Żar młodego rewolucjonisty

11.06.2007

Czyta się kilka minut

TYGODNIK POWSZECHNY: - Wie Ksiądz Arcybiskup, po czym poznać, że św. Jacek to typowy Ślązak?

Abp Alfons Nossol: - Nie...

- Bo nie zostawił po sobie ani jednej linijki tekstu. Jak Ślązak, to wiadomo - niepiśmienny. Takie dowcipy krążą o Jacku wśród śląskich księży...

- Przecież mamy legendy, żywoty...

- Ale nie mamy żadnego jego kazania.

- To proste. Zwykle kaznodzieje średniowieczni albo sami zapisywali swoje słowa, albo mieli specjalnych kronikarzy, którzy notowali, co mówią. Jacek nie przywiązywał wagi do tego, co po nim zostanie, więc nic nie spisywał. A był tak dynamiczny i szybki, że żaden kronikarz nie mógłby za nim nadążyć... To był człowiek ogień. Bardziej praktyk niż teoretyk, choć teoria była podstawą jego działania. Gdyby żył dziś, jego komórka ciągle by dzwoniła.

Lekka figura

- Skąd się wzięła ta żarliwość?

- Należał do pierwszej generacji zakonu kaznodziejskiego, dominikanów. Pochodził ze słynnego rodu Odrowążów. Ich korzenie sięgały Małopolski, ale siedzibą był Kamień na ziemi opolskiej. Tutaj też urodził się Jacek. W tej rodzinie bardzo dbano o wykształcenie, pogłębianie wiedzy, solidną edukację. Nieprzypadkowo z tej rodziny pochodzą też błogosławieni: Czesław i Bronisława. Odrowążowie to byli Europejczycy - otwarci, bez kompleksów.

Iwo Odrowąż, jego wuj, biskup krakowski, wysłał go najpierw do Bolonii, potem do Rzymu. Towarzyszył mu m.in. kuzyn Czesław. Obaj dostali habit od św. Dominika. Wyobrażacie sobie, co to znaczy dostać habit od tak wielkiego człowieka? Jaką to siłę dawało? Biskup Iwo był geniuszem, bo wiedział, że Dominik rozpali Jacka i jego towarzyszy. Że wrócą na ziemie polskie z misyjnym zapałem i pomogą mu reformować Kościół, pogłębić pobożność. A ona w tamtych czasach pozostawała wiele do życzenia: ludzie wracali do pogańskich wierzeń, potrzebna była szybka i skuteczna kuracja.

Jacek rzucił się do zakładania klasztorów. Założył ich mnóstwo: w Pradze, Wrocławiu, Kamieniu Pomorskim, Gdańsku i Sandomierzu, potem we Wrocławiu, na Rusi, w Prusach.

- Ale nie został przeorem żadnego z nich. Nigdzie też nie zatrzymał się na dłużej. Dlaczego?

- Bo to był dynamiczny misjonarz. Zostając w klasztorze musiałby zmienić się w urzędnika, dbać o zakonników, gospodarować. Musiałby się zasiedzieć, a on tego nie potrafił. Jego niosła siła przepowiadania Słowa Bożego wszem i wobec. Zaniosło go, hen, aż na dzisiejszą Ukrainę. I tam - jak głosi legenda - zdarzył się cud. Gdy Jacek musiał z Kijowa uciekać przed Tatarami, którzy napadli na kościół dominikański, porwał z ołtarza Przenajświętszy Sakrament. I wtedy usłyszał głos Matki Bożej, której figura podpierała chór: "Jacku, Jacku, mojego Syna ratujesz, a mnie chcesz zostawić?". To była kamienna, ciężka figura, więc przerażony Jacek odrzekł: "Ale jak ja sobie poradzę?". Na to miał usłyszeć: "Dla Ciebie stanę się lekka". Jacek uniósł i "Sanctissimum", i figurę Matki Boskiej. Czyli potrafił zrobić wszystko! Bo wiara dała mu siłę.

Niezwykłe imię

- Teraz św. Jacek stoi na kolumnadzie Berniniego na placu św. Piotra właśnie z tymi dwoma atrybutami: monstrancją i figurką Matki Boskiej. To jedyny Polak w tym miejscu, chyba najbardziej znany na świecie polski święty.

- To prawda. Cała Ameryka Południowa wielbi Jacienta, założył prawie 30 klasztorów, ponoć nawet w Oslo (dziś w tym miejscu mieści się biskupi pałac luterański). W dokumentach znalezionych w Uppsali jest przedstawiany jako misjonarz "ex Silesia!"

