Wyzwania miasta

Magdalena Staniszkis, architekt, urbanista: W mieście uczymy się zasad życia społecznego, kultury obywatelskiej. Miasto wymusza tolerancję dla innych, a jednocześnie przestrzeganie zasad. Jednak miasta zbyt duże stają się tylko ogromnym zurbanizowanym obszarem. Rozmawiał Piotr Kosiewski

15.12.2009

Czyta się kilka minut

Piotr Kosiewski: Do czego potrzebne jest nam miasto?

Magdalena Staniszkis: Do dobrego życia.

Czyli?

Chcemy żyć bezpiecznie, wśród ludzi wyznających podobny system wartości. Mieć możliwość kontaktu z innymi, także jeżeli nie korzystamy z tej okazji. To nasze demokratyczne prawo.

Miasto to wszystko nam zapewnia?

Miasto to największe miejsce koncentracji ludzi. Tu uczymy się zasad życia społecznego, kultury obywatelskiej. Miasto wymusza tolerancję dla innych, a jednocześnie przestrzeganie niezbędnych zasad.

W jaki sposób można to zapewnić?

W przeszłości miasta były zakładane na tzw. prawach. Współcześnie ich funkcję spełnia plan miasta. Jeżeli chcemy spełnić oczekiwania obywateli, musi on gwarantować istnienie przestrzeni publicznej. Ona bowiem pozwala realizować podstawowe potrzeby człowieka jako istoty społecznej.

Często mówi się dziś o kryzysie miasta.

Tak. Na całym świecie nastąpiła dynamiczna urbanizacja. Obecnie obywatele świata mieszkają przede wszystkim w miastach. Przestają być one miastem społeczności. Stają się jedynie ogromnym zurbanizowanym obszarem. Teoria urbanistyki mówi, że istnieje idealna wielkość miasta. Powyżej pewnej liczby mieszkańców władza przedstawicielska przestaje funkcjonować. Zbyt duża staje się odległość między nią a wyborcą. Jest jeszcze jeden powód kryzysu. Pojawił się inny budowniczy miasta: wielki kapitał. Miasto nigdy nie było wynikiem liberalnej polityki, lecz powstawało na podstawie regulacji dalece ograniczających swobodę gospodarczą na rzecz dobra wspólnego. Obecnie wprowadzono do tej sfery reguły gry współczesnego kapitalizmu. Tymczasem kapitał inwestycyjny kieruje się przede wszystkim chęcią zysku, a wartości związane z przestrzenią publiczną nie mają nic wspólnego z kategoriami ekonomicznymi.

Nie ma tu żadnych związków?

Piękne i dobre miasto przyciąga mieszkańców, zatem generuje większe podatki. Czyli ta zależność istnieje. Jednak dziś kapitał traktuje miasto przede wszystkim jako obszar realizacji celów gospodarczych i ekonomicznych. To jego prawo, jednak jest on tak silny, że wpływa na podejmowanie decyzji przez władze lokalne. Nie myślę tu o jakiś nieprawidłowościach, nieprzejrzystości czy korupcji, lecz o presji na władze decydującej o wyglądzie naszego miasta.

Jaka zatem jest rola władz lokalnych?

Decydują o kształcie miasta. To jednak teoria, praktyka jest inna. Mówiłam już o wielkiej presji kapitału. Do tego dochodzi pewna "aura polityczna". Nieustannie podkreśla się znaczenie rozwoju gospodarczego i wolność jednostki. Panuje kultura indywidualizmu. To wszystko zachęca do ustępowania deweloperom. Natomiast my, jako społeczeństwo, nie stanowimy przeciwwagi dla tego bardzo silnego lobby. Być może nie wierzymy w realny wpływ na własne życie, jesteśmy zajęci poprawą jego standardu. Pozostałe kwestie znalazły się na szarym końcu. Nie zabieramy głosu. Jednak nasze milczenie nie jest wytłumaczeniem dla władzy. Jej rolą jest podejmowanie decyzji w publicznym, nie zaś wyłącznie prywatnym interesie. Już wiemy bowiem, że deweloper zadba przede wszystkim o największy zysk z pozyskanego terenu.

