Zabójcza posada

Stanowisko premiera Wybrzeża Kości Słoniowej, będące skocznią do prezydentury, staje się ostatnio śmiertelnie groźne. W ciągu niespełna roku dwaj premierzy, namaszczeni na przyszłych prezydentów, niespodziewanie umarli. W marcu urząd objął kolejny premier.
w cyklu STRONA ŚWIATA

30.03.2021

Czyta się kilka minut

Przed koncertem żałobnym w hołdzie zmarłemu premierowi Hamedowi Bakayoko, stadion olimpijski Anyama, Abidżan 17 marca 2021 r. / FOT. SIA KAMBOU / AFP / EAST NEWS /
Przed koncertem żałobnym w hołdzie zmarłemu premierowi Hamedowi Bakayoko, stadion olimpijski Anyama, Abidżan 17 marca 2021 r. / FOT. SIA KAMBOU / AFP / EAST NEWS /

Zaczęło się od nagłej śmierci premiera Amadou Gon Coulibaly’ego, którego rok temu żegnający się z prezydenckim urzędem przywódca Wybrzeża Kości Słoniowej Alassane Ouattara wyznaczył na swojego następcę. Ouattara rządził już dziesiąty rok, ostatni z dwóch pięcioletnich kadencji, na jakie zezwalała konstytucja. Wolną elekcję nowego prezydenta wyznaczono na 31 października, a dobiegający osiemdziesiątki Ouattara nie zamierzał przedłużać swojego panowania.

Śmierć po raz pierwszy

Po trwającej ćwierć wieku epoce – właściwie więc epizodzie – przejmowania się demokracją i swobodami obywatelskimi, w Afryce – i nie tylko tam –  wraca moda na apodyktyczne rządy i populizm. Dobiegający końca swoich rządów prezydenci coraz częściej uciekają się do sprawdzonego sposobu, by żonglując prawem, przedłużać je w nieskończoność – każą zmienić kilka paragrafów w konstytucji, a potem zapewniając o swojej wierności prawu, wmawiają, że prezydenckie kadencje liczy się od nowa. Na początku zeszłego roku w Afryce tak właśnie postąpili prezydenci sąsiadującej z Wybrzeżem Kości Słoniowej Gwinei i pobliskiego Toga. Ouattara jednak powtarzał, że nie będzie tęsknił za władzą i że nastała pora, by w młodniejącej z każdą pięciolatką Afryce podstarzali przywódcy ustąpili miejsca młodzieży.

W Abidżanie mówiono, że w ramach odmładzania stary prezydent namaści na swojego następcę 50-latka Hameda Bakayoko, wschodzącą gwiazdę tamtejszej polityki. Ouattara uznał jednak, że czerpiący garściami z życia Bakayoko powinien jeszcze poczekać, nieco się jednak zestarzeć i dojrzeć, a na dziedzica wyznaczył panującego od trzech lat premiera Amadou Gon Coulibaly’ego, starszego o dziesięć lat od Bakayoko, rozważnego technokratę, wolnego od narcyzmu i obsesji władzy.

W maju Coulibaly pojechał do Paryża na kontrolę do tamtejszych kardiologów, którzy w 2012 roku operowali mu serce. Badania wypadły ponoć dobrze i po trzech miesiącach w szpitalu premier wrócił do Abidżanu, by szykować się do jesiennych wyborów, w których był faworytem dzięki błogosławieństwu ustępującego prezydenta. Na początku lipca, podczas posiedzenia rządu, premier doznał jednak ataku serca, którego nie przeżył. Ouattara, zaskoczony śmiercią pomazańca, na nowego premiera wyznaczył Hameda Bakayoko, ale do elekcji prezydenckiej postanowił jednak sam stanąć.

Śmierć po stokroć

Paryski „Le Monde” pisał, że w sukcesyjnych planach Ouattara w ogóle nie przewidywał, by jego faworyt mógł przegrać wybory, a co dopiero ich nie dożyć. Uznał, że lepiej będzie złamać dane słowo, niż wyznaczać pospiesznie na następcę kogoś do tej roli jeszcze niegotowego. Powołując się na to samo, co u innych tak krytykował, czyli zmianę konstytucji (w 2016 roku wpisano do niej stanowisko wiceprezydenta i Senat), ogłosił, że i on ma prawo liczyć kadencje od nowa.