Myślę, że jego siła brała się z wykształcensia i żarliwości. Jego kazania porywały. Wiedział, jak mówić, by trafić do ludzi różnych stanów, środowisk, różnego wieku. Stosował różne chwyty, metody docierania do słuchaczy, również te najnowocześniejsze, sprawdzone przez dominikanów w Rzymie. Wiedział, ile mówić, jak mówić, co mówić. Odwoływał się do Biblii, ale na zasadzie exemplum, zawsze odnosząc sytuacje biblijne do życia. A wiedzę o wierze, Biblii miał ogromną. To musiało niezwykle imponować ówczesnym ludziom, których wiara była krucha, neopogańska.

- Umarł w opinii świętego. Ponoć miał w swoim dorobku przywracanie zmarłych do życia. "W klasztorze krakowskim leży brat Jacek, mocen wskrzeszać zmarłych" - napisano w dokumentach dominikańskich z 1277 r. Wierzy Ksiądz Arcybiskup w te cuda?

- Mogę sobie wyobrazić, że miał ogromną wiedzę z zakresu ziołolecznictwa i pewnie miał sukcesy w pomaganiu chorym, cierpiącym. Nawet jego imię było niezwykłe. Oznacza jednocześnie i człowieka, i kwiat i kamień szlachetny (hiacynt). Słowo "Jacek" podkreśla więc istotę osobowości świętego - syntezę wszelkich wartości.

To, czym zajmowali się Iwo i dominikanie, nazwalibyśmy dziś teologią posoborową - nie siedzieć w klasztorach, ale wyjść do ludzi i głosić im Chrystusa. Jacek znał wiele języków, więc głosił kazania nie po łacinie, ale w języku słuchaczy: po polsku, morawsku. To było w tamtych czasach niezwykłe. Dzięki temu łatwiej trafiał do ludzi. W dodatku był stąd, z Europy Wschodniej, więc znał potrzeby ludzi. Był jak św. Franciszek - stawał się jednym z ludzi, z którymi chciał nawiązać kontakt. On, zdolny, wykształcony, intelektualista, potrafił zniżyć się do prostego człowieka. Nie żądał od niego zmiany tożsamości, wiedział, że zmuszanie to już nie dialog, ale przemoc.

Dynamiczna tradycja

- Swoją reewangelizację oparł na kulcie Eucharystii i Matki Boskiej oraz na spowiedzi indywidualnej.

- To były trzy kolumny jego duszpasterstwa, pomysły na pogłębienie wiary. Jacek był wielkim Europejczykiem, dziś byśmy powiedzieli, że był ekumenistą. Nie znał żadnych zacieśnień kulturowych, językowych ani narodowych. Jego żar sprawił, że wiara ogarnęła cały glob. A przecież o to właśnie chodzi, prawda?

Dziś przydałby nam się św. Jacek.

- Dlaczego?

- Bo czas wrócić do pierwotnego kształtu chrześcijaństwa. Nie wolno zacieśniać się narodowo, nie wolno też pobożności upolityczniać. Jeśli się tak dzieje, to zawsze wiara odchodzi od teologii, od swych podstaw. Tak było np. z teologią wyzwolenia.

Św. Jacek uczy nas szerokiego myślenia o wierze. Pamiętajmy, że Europa zbudowała swą kulturę na trzech wzgórzach: Akropolu, który jest kolebką demokracji, Kapitolu, symbolu dobrego prawa, i Golgocie - miejscu ziszczenia się miłosiernej miłości. Jacek wiedział, że nie wolno tej syntezy zaprzepaścić, bo można w taki sposób zniszczyć istotę europejskości.

- Uważa Ksiądz Arcybiskup, że św. Jacek powinien stać się patronem XXI wieku. Dlaczego? Co niosą jego idee młodym ludziom?

- Jak Jacek coś robi, to całkowicie, integralnie, w zapamiętaniu. Miłość Chrystusa powinna nas rozpalać i nic od tej miłości nie może nas oddzielać. Miłość Boża chce naszego całkowitego oddania, nie połowicznego. Dziś to nie jest łatwe. Współczesny człowiek nie rozumie takiego poświęcenia. Nie chce się bowiem wiązać, brać odpowiedzialności za swoje życie i decyzje. Jacek to potrafił. Był w nim żar młodego rewolucjonisty. Ale niczego nie burzył. Przeciwnie: wiedział, jak ważna jest tradycja. Ona nie ma jednak dla niego charakteru statycznego, ale dynamiczny. Tradycja to nie strzeżenie popiołów, ale docieranie do pierwotnego żaru źródła.

