Wytrącę cię z równowagi

Jacek Hajnos, artysta: Z Nim jest tak, że jak się na ciebie uweźmie, to nie masz szans i musisz się za czymś opowiedzieć. Myśmy na to wezwanie Boga odpowiedzieli.

04.07.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Tomasz Wiech dla „TP”
/ Fot. Tomasz Wiech dla „TP”

BŁAŻEJ STRZELCZYK: Gdzie mieszkasz?

JACEK HAJNOS: Siedem ostatnich lat w dużym domu, w którym mieści się nawet 20 osób. Głównie studenci Akademii Sztuk Pięknych. Ale przede wszystkim bezdomni, którzy zaczynali brać życie w swoje ręce. Razem z przyjaciółmi postanowiliśmy, że nasze mieszkanie studenckie zamieni się w przestrzeń, w której będziemy nieśli pomoc ludziom.

Jak to wyglądało?

Im więcej artystów na jeden metr kwadratowy, tym więcej wariactwa. Początkowo, gdy dostałem się na ASP w Krakowie, szukaliśmy ze znajomymi mieszkania. I jak to zazwyczaj bywa na studiach: zaczęło się od ostrego picia, jarania i dobrej zabawy. Byliśmy młodymi artystami. W ogromnym domu z ogrodem urządzaliśmy grille, wystawy dzieł sztuki, ostre melanże. Każdy z nas miał swój warsztat pracy. Jednak w pewnym momencie coś w nas wszystkich popękało.

Co takiego?

Zaczęło się od Ewangelii. Owszem, każdy z nas miał jakiś rodzaj społecznej wrażliwości i empatii. Zaczęliśmy jednak czytać Ewangelię i okazało się, że tam jest jakaś ogromna moc. Przesłanie, obok którego nie można przejść obojętnie. To był moment, w którym w dziwny sposób w naszym życiu pojawił się Bóg. Z Nim jest tak, że jak się na ciebie uweźmie, to nie masz szans i musisz się za czymś opowiedzieć. Myśmy na to jego wezwanie odpowiedzieli. Postanowiliśmy, że zaczniemy żyć zgodnie z tym, co jest napisane w tej książce. I tak zaczęła się ta przygoda.

Żyć zgodnie z Ewangelią?

Ja mam oczywiście ciągle z tym kłopot, że frazy „Bóg pojawił się w moim życiu”, „nawróciłem się”, „żyję zgodnie z Ewangelią” budzą wśród ludzi całkiem słuszny niepokój i dystans. Ale nie mogę mówić o tym w inny sposób, bo taka jest prawda.

Jak Bóg nawraca?

Na pewno nie na pstryknięcie palcami. Ale gdy się przeanalizuje nie tylko Ewangelię, ale też na przykład Dzieje Apostolskie, to się zrozumie, że tam jest propozycja radykalnego życia. Postępowanie zgodnie z Ewangelią nie uwzględnia żadnych półśrodków, nie da się iść na łatwiznę.

„Ci wszyscy, co uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne. Sprzedawali majątki i dobra i rozdzielali je każdemu według potrzeby. Codziennie trwali jednomyślnie w świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali posiłek z radością i prostotą serca”. (Dz 2, 44-46).

Opis tego, jak wyglądał pierwszy Kościół, robi na mnie porażające wrażenie. Przecież czytamy tego typu rzeczy bardzo często. Powołujemy się na Pismo Święte. Podczas mszy świętych wypowiadamy publicznie słowa radykalne. Ale czy wszyscy, którzy co niedzielę mówią, że „wierzą w życie wieczne” albo „w świętych obcowanie” – rzeczywiście wiedzą, co mówią? I czy wyznawanie wiary w Kościół, który ma polegać na „przebywaniu razem, sprzedawaniu majątków i rozdawaniu ich każdemu według potrzeb”, polega na zachowawczości i dystansie?

Nie. 

Nie chcę mówić, że żyliśmy jak pierwsi apostołowie, bo to byłaby gruba przesada. Najpierw zaczęliśmy od wychodzenia kilka razy w tygodniu pod krakowskie galerie handlowe z kanapkami. Chcieliśmy rozdawać je ludziom, którzy są głodni. Tak zawiązywały się pierwsze relacje z ludźmi, którym coś w życiu nie wyszło.

Z bezdomnymi i biedakami, czyli ludźmi, którzy są leniwi i niezaradni. 

Przez ostatnie siedem lat mieszkałem w domu z bezdomnymi. Pojechałem też do Jaworzna, gdzie w domu z bezdomnymi mieszka ks. Mirosław Tosza. Nie spotkałem nikogo, kto byłby uradowany ze swojej sytuacji życiowej. Naprawdę nie znam nikogo, kto przekonywałby, że jest biedny z wyboru albo że życie bez domu jest spełnieniem jego marzeń.

Jak wyglądał ten Wasz dom?

