego postać. Po dwóch minutach promień objął ją.
Robiłem zdjęcia Papieża od sześciu lat, od chwili mojej przeprowadzki z południowych Włoch do Rzymu. Z upływem czasu to zajęcie stawało się dla mnie coraz ważniejsze - nie tylko z zawodowych, ale też osobistych powodów. Mój ojciec był w tym samym wieku, co Jan Paweł II. Dwa lata temu zachorował, był coraz bardziej chory. Nie widywaliśmy się zbyt często, ale patrząc przez obiektyw na twarz Papieża, na jego cierpienie, widziałem cierpienie mojego ojca. Miesiąc temu ojciec zmarł. Papież był dla mnie tym, który przeżył. Widząc go w tym ostatnim miesiącu, za każdym razem myślałem o ojcu. Stał się niemal członkiem mojej rodziny, kimś, kogo cierpienie sam potrafiłem odczuć. Był nie tylko symbolem religijnym, ale bliskim człowiekiem.