Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Opozycjoniści są zdania, że władze zmieniły taktykę „fałszowania” głosowania. W lokalach wyborczych było wielu obserwatorów – w dużej mierze niezależnych – więc kart do głosowania nie można było zwyczajnie dosypać czy podmienić. Władze znalazły rozwiązanie: postawiły na przymus. Całe zakłady pracy „musiały” oddać swój głos na Putina. W przeciwnym razie pracownicy mieliby problemy.
Po co te wysiłki, czy Władimir Władimirowicz nie mógł zdecydować o zwycięstwie w drugiej turze i w ten sposób uniknąć skandali związanych z masowymi fałszerstwami? Nie chciał ryzykować. Wygrana w pierwszej turze jest najlepszym potwierdzeniem legitymacji jego władzy – w jego opinii oczywiście. Zapewne także doświadczenie polityczne podpowiadało premierowi, że wybory muszą skończyć się już na pierwszej turze.
Putin dobrze pamięta walkę o stanowisko gubernatora w Petersburgu, kiedy popularny – ba, wydawałoby się: nie mający alternatywy i cieszący się uznaniem – Anatolij Sobczak przegrał z mało komu znanym Władimirem Jakowlewem. Dlaczego tak się stało? Sztab Sobczaka nie przemyślał kampanii wyborczej, tak bardzo był przekonany, że zwycięstwo ich kandydata jest pewne. Poza tym Sobczak poniósł klęskę, ponieważ stwierdził, że „zabawi się w demokrację”. Putin doskonale zapamiętał tę lekcję: Sobczak był przecież bliskim mu człowiekiem, był „patronem” Władimira Władimirowicza.
Ale „zabawy” w demokrację mają duży plus (dla wyborców, ma się rozumieć) – nie pozwalają podważyć później wyników wyborów.
Putin uznał, że nie będzie ryzykować. Czy postąpił prawidłowo? Trudno przewidzieć. Wiadomo, że kieruje się on logiką utrzymania władzy. Nawet jeśli wybory nie doprowadzą do masowych protestów, to nie wiadomo, jak zachowa się rosyjskie społeczeństwo, kiedy wystąpią poważne problemy polityczne i gospodarcze. W przypadku takiego rozwoju wydarzeń, gdyby Rosjanie mieli przekonanie, że prezydent naprawdę został przez nich wybrany, konsolidowaliby się wokół niego. A tak, mogą zacząć się zastanawiać, jak tę władzę obalić.
IWAN PREOBRAŻEŃSKI jest niezależnym publicystą, pracuje w agencji Rosbałt.
opracowała MAŁGORZATA NOCUŃ