Z piłami w herbie

Właśnie teraz, w roku kryzysu, kiedy pobliska fabryka mebli zwalnia pracowników, Białowieża bije rekordy frekwencji turystów. Ten fakt powinien dać do myślenia przeciwnikom powołania Mazurskiego Parku Narodowego.

25.08.2009

Czyta się kilka minut

Niedawno byliśmy świadkami pospolitego ruszenia Polaków, by osiągnąć finał internetowego konkursu na siedem cudów świata. Wielkie Jeziora Mazurskie i Puszcza Białowieska połączyły zwolenników i przeciwników parków narodowych w promocji obu obszarów. Kochamy zawody i ich zwycięzców. Co się dzieje z nimi potem, już nas mniej interesuje. Jako mieszkaniec Białowieży czułem niepokój - dlaczego politycy lokalni, którzy nie zgadzają się na objęcie całej Puszczy Białowieskiej parkiem narodowym, bo ich zdaniem na to nie zasługuje, z takim zapałem chcą nadać jej tytuł Cudu Świata, i to w kategorii parków narodowych właśnie?

Odpowiedzi udzielił mi żołnierz Straży Granicznej, który powiedział: "Park - nigdy! Nie chcę pytać dyrektora parku, gdzie i jaki dom mogę postawić". W gruncie rzeczy chodziło o to, że nie chce mieć żadnych ograniczeń, a każda forma ochrony z ograniczeniami się łączy. Co innego cud świata! Skoro będziemy cudem, to i za łóżko na kwaterze będzie można wziąć więcej, i za metr ziemi pod dom dla "warszawiaków".

Park narodowy to idea wywodząca się z oświeceniowych i romantycznych dążeń do ochrony wartości przed naszą zachłannością i nieuwagą. Cud świata to nowoczesny produkt turystyczny na sprzedaż. Czy te dwa podejścia do dziedzictwa przyrodniczego i kulturowego mogą się spotkać?

400 złotych za dobę

Pamiętam Białowieżę sprzed lat - jeden hotel "Iwa" w stylu wczesnego Gierka, z duszącym dymem z kotłowni w pokojach, i restauracją, w której jedyni goście czekają pół godziny na kelnerkę, żeby usłyszeć, że jest już tylko kotlet mielony. Mało wówczas znany park narodowy obejmował zaledwie 7 proc. puszczy, a kilkusetletnie dęby wyjeżdżały codziennie szosą do Hajnówki - miasteczka z dwiema piłami w herbie. Puszcza była zakładem pracy Lasów Państwowych. Kiedy na początku lat 90. zaczęto się głośno domagać powiększenia najstarszego polskiego parku narodowego, w regionie podniósł się protest - nigdy!

Biedna babcia zamarznie, bo zabraknie drewna na opał! Z czego będziemy żyli, jak nie będzie można zbierać jagód i grzybów? Tysiące ludzi straci pracę! Będziemy żyć jak Indianie w skansenie!

Park udało się jednak powiększyć, bo wówczas nie obowiązywało jeszcze prawo (wywalczone ponoć przy dużym zaangażowaniu mieszkającego w Puszczy Białowieskiej polityka i myśliwego Włodzimierza Cimoszewicza), stanowiące, że bez zgody samorządów o żadnej ochronie parkowej, nawet największego cudu świata, mowy być nie może. Park objął 16 proc. powierzchni puszczy, jednak wokół idei parku zrobiło się głośno, a do Białowieży trafiły pieniądze z budżetu państwa. Kilka lat później, kiedy ówczesnego ministra środowiska Antoniego Tokarczuka obrzucono jajkami za chęć podpisania kontraktu dla puszczy, w ulotce kolportowanej wśród mieszkańców anonimowi autorzy pisali wprawdzie, że wzrost dochodów z turystyki jest problematyczny, ale marka parku zaczęła działać i wbrew sceptykom kopano rowy pod fundamenty hoteli.

Dzisiaj, po upływie kilku lat, tylko jeden z kilku hoteli zatrudnia ok. 150 osób - tyle, co wszystkie nadleśnictwa razem. Ktoś przyjechał z Warszawy i zauroczony Białowieżą odremontował pocarski, zabytkowy dworzec, przerabiając go na elegancką restaurację. Setki osób żyją z turystyki, co drugi dom opatrzony jest tabliczką "pokoje gościnne". Przyjeżdżają tu ludzie, którzy chcą podglądać ptaki, zobaczyć ostatni pierwotny las Europy, uciec od zatłoczonych miast, od wypoczynku na Krupówkach czy gęstego tłumu na plaży. W nowej części parku można zbierać grzyby i jagody.

Niedawno słyszałem opinię, że w czasach kryzysu parki narodowe, jako instytucje budżetowe, niewiele mogą dać regionowi, bo są biedne! Co za absurd: to wielkie zakłady przemysłowe, fabryki, banki mogą przeżywać kryzys i nawet zbankrutować, jak kiedyś miasta tkaczy w Anglii czy jak zakłady przemysłowe przypuszczańskiej Hajnówki. Żaden park narodowy nie upadł, bo stanowi symbol wartości narodowych, które nie podlegają prawom rynku, a symboli się nie niszczy. Właśnie teraz, w roku kryzysu, kiedy pobliska fabryka mebli zwalnia pracowników, Białowieża bije rekordy frekwencji turystów. Moja sąsiadka wynajmuje mały domek i reklamuje go na stronie internetowej. Powiedziała mi, że w ostatnim miesiącu licznik pokazał, iż miała na nią 5 tysięcy wejść. Wynajmuje ten domek za 400 zł na dobę - zajęte ma najbliższe trzy miesiące.