Oburzona opozycja uznała to za podły kant i ogłosiła, że bojkotuje elekcję. Gniew opozycji był tym większy, że folgując samemu sobie i żonglując prawem Ouattara wykluczył jednocześnie z wyborów swojego starego rywala, byłego prezydenta Laurenta Gbagbo (2000-2010), któremu, mimo osiemdziesiątki na karku, znów zamarzyła się władza. Zamarzyła się ona także jeszcze jednemu byłemu prezydentowi (1993-99), dobiegającemu dziewięćdziesiątki Henriemu Konanowi Bédié, który także stanął w wyborcze szranki.

Jesienne wybory uznano na Wybrzeżu Kości Słoniowej za najgorsze i najkrwawsze od czasu tych z 2010 roku, które wyniosły Ouattarę do władzy. Wtedy spór między prezydentem elektem i ustępującym prezydentem Gbagbo zakończył się wybuchem wojny domowej. Teraz w ulicznych zamieszkach wzniecanych przez przeciwników prezydenta zginęło prawie 100 osób, a pół tysiąca zostało rannych. W zbojkotowanych przez opozycję wyborach zwyciężył Ouattara z kłopotliwym wynikiem 95 proc. głosów, ale jego przeciwnicy i rywale ogłosili, że nie uznają go za prawowitego prezydenta. W Abidżanie znów zaczęto obawiać się wojny.

Śmierć po tysiąckroć

Wybrzeże Kości Słoniowej, była kolonia francuska, uchodziła w Afryce za państwo dostatnie (światowe zagłębie kawowe i kakaowe) i spokojne – przykład, że sukces jest możliwy także na kontynencie afrykańskim. Pierwszy prezydent Felix Houphouët-Boigny (1960-93), przezywany przez rodaków „Wielkim baobabem”, rządził jak patriarcha rodu, wódz albo król. Jako konserwatysta, przywiązany do tradycji, wrogo odnosił się do politycznych nowinek, zwłaszcza tych z komunistycznego Wschodu. Dbał za to o przyjaźń z dawną metropolią kolonialną, Paryżem i całym Zachodem. Kłopoty zaczęły się, gdy umarł, przeżywszy prawie 90 lat.

Do walki o schedę po nim stanęli nie tylko jego najbliżsi dworzanie i współpracownicy, premier Ouattara i przewodniczący parlamentu Bédié (z powodu niskiego wzrostu przezywany „Małym Baobabem”), ale także stary dysydent Laurent Gbagbo, przebywający na wygnaniu i od lat występujący przeciwko Houphouët-Boigny’emu, jako dyktatorowi.

Skończył się spokój i zgoda, których sąsiedzi tak zazdrościli Wybrzeżu Kości Słoniowej. Kraj rozpadł się na muzułmańską północ (43 proc. 25-milionowej ludności kraju) i chrześcijańskie południe (34 proc. ludności). Ouattara, muzułmanin, choć tego wcale nie pragnął, został uznany za politycznego przywódcę północy. Bédié, a zwłaszcza Gbagbo, chętnie sięgający po nacjonalizm i populizm wykluczyli go z walki o prezydenturę, twierdząc, że nie jest prawowitym tubylcem. Twierdzili, że rodzice Ouattary, jak większość muzułmanów na Wybrzeżu Kości Słoniowej, przybyli tu za chlebem z sąsiednich Burkina Faso i Mali, a „Stary Baobab” popełnił wielki błąd pozwalając im zostać i osiąść na stałe.

Walkę o schedę po Houphouët-Boignym wygrał Bédié, ale po sześciu latach w Abidżanie doszło do zjawiska zupełnie tu niespotykanego – wojsko dokonało zamachu stanu i przejęło władzę w kraju. Rok później, w 2000 roku, zamachowcy urządzili wybory, licząc, że wygra w nich ich przywódca. Zwyciężył jednak Gbagbo, który po latach wrócił z wygnania. Wojskowi usiłowali uniemożliwić mu przejęcie władzy i w kraju znów wybuchły krwawe rozruchy. Wraz z buntami żołnierzy towarzyszyły one odtąd już każdemu przesileniu na szczytach władzy. Z powodu faktycznej wojny domowej dopiero w 2010 roku udało się przeprowadzić kolejne wybory.