Czyli jak najgęściej go zabuduje.

Oczywiście. Trudno się spodziewać, że będzie zachowywał się wbrew zasadzie maksymalizacji zysku, czyli zbuduje park, przedszkole na dużej działce albo stworzy plac publiczny. To mało realne.

Czy można przekonać dewelopera, że inwestycja w przestrzeń publiczną na dłuższą metę jest opłacalna?

Zapewne tak. Nowojorski Manhattan jest przykładem takiej polityki: tam przy budowie nawet najbardziej komercyjnego biurowca część działki jest pozostawiana wolna i udostępniania przechodniom. W ten sposób powstają słynne plaza, na których tworzy się życie. Najbardziej skuteczną metodą jest przeznaczenie w planie zabudowy określonej ilości terenu na ulice czy place. Szczególnie ważne jest wytyczanie miejsca na place zabaw dla dzieci, bo tam rozpoczyna się wychowanie do kultury obywatelskiej. Wszystkie elementy przestrzeni decydują o życiu społecznym. Jeżeli o to nie zadbamy, to nie będzie szkół, przedszkoli, domów kultury i kościołów. Także ratusz musi stać w ważnym miejscu. Przestrzeń symbolicznie musi odzwierciedlać hierarchię wartości. Wszystkie te elementy powinny znaleźć się w planie zabudowy. Inaczej będziemy jedynie skazani na negocjowanie z właścicielem terenu, by oddał kawałek swojego terenu na miejsce zabawy dla dzieci.

Jaka jest Warszawa po 20 latach przemian?

Znacząco podniosła się jakość architektury. Jednak miasto nie jest sumą najwspanialszych budynków. Dobra przestrzeń powstaje dzięki synergii nawet najzwyklejszych domów, w Warszawie tego zabrakło. Sukcesem jest dobra architektura, porażką zaś budowanie miasta jako miejsca do życia. Tym bardziej bolesna, że mieliśmy możliwości.

Jakie są największe porażki?

Jedna jest wynikiem braku działania, czyli brak centrum miasta. Druga, to przykład złej aktywności. Najczęściej nie identyfikujemy się z całym miastem, lecz z naszą dzielnicą. Mówimy: jesteśmy z Saskiej Kępy, Żoliborza albo Mokotowa. To naturalne. Małe społeczności potrzebują swojego własnego miejsca. Nie jest nim śródmieście dwu- czy trzymilionowej Warszawy, lecz lokalne centrum. Dla południowych dzielnic Warszawy miało nim być otoczenie stacji metra "Wilanowska". Jednak dla tego obszaru nie uchwalono planu zagospodarowania. W tej sytuacji kolejni inwestorzy budowali według jedynego sobie znanego kryterium: najwyżej, najwięcej i najgęściej. Straciliśmy szansę stworzenia przestrzeni publicznej. Powstały nieludzkie warunki życia, panuje niebywały natłok. PRL-owskie blokowisko w porównaniu z tym miejscem jest przyjazne i ludzkie.

Wielką porażką jest także zabudowywanie w niekontrolowany i nieuporządkowany sposób peryferii Warszawy. I to za zgodą władz! Sporządzono plan pozwalający na całkowitą swobodę inwestowania. Nowa władza postanowiła być przyjazna dla ludzi. W ten sposób paradoksalnie narażono tych, którzy ponieśli ogromny wysiłek budowania własnego domu albo kupna u dewelopera. Spełniono marzenie o lepszym mieszkaniu, ale ludzie nie mają dokąd z niego wyjść. Muszą wsiąść do samochodu i tracić czas na podróż do Warszawy.

A udane przykłady?