Co ciekawe, gmina Białowieża nadal jest przeciwna powiększeniu parku narodowego. Jest w tym pewna logika: po co dzielić się z innymi puszczańskimi gminami, skoro wszyscy przyjeżdżają i tak do Białowieży, a nie do leżącego przy samej puszczy miasteczka z piłami w herbie.

Motyw strat

Puszcza Białowieska to teren płaski, leśny. Mazury to krajobraz dużo bardziej zróżnicowany. W obu obszarach zachowało się jeszcze dużo architektury historycznej, oba są jak wyjątkowej piękności ogrody. Wyobraźmy sobie piękne założenie ogrodowe, w którym gospodaruje kilku ogrodników. Każdy reprezentuje inną szkołę i każdy interesuje się tylko sobie przydzielonym obszarem. Trochę między sobą konkurują, ogród zaś jest piękny jako całość. Czy nie lepiej, żeby połączyli siły i wspólnie dbali o cały organizm, z korzyścią i dla wszystkich części, i dla całości? Celowo użyłem określenia "organizm", bo gdyby np. nerki chciały się rozwijać kosztem serca, skończyłoby się to tragicznie. Takim organizmem jest park narodowy.

Kiedy czytam dyskusję na temat Mazurskiego Parku Narodowego, przewija się tam motyw strat, jakie region poniesie z powodu jego utworzenia. Przypomina mi to słowa powtarzane przez samorządowców w Białowieży. Kiedy pytałem o konkrety, nikt nie umiał odpowiedzieć. Mówi się jedynie o utraconym podatku leśnym - tylko że od dawna jego utrata jest refinansowana na mocy rozporządzenia ministra finansów.

Kto więc stracił na powiększeniu Białowieskiego Parku Narodowego? Nie spotkałem nikogo, kto by się do tego przyznał. Co najwyżej słyszę narzekania, że rząd się nie wywiązał, bo obiecywał więcej. Czego się więc boimy? Może elitarne grupy czerpiące dziś korzyści z większych przywilejów, np. lobby myśliwych, nie chcą, by ich miejsce zajęły tysiące turystów szukających ciszy i spokoju? Może na obszarze parku trudniej będzie o samowolę? Nie chcę wierzyć, że o to chodzi.

Rezerwujcie wcześniej miejsca

Wróćmy na koniec do mojej Białowieży. Wbrew alarmistycznym ulotkom nie znam drugiej wsi mającej 2,5 tys. mieszkańców, która w kilka lat odnotowała taki rozwój. A zaczęło się od powiększenia parku narodowego. Czasami ten rozwój "produktu turystycznego" zaczyna wręcz zagrażać walorom obszaru.

Park narodowy może być lekarstwem, by "produkt" się nie zepsuł, nie spowszedniał i nie trafił na stragany tandety. W Białowieży obserwujemy obecnie nową tendencję - urzędnik powiatowy mówi, że można się zgodzić na większy park, pod warunkiem jednak, by w jego radzie naukowej zasiadła przynajmniej połowa samorządowców. Ciekaw jestem, czy ten urzędnik poddałby się operacji, gdyby zespół chirurgiczny składał się w ponad połowie z samorządowców jego wsi?

W radach parków powinni zasiadać przedstawiciele samorządów, ale jeśli są specjalistami. Tworząc park narodowy, powinniśmy zachować jego rangę. Pewien leśnik z Białowieży od lat na różnych forach internetowych udowadnia mieszkańcom regionu, że są manipulowani przez ekologów. Według niego, zwolennicy parku chcą ludziom tylko czegoś zakazać, a nawet ograniczyć niekontrolowany rozwój.

Pisząc w swoim imieniu, mogę potwierdzić, że w tej kwestii ma rację! Demokracja nie polega na tym, że nie ma granic dla inwestycji i ingerencji w krajobraz. Uważam, że powinniśmy sami sobie, we własnym, wielopokoleniowym interesie zakazać niszczenia krajobrazu. Nie doprowadzi to do zamknięcia mieszkańców w skansenie, a przeciwnie: stworzy im szansę lepszego życia i oferowania (uwaga: wróciliśmy do pieniędzy!) produktu wysokiej jakości, a nie tandety. Park narodowy i produkt turystyczny mogą się spotkać.

Zapraszam przeciwników Mazurskiego Parku Narodowego do Białowieży. Tylko lepiej zarezerwować sobie nocleg z małym wyprzedzeniem, bo może nie być miejsca.

Janusz Korbel (1946) jest architektem i ekologiem, prezesem białowieskiego Towarzystwa Ochrony Krajobrazu, jednym z inicjatorów akcji na rzecz powiększenia Białowieskiego Parku Narodowego. Mieszka w Białowieży.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2009