To nie była noclegownia. Główna zasada, jakiej się trzymaliśmy, to słowo „dom” i wszystko, co się za tym hasłem kryje. Nawet etymologia greckiego słowa oikos – to są bliskie relacje rodzinne i przyjacielskiej. Dom to nie są ściany. Chodzi głównie o relację.

Czyli?

Po tych latach mieszkania z biedakami dochodzę do wniosku, że bezdomność przede wszystkim bierze się z samotności. Historie, których słuchałem, mają jeden wspólny moment: „i w pewnym momencie zostałem sam”. Od tego zaczyna się bezdomność. Otwarte pozostaje pytanie, jak z tej bezdomności wychodzić. I nie da się z niej wyjść dla pracy albo dla wygody. Z bezdomności może wyciągnąć tylko relacja z drugim człowiekiem. Bo nawet jeśli masz pracę, ale wykonujesz ją tylko dla siebie albo dla pieniędzy, to w pewnym momencie przestanie ci to sprawiać radość.

W naszym domu była na przykład zasada stołu. Jeśli ktoś ma za dużo, jeśli ktoś nie przejada tego, co zarobił – bo w domu obok biedaków mieszkali też zwykli studenci – to wykłada wszystko na stół. Przez dwa miesiące, kiedy nie miałem żadnych zleceń i portfel był pusty, z tego, co zostawało na stole, najadałem się do syta. To mnie nauczyło, że rzeczy są naprawdę pojęciem bardzo względnym. I że można szczęśliwie żyć, mając naprawdę niewiele. Dom to zlepek poranionych ludzi, którzy się nawzajem wspierają. Teraz w domu powstanie też kaplica. Naszym patronem ma być Łotr. Jedyna cecha charakterystyczna tego domu: przyjmuje wszystkich. Zawsze był otwarty na pomoc materialną i braterską.

Braliście biedę na swoją odpowiedzialność. 

Byliśmy i nadal jesteśmy bardzo ostrożni. W każdym razie staraliśmy się zrobić wszystko, żeby ograniczyć rolę państwa w wychodzeniu z bezdomności. Zależało nam, by biedacy, którzy z nami mieszkają, nie zaciągali jakiejś pożyczki od państwa.

Skąd na to pieniądze?

Dzieliliśmy się. Ludzie widzieli w tym prawdę. Więc przychodzili i zostawiali zakupy albo pieniądze. W konsekwencji to się przenosiło też na innych.

Jesteś malarzem. 

I wiedziałem, że w pewnym momencie i tu jakoś pojawi się Bóg.

Pojawił się?

Zacząłem malować biedaków, których spotykałem. Podczas modlitwy usłyszałem wezwanie, żeby zacząć malować ludzi, których spotykam. Wiem, że to wszystko może brzmi niewiarygodnie, ale tak działa Bóg. Usłyszałem: „jeśli będziesz tworzył na moją chwałę, nigdy ci nie zabraknie chleba”. Pamiętam, że modliłem się wtedy żarliwie, a później była msza. I w trakcie tej mszy było czytanie, które wgniotło mnie w ziemię. „Bo gdyby przyszedł na wasze zgromadzenie człowiek przystrojony w złote pierścienie i bogatą szatę i przybył także człowiek ubogi w zabrudzonej szacie, a wy spojrzycie na bogato odzianego i powiecie: »Usiądź na zaszczytnym miejscu«, do ubogiego zaś powiecie: »Stań sobie tam albo usiądź u podnóżka mojego«, to czy nie czynicie różnic między sobą?” (Jk 2, 1-4). Zrozumiałem, że moim zadaniem ma być przede wszystkim niwelowanie różnic, jakie pojawiają się między ludźmi.

Po co ich malujesz?

Bo chcę wytrącić ludzi z równowagi. Chcę zasypać różnicę. Ostatnim obrazem wystawy jest czarna plama. Wygląda tak, że możesz się w niej przejrzeć jak w lustrze. Chcę, żeby ludzie, którzy patrzą na biednych, poczuli niepokój.

Co widzisz w ich oczach? 

Nie ma jednych i tych samych oczu. Ale w wielu z tych, które namalowałem, kryje się tajemnica. Zdarza się ogromny spokój, który przemieszany jest z bezradnością. Przenikliwość, która cię paraliżuje. Patrząc w takie oczy, odkrywasz także swoją bezdomność. Swoją bezradność.

Złość. 

Ale to nie jest złość na Boga. To też nie jest złość na świat. Bo świat jest piękny, tylko my czasem podejmujemy w tym świecie cholernie głupie decyzje. Popiełuszko pytany, dlaczego nie chodzi na demonstracje, odpowiadał: „Ja walczę ze złem, a nie z ofiarami zła”. W tym sensie nie można walczyć z ludźmi, z ich decyzjami. Trzeba raczej nieść pomoc, a przyczyn szukać głębiej.

Skąd to przekonanie, że biedny jest sam sobie winny?

Z walki klas. Z przekonania, że skoro mnie się powodzi, to powinno się powodzić każdemu, a jak przypadkiem komuś się nie udaje, to musi być jego wina. Podzieliłem sobie biednych na dwie kategorie. Jedni są – nazwijmy to – „galeryjni”. Ich najłatwiej spotkać na ulicy. Często piją. Mają swoje regiony żebracze. Często zaczepiają ludzi i proszą o „piątkę” na alkohol. Człowiek, który regularnie pracuje i prowadzi stabilne życie, zaczepiony przez biedaka często nie zastanawia się głębiej nad jego losem. Nie ma na to czasu i ochoty. Więc najłatwiej stłumić swoje wyrzuty sumienia, mówiąc, że biedacy to banda darmozjadów.

A druga kategoria?

To ludzie, których nie widzimy. Mieszkający po klatkach i kanałach. Całkowicie odarci z godności. Często nie proszą, bo się zwyczajnie wstydzą.

Wędka czy ryba?

Usłyszałem jedno świetne zdanie od pewnego biedaka. Rozmawialiśmy trochę o niesieniu pomocy i zadałem mu to samo pytanie. Odpowiedział: jeśli chodzi o rybę, to chętnie bym zjadł. Jeśli chodzi o wędkę, to pewnie bym sprzedał pod Halą Targową, a za zarobione pieniądze kupił sobie wódkę.

Spór „wędka czy ryba” nic nie wyjaśnia? 

Bo z biedy nie wychodzi się za pomocą ryby i wędki. Z biedy wychodzi się dla kogoś. Do kogoś, a nie do czegoś. Powtarzam: dom to nie są ściany, tylko relacje. Więc w gruncie rzeczy każdy biedak, którego widzimy na ulicy, tak naprawdę nie woła do nas o rzeczy. Woła do nas, prosi o relację. O bycie blisko. Woła do nas o miłość.

Co Ty dla nich robisz?

Malarze mają to do siebie, że sprzedają swoje obrazy. Wystawa projektu „Różnice” i zainteresowanie mediów sprawiło, iż kilkoro mecenasów z Polski postanowiło kupić całą kolekcję. To są sytuacje, w których czujesz, że Bóg nad tym wszystkim czuwa. Namalowałem 77 portretów bezdomnych. Zorganizowaliśmy wystawę. Ktoś kupił te obrazy. Wszystkie. Wydał około 50 tys. zł.

Co zrobisz z tymi pieniędzmi?

W całości chcę je przeznaczyć na budowę kolejnych domów dla ludzi potrzebujących pomocy. Wesprę ks. Toszę. Część chcę zainwestować w wydanie albumu z obrazami i wywiadami z ludźmi, których spotkałem na swojej drodze.

Tobie te pieniądze już się nie przydadzą? 

Nigdy nie byłem przywiązany do pieniędzy, one są potrzebne komuś innemu.

Nie przydadzą Ci się też z innego powodu. 

Tak. Rozmawiamy we wtorek. Jutro jadę do Warszawy, zamknąć się za klauzurą. Od roku jestem w prenowicjacie w zakonie ojców dominikanów. W tym roku rozpoczynam nowicjat.

Spakowałeś się już?

Tak. Poza kilkoma ciuchami zabieram Pismo Święte i korki – buty do gry w piłkę. Jest nas 20 w nowicjacie, więc będzie można wybrać składy, po równo.

Jesteś artystą zaangażowanym społecznie. Po co ten zakon?

Myślę, że on nie jest dla mnie. Że tak Bóg kieruje moim życiem. Jestem w pełni wolny i nie wiem, co mnie tam spotka, ale wielokrotnie prosiłem Boga, żeby dawał mi znaki. Tak rozpoznaję ten znak.

Więc to nie koniec historii? 

Historia – jak mi się wydaje – dopiero się zaczyna. Dopiero rusza pełną parą.

Co się czuje dzień przed pójściem do zakonu?

Niewyobrażalny spokój ducha. Czystość. Poczucie, że się robi coś dobrego. Nie wiem, czy będę w zakonie malarzem, duszpasterzem biedaków czy młodzieży. Wiem, że chcę służyć. Że taka droga życia jest moja. A co będzie dalej? Wszystko w rękach Boga. ©℗

JACEK HAJNOS jest plastykiem, autorem cyklu portretów bezdomnych pt. „Różnica”. Mieszkał z osobami bezdomnymi. Właśnie wstąpił do zakonu ojców dominikanów. Ma 26 lat.


W numerze 25. „Tygodnika Powszechnego” pisaliśmy o niezwykłej wystawie „Różnica” Jacka Hajnosa, którą można oglądać do 3 lipca w Miejskiej Galerii Sztuki w Zakopanem. Z radością dowiedzieliśmy się, że „Tygodnik” pomógł w realizacji misji artysty. Po publikacji naszej recenzji do Hajnosa zgłosiło się kilka osób (i wciąż ich przybywa) zainteresowanych kupnem całej wystawy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2016