Gbagbo, który panował już 10 lat, zabiegał w nich o reelekcję z Ouattarą, dopuszczonym wreszcie do walki o władzę. Gbagbo przegrał, ale nie uznał porażki. Obaj ogłosili się prezydentami i na Wybrzeżu Kości Słoniowej doszło do nowej wojny domowej, którą dopiero po pół roku przerwali przysłani na pomoc żołnierze wojsk pokojowych ONZ, a przede wszystkim francuscy komandosi i Legia Cudzoziemska. Gbagbo, który wolał wywołać wojnę domową niż oddawać władzę, został pojmany i w końcu wylądował na ławie oskarżonych przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym w Hadze, a opuszczony przez niego fotel prezydencki zajął Ouattara. W 2015 roku wygrał ponownie wybory (84 proc. głosów!) i zapewnił sobie reelekcję.

Śmierć po raz drugi

Z powodu przedwczesnej śmierci namaszczonego następcy tronu, Ouattara zdecydował, że posiedzi na nim dłużej, niż zamierzał, a na nowego premiera i dziedzica wyznaczył Hameda Bakayoko. Zarówno w salonach Abidżanu, jak i na abidżańskiej ulicy od lat mówiło się, że lepszego kandydata na przywódcę nie znajdzie się w całym kraju ze świecą.

Urodził się w Abidżanie, na południu, ale jego rodzina wywodziła się z północy. W dodatku jego żona, Yolande, pochodziła z południowego wschodu. W skłóconym i podzielonym kraju wydawał się idealnym kandydatem. Młody, silny, potężnie zbudowany, tryskający energią, cieszący się życiem i umiejący z niego korzystać, równie swobodnie czuł się w politycznych gabinetach i na wystawnych przyjęciach, co na ulicznym targowisku. Z Ouattarą znali się i współpracowali od ponad ćwierć wieku, odkąd Bakayoko założył własną gazetę i rozgłośnię radiową.

Już w 2003 roku wszedł do rządu jako minister informacji i w politycznych sporach, i wojnach potrafił zachować przyjaźnie zarówno w obozie prezydenta Gbagbo, jak i wśród stronników Ouattary, który awansował go potem na ministra policji i wojny. Umiał gasić bunty żołnierzy i targować się z politycznymi rywalami i nieprzyjaciółmi. Sprawdził się też jako burmistrz abidżańskiej dzielnicy Abobo, a stary prezydent często nazywał go swoim synem.


CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. CZYTAJ TUTAJ →


Bakayoko okazał się także cierpliwy, a tę cechę Ouattara szalenie ceni u polityków. Kiedy pominął go w sukcesyjnych planach, Bakayoko nie okazał rozczarowania, pogodził się z myślą, że na prezydenturę przyjdzie mu jeszcze trochę poczekać, postanowił zadowolić się przejętą po śmierci Gon Coulibaly’ego posadą. Już jako premier wyciągnął rękę do opozycji na zgodę, znów zaczął łagodzić spory, rozwiązywać problemy.

Kiedy w styczniu, narzekając na przemęczenie, wyjechał na parę dni do Francji, żeby odpocząć i odwiedzić lekarzy, w Abidżanie nikt się temu nie dziwił. Odkąd został szefem rządu, tyrał jak wół, a co gorsza dwukrotnie zaraził się koronawirusem i przeszedł malarię. Pobyt w Paryżu niewiele mu pomógł, ale zdecydował, że mimo to wraca do kraju, do pracy. W Abidżanie zaczęto plotkować, że zazdrośni rywale otruli Bakayoko.

W lutym znów wylądował w paryskim szpitalu, gdzie lekarze orzekli, że cierpi na raka wątroby, a jego stan jest tak poważny, iż nie da się ocalić mu życia. Żona postanowiła przewieźć go do Turcji, której prezydent Recep Erdogan obiecał przeszczep wątroby. Tureccy lekarze potwierdzili jednak diagnozę francuskich, że na operację jest już za późno. Ostatnią deską ratunku miała być eksperymentalna kuracja w klinice w niemieckim Freiburgu. Ale i ona zawiodła, i na początku marca premier Bakayoko, niedoszły prezydent, przeżywszy zalewie 56 lat, zmarł.