- Jak teraz odgarnąć popiół i dotrzeć do żaru?

- Słowem Bożym. Moja ekumeniczna dewiza brzmi: nam wszystkim chrześcijanom potrzeba znacznie więcej katolickiej powszechności, ewangelickiej głębokości i prawosławnego dynamizmu. Nie chodzi o nawracanie się z jednego wyznania na drugie, ale o nawracanie się do Chrystusa w obrębie własnej wyznaniowej tożsamości. Gdy wszyscy razem, katolicy, ewangelicy, prawosławni, zaczniemy obejmować Chrystusowy krzyż, nawet się nie spostrzeżemy, jak zaczniemy obejmować siebie wzajemnie. Wtedy nastanie nowa owczarnia.

Za czasów św. Jacka wiara miała słabe korzenie, dziś się wykorzenia. Wtedy groziło nam neopogaństwo, dziś - sekularyzm. Św. Jacek jest nam potrzebny, bo uczy nas, jak stawiać krzyż - drogowskaz ku przyszłości. Bo my na Golgocie się nie zatrzymujemy, my przez Golgotę przechodzimy, idąc drogą ku Wielkanocy, ku radosnemu zmartwychwstaniu.

Wzbogacająca inność

- Pamięta Ksiądz Arcybiskup z dzieciństwa kult św. Jacka?

- Pamiętam. Mój proboszcz był czcicielem św. Jacka i ciągle jeździł z naszego Brożca do Kamienia. Robił to tym chętniej, że proboszczem był tam jego kolega z seminarium we Wrocławiu. Pamiętam, jak chodziliśmy te 18 km, które dzieliło nasze dwie wioski. Z tamtejszego kościoła dwa razy, w czasie I i II wojny światowej, zabierano spiżowe dzwony, by przetopić je na działa. W końcu proboszcz kazał odlać w hucie w Ozimku stalowe. Ale szybko okazało się, że ich dźwięk to takie rąbanie w garnce, a nie porządne dzwonienie. Niedawno je wymieniliśmy.

Obok ołtarza w Brożcu też wisiała figurka św. Jacka. Gospodarze modlili się do niego o urodzaj i żeby bydło się chowało. Choć oficjalnym patronem rolników jest św. Urban, to Ślązacy woleli swojego Jacka.

- Zamek w Kamieniu, rodowa siedziba Odrowążów, został przejęty przez kurię opolską w 1990 r. Dziś jest tu sanktua­rium i Centrum Kultury i Nauki Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego. Przybywają pielgrzymi z całego świata. A jeszcze niedawno ten zamek to była ruina. Mawia Ksiądz Arcybiskup, że wyremontowanie go to też był cud sprawiony przez św. Jacka...

- Na pewno! Ostatni właściciel zamku, hrabia Strachwitz, mówił, że nigdy nie widział, by zamek był tak piękny. Przed śmiercią zdążył nam go uroczyście przekazać. Był szczęśliwy, że jego rodowa siedziba będzie teraz służyć św. Jackowi i jego kultowi. Odrowążowie, Larischowie, Strachwitzowie zawsze dbali o zachowanie ciągłości tradycji. W tym ostatnim rodzie był zwyczaj, że każdy pierwszy męski potomek miał na imię Jacek. W XVIII w., w pokoju, gdzie miał się urodzić święty, powstała kaplica z pamiątkami po nim. Zniszczyły ją dopiero, razem z całym zamkiem, wojska radzieckie, które weszły tutaj w 1945 r.

- Zawsze podkreśla Ksiądz Arcybiskup śląskie pochodzenie Jacka. Co święty wyniósł ze Śląska?

- Ukochanie ziemi rodzinnej, radość, pracowitość, odporność na zło i wierność wierze. Ludzie stąd cenią inność, wzbogacają się nią. Nauczyli się żyć razem - Niemcy, Polacy, Morawianie, wszyscy Ślązacy - i nie ma dla nich obcych. Są tylko inni. Tak też myślał św. Jacek.

Mam nadzieję, że św. Jacek w 750-lecie śmierci zdynamizuje naszą wiarę. Dzięki nadziei, która widzi dalej, miłości, która widzi głębiej, i wierze, która widzi inaczej. I rozumowi. Bo jak napisał Jan Paweł II - rozum i wiara to dwa skrzydła, które nas unoszą.

Polscy biskupi spotkają się na czerwcowej konferencji Episkopatu (15-17 czerwca 2007 r.) w Kamieniu Śląskim - miejscu urodzenia św. Jacka. 17 czerwca odbędzie się tam metropolitalne spotkanie młodzieży.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2007