Każdym udanym przykładem jest tzw. plomba w śródmiejskiej zabudowie. Obojętnie, czy jest to doskonała architektura, czy zupełnie pospolita, w ten sposób odtwarzamy europejski krajobraz miasta. Dobrym przykładem jest Ursynów. Aleja Komisji Edukacji Narodowej to prawdziwa, wielkomiejska ulica. Są tam sklepy, ludzie spacerują. Powstało też lokalne śródmieście Ursynowa Północnego z tradycyjnym miejskim placem, sklepami na parterach, kościołem, fontanną. To architektura powszednia, która nie trafia do katalogów, lecz dzięki niej stworzono wysoką jakość przestrzeni publicznej. Tam toczy się życie.

A co z centrum miasta? Czy jeszcze można je stworzyć?

Warto spojrzeć na panoramę Warszawy. Widać wielkie wieżowce. To dowód, że przez 20 lat wiele zbudowano. Brak centrum nie wynika zatem z braku potencjału inwestycyjnego, lecz woli politycznej. Nie poradziliśmy sobie z tym wyzwaniem. Straciliśmy szansę. Nic nie buduje się dwa razy. Oczywiście, nie zakończył się rozwój miasta, jednak nie będzie on już tak dynamiczny. Trzeba tylko przygotować teren wokół Pałacu Kultury do inwestowania. To pozwoli zbudować centrum Warszawy.

Jednak wiele osób może powiedzieć: po co nam ta przestrzeń publiczna? Mamy przecież galerie handlowe, czyste, bezpieczne. Co daje miastu istnienie centrum?

Ono pozwala na identyfikację z miastem. Galerie czy centra handlowe nie są przestrzenią publiczną, tylko jej substytutem. Oczywiście, tam też mamy prawa obywatelskie, jednak wszystko w tych miejscach - polityka sprzedaży, dopuszczania albo niedopuszczania określonych ludzi i zachowań - jest podporządkowane prywatnemu interesowi. Tam nie poczujemy się u siebie. To plac, ulica dopuszcza istnienie obok siebie różnych grup społecznych czy kulturowych.

Dzisiaj jednak to głównie w centrach handlowych toczy się życie. Czy można będzie ponowie ożywić centra miast?

Bardzo trudno zmienić przyzwyczajenia. Poza tym w Warszawie zbudowano tak wiele centrów handlowych - pod względem metrów kwadratowych powierzchni sprzedaży - że popyt na taką przestrzeń w znaczniej mierze został zaspokojony. W innych krajach Europy lokalizacja wielkiego centrum handlowego jest rozważną decyzją polityczną. Nie podejmuje się jej na etapie planowania, nie mówiąc już o wydawaniu pozwolenia na budowę, tylko tworzenia najwyższego rangą dokumentu, czyli studium. Wiadomo już, że nadzwyczajna koncentracja wszystkich usług w jednym miejscu powoduje ­obumieranie przestrzeni miejskiej. U nas pewne ograniczenia wprowadzono dopiero po akcjach tzw. drobnych przedsiębiorców. Ale centrum miasta opustoszało i nie wiadomo, czy będziemy w stanie z powrotem tu przyciągnąć ludzi.

Jednak na małą skalę w Warszawie to się udaje, czego przykładem jest Nowy Świat czy Krakowskie Przedmieście. Dzięki remontom, ograniczeniom ruchu samochodów, wreszcie drobnej architekturze, stały się one bardziej przyjazne. Niedawno opustoszałe, dziś przyciągają tłumy.

Tylko proszę zwrócić uwagę na ogromny wysiłek tamtejszych restauratorów i kupców. W znaczniej mierze to sukces oddolnej inicjatywy. Oczywiście, przyczyniły się do niego także władze, bo dysponują najsilniejszym instrumentem, jakim są podatki. Można z niego korzystać, jeżeli porzuci się myślenie o tym, że miasto służy tylko do zarabiania pieniędzy. Ono powstało dla innych celów! Np. obniżenie czynszu - jeżeli mamy do czynienia z lokalami komunalnymi - pozwala na funkcjonowanie sklepów czy restauracji, a nie np. tylko banków. Inaczej ulica umiera, co dobrze widać na przykładzie Chmielnej czy placu Wilsona.

Jak jest w innych miastach w Polsce?

Podobnie.

A gdzie się udało?