Premier po raz trzeci i nadzieja na wiosnę

Na kolejnego, trzeciego już w ciągu roku premiera wyznaczony został szef prezydenckiej kancelarii 65-letni Patrick Achi, urodzony w Paryżu, syn Afrykanina z Wybrzeża Kości Słoniowej i białej Francuzki (z białą Francuzką jest żonaty także Ouattara). Podobnie jak Bakayoko służył w rządzie zarówno za panowania Gbagbo (był u niego ministrem infrastruktury gospodarczej i rzecznikiem), jak i Ouattary, cieszy się szacunkiem i zaufaniem obu politycznych obozów.  

Przyda mu się to, bo Ouattara zdaje się zmierzać do pojednania ze starymi wrogami i zakopania z nimi topora wojennego. Jego najgorszego wroga, Gbagbo, w 2019 roku Międzynarodowy Trybunał Karny uniewinnił z zarzutów o zbrodnie wojenne. Prokuratorzy zwołali odwołanie, które w najbliższych dniach zostanie najpewniej odrzucone. Gbagbo, który dotąd mieszka w Brukseli, zechce zapewne wrócić do kraju. Ouattara już jesienią zapowiedział, że nie będzie mu w tym przeszkadzał, i kazał wystawić byłemu prezydentowi nowy paszport, a dodatkowo także paszport dyplomatyczny. Daje też do zrozumienia, że udzieli Gbagbo amnestii, by nie musiał martwić się o wiszący nad nim, wydany zaocznie wyrok 20-letniego więzienia za rzekome przestępstwa, jakich miał się dopuścić jako prezydent.

Mieszkańcy Wybrzeża Kości Słoniowej oburzeni, że złamał słowo i ubiegał się o trzecią kadencję, pamiętają, że pod rządami Ouattary w ich kraju znów zapanował spokój, a gospodarka zaczęła się rozwijać jak mało która w świecie. Wyhamowała ją dopiero epidemia wirusa, która sprawiła, że z prawie 7-procentowego wzrostu w 2019 roku w zeszłym roku gospodarka zwolniła do 2 procent. Na Ouattarę przestali się gniewać także Francuzi, którzy jesienią mieli mu za złe trzecią kadencję i uskarżali się, że daje fatalny przykład innym. W lutym prezydent Emmanuel Macron gościł Ouattarę z wizytą w Pałacu Elizejskim.

Na początku marca, jeszcze przed śmiercią Bakayoko, na Wybrzeżu Kości Słoniowej w spokoju i pokoju odbyły się wybory parlamentarne, a co najważniejsze wzięły w nich udział wszystkie opozycyjne partie, które zbojkotowały jesienną elekcję prezydencką. Zwyciężyła w nich zdecydowanie partia prezydencka, a jej wygranej nikt nie kwestionował.

Gazety z Abidżanu piszą, że stary prezydent, tak jak obiecywał przed fatalnymi, jesiennymi wyborami, zabiera się za odmładzanie rządu, że pozostały mu u władzy czas wykorzysta, by pozbyć się sześćdziesięciolatków oraz starszych i wymienić ich na przynajmniej czterdziestolatków.

Największym zagrożeniem dla pokoleniowej wymiany i nowych, sukcesyjnych planów starego władcy może okazać się jego młodszy, 65-letni brat (jeden z jedenastu, a prezydent ma jeszcze siostrę), Tene Birahima, który sprawował u niego obowiązki ministra od spraw prezydenckich i szefa wywiadu, a po śmierci Bakayoko objął po nim także posadę ministra wojny. Jego przeciwnicy wytykają mu od lat, że polityczny awans zawdzięcza wyłącznie starszemu bratu i że właściwie można w jego wypadku mówić o politycznym kumoterstwie. Narzekania nasiliły się, gdy jesienią w Abidżanie rozeszły się plotki, że prezydencki brat, przezywany w Abidżanie „Fotokopią”, też przymierzał się do posady premiera, uważanej na Wybrzeżu Kości Słoniowej za skocznię do prezydentury. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej