Za rogiem, niedaleko

Tytuł tego tekstu zaczerpnęłam z najnowszego filmu Kazimierza Karabasza. Może on jednak służyć za metaforyczny skrót całej twórczości klasyka polskiego dokumentu.

05.06.2006

Czyta się kilka minut

Trudno o dzieło bardziej konsekwentne, o rysunek filmowego bohatera oświetlany z większą wnikliwością niż ten zawarty w obrazach Karabasza - tegorocznego laureata Nagrody Specjalnej Smok Smoków 46. Krakowskiego Festiwalu Filmowego.

Począwszy od zrealizowanego w klimacie neorealizmu filmu "Jak co dzień..." (1955), a skończywszy na "Za rogiem, niedaleko" (2006), w centrum zainteresowania Karabasza pozostaje zawsze codzienność. Przetaczające się przez Polskę w ostatnim półwieczu zamiecie i burze - polityczne, społeczne, ekonomiczne - budzą zainteresowanie autora tylko w takim stopniu, w jakim są w stanie wpłynąć na egzystencję przeciętnego człowieka. Na jego marzenia, obawy, na wygląd ulic, którymi idzie do pracy, charakter przedmiotów, które go otaczają.

Poza filmami zrealizowanymi wspólnie z Władysławem Ślesickim na fali popaździernikowych przemian ("Gdzie diabeł mówi dobranoc", 1956; "Ludzie z pustego obszaru", 1957) Karabasz na ogół stroni od ekranowej publicystyki. Ale i w tych filmach, poświęconych młodzieży z peryferyjnych dzielnic Warszawy, mimo wyraźnego tonu interwencji, udało się zapisać na taśmie filmowej szczególny nastrój młodego pokolenia wchodzącego w życie w huku fałszywych propagandowych haseł, deklaracji i pustych obietnic. Oba filmy, będące próbą stworzenia portretu szczególnego typu mikrospołeczności, należą dziś do klasyki tzw. czarnej serii polskiego dokumentu.

Nie rezygnując z obyczajowych i socjologicznych ambicji "czarnej serii" i szczegółowości obserwacji, w 1960 r. Kazimierz Karabasz realizuje najbardziej znany w całym jego dorobku film "Muzykanci". Zapis próby orkiestry dętej warszawskich tramwajarzy jest w istocie subtelną rejestracją relacji międzyludzkich, wewnętrznych emocji i zwyczajnej przyjemności towarzyszącej wspólnemu graniu. Film dosłownie obsypany nagrodami: od Wenecji przez Oberhausen, Tours, Cork, Florencję do San Francisco - otworzył nową epokę w polskim dokumencie filmowym.

W latach 60. Karabasz kontynuuje obserwacje życia wybranych środowisk, m.in. rejestrując pracę dyspozytorów węzła kolejowego w Tarnowskich Górach ("Węzeł", 1961), śledząc emocje filatelistów ("W klubie", 1963) i hodowców gołębi ("Ptaki", 1963). W tych, jak i późniejszych filmach, istotni będą dla niego zawsze jedynie tacy bohaterowie, którzy próbują nadać swojemu życiu sens - wypełniając je pasją, przebijając się przez rutynę i aspiracje własnego środowiska. Dużo łatwiej znaleźć ich na prowincji niż w wielkim mieście, a jeśli już - to na wielkomiejskich obrzeżach. Karabasz konsekwentnie ucieka od blichtru wielkomiejskich ulic. Można by powiedzieć, że w wielkim mieście interesuje go tylko to, co jeszcze "prowincjonalne", a więc bardziej prawdziwe, autentyczne. Stąd też, jeśli zostaje z kamerą w Warszawie, wychodzi na Pragę, Targówek, Powiśle czy Wolę.

Tematem, do którego szczególnie chętnie powraca, jest portret człowieka na progu dojrzałego życia. Już po pierwszych wyborach życiowej drogi, ale jeszcze przed najważniejszymi decyzjami. W jego filmografii sąsiadują dwa filmy: "Na progu" (1965) i "Rok Franka W." (1967). Ten pierwszy jest zapisem wyobrażeń o życiu grupy maturzystek. Dziewczyny mówią o tym, czego oczekują od życia, oceniają swoją dorosłość, stopień niezależności. Dziś, kiedy te bohaterki mają 60 lat, pozostał wspaniały zapis stanu świadomości maturzystek z połowy lat 60.

"Rok Franka W." to obok "Muzykantów" najbardziej znany film Karabasza i - podobnie jak tamten, choć w zupełnie inny sposób - przełomowy dla polskiego dokumentu. Reżyser i operator Stanisław Niedbalski przez rok śledzili losy chłopaka, który trafił do Ochotniczych Hufców Pracy. Z tej obserwacji, na którą złożyły się odpryski całorocznej codzienności, powstał pełnometrażowy portret. To, co wydawało się domeną filmu fabularnego i aktora, a więc analiza przeżyć wewnętrznych i doświadczeń indywidualnego bohatera, okazało się możliwe także w dokumencie.

Niemal 40 lat od pierwszego spotkania z tytułowym Frankiem W., w maju tego roku Karabasz powrócił do swojego bohatera. Wrócił sam, bez ekipy filmowej, za to z małą kamerą cyfrową, żeby zarejestrować fragment życia Franka. Film miał swą premierę na krakowskim festiwalu.

Lata 70. przyniosły kilka indywidualnych portretów młodych ludzi poszukujących swojego miejsca w życiu ("Sobota Grażyny A. i Jerzego G.",1969; "Krystyna M.",1973) i kolejną obserwację dwóch dziewcząt ze wsi, które rozpoczęły studia w Warszawie, zatytułowaną "Przenikanie" (1978). Kamera Karabasza i Niedbalskiego przez rok towarzyszyła dziewczynom, które nie bez trudności przenikały w świat wielkiego miasta. Film rejestrowany ciężką kamerą, z dźwiękowcem i oświetleniowcem stłoczonymi w pokoju studenckim, jest ważny w dorobku reżysera także z innego powodu. Na podstawie doświadczeń związanych z realizacją "Przenikania" Kazimierz Karabasz napisał książkę "Cierpliwe oko" (1979), zawierającą także ogólne rozważania reżysera o bohaterze, narracji, fotografii, montażu w dokumencie. Do jednej z bohaterek "Przenikania" reżyser powróci raz jeszcze w filmie "Czas podwojony" (2001).

Coraz częściej miejsce portretów mikrospołeczości zastępują filmy, w których dochodzi do konfrontacji postaw, punktów widzenia starszego i młodszego pokolenia. Tak jest w "Dialogu" (1979), "Próbie materii" (1981), "Widoku z huty" (1990), "Na przykład - ul. Grzybowska 9" (1991), "O świcie i przed zmierzchem" (1999). Coraz częściej pojawia się też temat przystosowania do nowej rzeczywistości w kontekście przemian politycznych, ale bardziej jeszcze - transformacji ekonomicznych i społecznych ("W pierwszej fazie lotu", 2001; "Za rogiem, niedaleko", 2006). Czy w tym maksymalnie zracjonalizowanym świecie - zdaje się pytać Karabasz - nastawionym na łatwy efekt i skuteczność za wszelką cenę, jest jeszcze miejsce na inną hierarchię wartości?

Pisząc o twórczości dokumentalnej Kazimierza Karabasza, nie sposób pominąć miejsca i znaczenia fotografii w jego filmach. Od niej rozpoczął swoje doświadczenie zawodowe; do dziś pozostała jego wielką pasją. Fotografie u Karabasza pełnią rolę szczególną, służąc do zbudowania jedynego i niepowtarzalnego nastroju. Twarze uchwycone w zamyśleniu, zagapieniu, pozbawione maski; sylwetki zatrzymane w biegu lub przeciwnie, w chwili skrajnego zmęczenia, pozwalają zatrzymać czas, intensywniej wniknąć w nastrój i emocje ludzi, dostrzec to, co często umyka naszej uwadze w życiu i w filmie - detal wnętrza, szczegół ubioru, grymas twarzy. Jednym z najbardziej poruszających filmów Karabasza jest "Portret w kropli" (1997), zrealizowany niemal wyłącznie z czarno-białych fotografii. Ich kontrapunkt stanowią wypowiedzi ludzi odpowiadających na pytania: czego się boję? Co mnie wzrusza? Co chciałbym zmienić w życiu?

Bez wątpienia najbardziej osobistym filmem Karabasza są "Spotkania" (2005), które zrealizował lekką kamerą cyfrową dającą, nieporównywalne z tradycyjnym sprzętem, możliwości dyskretnej obserwacji, bliskiego kontaktu z bohaterem. "Spotkania" to rodzaj filmowego eseju, w którym wspomnienia sięgające jeszcze dzieciństwa w Bydgoszczy, sąsiadują z gorzką refleksją na tematy współczesne. Łódzka szkoła filmowa i przywołane we wspomnieniach filmy dokumentalne stają się punktem wyjścia do spotkań z bliskimi mu ludźmi - operatorem Stanisławem Niedbalskim, reżyserem Janem Łomnickim, malarzem Jerzym Mierzejewskim.

***

Szukam wspólnego mianownika dla blisko 40 filmów zrealizowanych przez Kazimierza Karabasza. Portret mikrospołeczności, zapis stanu świadomości u progu dorosłego życia, konfrontacja postaw różnych pokoleń... Bohaterowie typowi, a jednocześnie poprzez swój stosunek do życia wyjątkowi. Wielkie widowisko, wielką politykę zastępuje rejestracja powszednich wzruszeń, zapis nastroju ulicy, egzystencji tych, którzy mieszkają tuż obok nwwas, za rogiem, niedaleko...

Prof. MAŁGORZATA HENDRYKOWSKA jest historykiem filmu i kultury filmowej, wykładowcą UAM. Opublikowała m.in. "Kronikę kinematografii polskiej 1895-1997" (Poznań 1999).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2006