Przede wszystkim w mniejszych miastach. To dowodzi, że społeczność określonej wielkości na zidentyfikowanym terytorium potrafi uczestniczyć w procesie podejmowania decyzji, reagować na zagrożenia oraz jest bardziej zainteresowana zamierzeniami władz. Czasami działania władz ograniczają się do wybrukowania rynku kostką, postawienia kwietników i ławek. To proste rzeczy, ale bardzo pozytywne. W wielu miastach dawno to zrobiono. Tymczasem w Warszawie chwalimy się, że po 20 latach urządziliśmy Krakowskie Przedmieście! Świetnie, ale czy to tak wiele, biorąc pod uwagę skalę i możliwości tego miasta?

A jakie są doświadczenia innych miast w Europie, które muszą uporać się np. z powstawaniem imigranckich gett?

Nie łudźmy się, będziemy mieli podobne problemy. Europa od dawna zdaje sobie sprawę z kłopotów z miastem. Jednak tam władza lokalna dzięki legislacji jest wyposażona w odpowiednie instrumenty. Nikt nie liczy wyłącznie na dobrą wolę, lecz władze państwowe przygotowują odpowiednie ustawodawstwo. Nasze władze lokalne są pozbawione tego wsparcia. Podam jeden przykład. W Europie bardzo ogranicza się zabudowywanie miejsc do tej pory niezurbanizowanych. Przeciwdziała to nadmiernemu rozprzestrzenianiu się miasta i jednocześnie wymusza przekształcanie terenów zajętych już przez zabudowę, np. poprzemysłowych.

Oczywiście, w Warszawie także wiele dzielnic poprzemysłowych, np. Służewiec Przemysłowy czy część Woli, spontanicznie przekształcono w dzielnice biurowe. Robotników zastąpili ludzie w białych kołnierzykach. Jednak nie powstały dzielnice, w których jednocześnie pracuje się, mieszka i odpoczywa, gdzie jest miejsce na usługi, szkoły i park. Powielono wszystkie problemy wynikające z monofunkcyjności. Teraz trzeba myśleć o tym, jak dowieźć do tych dzielnic ludzi. W jaki sposób zbudować kolejne trzypoziomowe skrzyżowanie.

Jednak w ostatnich latach chyba coś się zmieniło. Mieszkańcy zaczynają dyskutować z władzami o swoim mieście. Forum Rozwoju Warszawy rozpoczęło debatę o zagospodarowaniu Marszałkowskiej. Mieszkańcy okolic placu Grzybowskiego walczyli o "Dotleniacz" Joanny Rajkowskiej. Nie chcieli kolejnego pomnika, lecz przyjaznej, otwartej dla wszystkich przestrzeni...

W Polsce władza długo nie miała partnera wypowiadającego się w imieniu mieszkańców. Teraz to się zmienia. Przede wszystkim w małej skali. Mieszkańcy skupieni wokół Moja Białołęka potrafią jasno i czytelnie określić swoje potrzeby. MiastoMojeAwNim, czyli dwoje pasjonatów, zrobiło wiele, by miasto przestało być wielkim nośnikiem reklamowym. Pojawiły się grupy, które zabiegają o ustawowe regulacje w sprawie planowania przestrzennego. Okazuje się, że zwykli mieszkańcy, a nie architekci czy urbaniści, potrafią świetnie wskazywać błędy i oczekiwania dobrej przestrzeni. To dobrze rokuje na przyszłość. Polacy uczą się na błędach, a nie na uniwersytetach.

Magdalena Staniszkis - architekt, urbanista, wykładowca na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Autorka (z zespołem) m.in. budynku biurowego Rodan System w Warszawie (uznanego za jedną z 20 ikon architektury w Polsce po 1989 r.). Przygotowała zagospodarowania rejonu m.in. Wilanowa Zachodniego, skrzyżowania ul. Marszałkowskiej i Al. Jerozolimskich oraz Łuku Siekierkowskiego. Opublikowała książkę "Planowanie krajobrazu Warszawy XX-XXI" (1995).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2009

Artykuł pochodzi z dodatku „Warszawa wielu kultur 51-52/09