Wystawa jako przebranie

W Zamku Ujazdowskim można oglądać wystawę Tomasza Kowalskiego, jednego z najciekawszych przedstawicieli nowych roczników.

01.03.2011

Czyta się kilka minut

Nowi surrealiści", "zmęczeni rzeczywistością" - tak pisano o artystach urodzonych pod koniec lat 70. i w następnej dekadzie. Okrzyknięto ich nowym zjawiskiem w polskiej sztuce, odmiennym od tego, co działo się w niej po 1989 roku. Niedawni debiutanci szybko znaleźli się w centrum uwagi, weszli do establishmentu, zainteresowały się nimi galerie, kolekcjonerzy i krytyka. Nie doszło jednak do jakiegoś radykalnego zwrotu w naszej sztuce, sami artyści nie mieli zresztą zbyt rewolucyjnych zapędów. Jak dziś wygląda ich twórczość? Może przyszedł czas na weryfikację przynajmniej niektórych ocen.

W Zamku Ujazdowskim można oglądać wystawę Tomasza Kowalskiego (ur. 1984), jednego z najciekawszych przedstawicieli nowych roczników. Jest on utożsamiany przede wszystkim z malarstwem i rysunkiem. Błędnie. "Ucieczka z domu na starość" - instalacja otwierająca warszawską ekspozycję - to zbiór rozmaitych przedmiotów. W sali ustawiono ozdobne uliczne latarnie, a nad wejściem rozpięto markizę. Nieopodal znalazła się duża gablota-witryna. Przez szkło można oglądać drobne prace na papierze: rysunki i kolaże. Trochę niedbale przypięte, wyglądają, jakby wykonano je przed laty. Zarówno ich stylistyka, jak i zażółcenia podłoża, poniszczenie materiału, sprawiają wrażenie dawności. Na ścianie wisi inna praca, "Sen", która wygląda jak plakat sprzed lat. Nie wiemy, czy jesteśmy na trochę staroświeckiej uliczce, czy też znaleźliśmy się w foyer zapomnianego teatru.

Antykwariusz

Odwołania do przeszłości stały się swoistym "znakiem rozpoznawczym" Tomasza Kowalskiego i innych artystów z jego pokolenia. W ich przypadku można doszukiwać się zaskakująco różnorodnych inspiracji: od Arcimbolda, autora XVI-wiecznych antropomorficznych martwych natur, w których świat flory i fauny przybiera ludzkie kształty, po Duchampa, zapewne najbardziej przewrotnego twórcę ubiegłego stulecia. Wymienia się Boscha i Bruegla starszego, Maksa Ernsta i George’a Grosza. To prawda, młodzi artyści sprawnie żonglują stylistykami i gatunkami artystycznymi, przy ich pomocy uciekając w świat wyobraźni. Zaczęto nawet pisać o nich jako o "neosurrealistach". Dziś jednak - po kilku latach - widać, że przy pomocy nośnego i łatwego do wypromowania hasła próbowano opisać kilka różnych postaw. Efektowna etykieta miała łączyć Jakuba Juliana Ziółkowskiego (ur. 1980), z niebywałą łatwością poruszającego się po historii sztuki, jednak uciekającego od łatwej estetyzacji; Tymka Borowskiego (ur. 1984), coraz odważniej testującego rozmaite zaprzeszłe estetyki, trochę oldskulowe, jak malarstwo materii, co dobrze pokazywała niedawna wystawa artysty w warszawskiej Galerii Kolonie; i chociażby Pawła Dunala (ur. 1978), u którego więcej jest odniesień do kolejnych wcieleń ekspresjonizmu niż nadrealistycznych korzeni. Tomasz Kowalski przypomina zaś antykwariusza, z pieczołowitością pochylającego się nad rozmaitymi szpargałami i potrafiącego dostrzec wartość w przedmiotach przez innych pomijanych, a nawet pogardzanych.

Nieprzypadkowo określenia "anachronizm" czy "anachroniczne" stale pojawiają się w tekstach dotyczących jego twórczości. "Interesowało mnie to, by namalować obraz wyglądający na powstały wcześniej niż w rzeczywistości. Nie chcę się tu zasłaniać historią sztuki, nie o to chodzi, to bardziej próba zatarcia śladów, zrobienia czegoś, by coś stało się poza/ponadczasowe" - mówił w rozmowie ze Stachem Szabłowskim. Z kolei pytany przez Kubę Banasiaka o inspiracje, trzeźwo odpowiedział: "nie żyję na pustyni".

Jego prace zachęcają do szukania rozmaitych wzorów czy odniesień. Sam artysta o niektórych mówi. Jest w tym gronie czeski reżyser filmowy, twórca wybitnych animacji Jan Švankmajer, odkryty dopiero po śmierci Amerykanin Henry Darger, autor przedziwnej, olbrzymiej epopei "Historia dziewcząt Vivian" z rysunkami zaskakującymi i dość niepokojąco wieloznacznymi, czy polski "artysta niedzielny" Edmund Monsiel. Wystawa w Zamku Ujazdowskim świetnie pokazuje jego sprawność w sięganiu po rozmaite estetyki. Niektóre pokazane tu prace przypominają klasyczne dzieła informelu. Są tu m.in. asamblaże wykonane z różnych "śmieciowych" materiałów: kawałków kolorowego papieru, tkanin itp. W kolażach, a także w cyklu "Plakaty", nie mniej wyraźnie odwołuje się do stylistyki lat 60. Niektóre z nich wyglądają nieomal jak dzieła z tamtych czasów. Ważna dla artysty okazuje się nie tylko tradycja malarska tego okresu, ale cała ówczesna ikonosfera: plakat, ilustracja książkowa, scenografia. Nieprzypadkowo w jednym z kolaży Kowalskiego pojawia się doskonały graficznie znak Teatru Telewizji.

Rysowanie głosem

Można odnieść wrażenie, że Kowalski gra z widzem. Bardzo dobrze podrabia przeszłość, ale czy nie jest to jedynie błacha zabawa? Nie mam dobrej odpowiedzi. Trzeba przyznać, że wraca do tradycji uznawanej dziś za ważną historycznie, ale raczej odpowiednią do muzealnych sal (lub do magazynów). Owszem, pojawiają się próby przypominania polskiego nadrealizmu (jak niedawna ciekawa wystawa powojennej fotografii w warszawskiej Asymetrii), Piotr Uklański zaś przewrotnie sięga po malarstwo materii lat 50. i 60. Jednak to raczej wyjątki niż reguła. Trudno się temu dziwić. Twórczość kolejnych dziedziców klasycznego nadrealizmu bywa zasadnie uznawana za przejaw kiczu, powojenna abstrakcja zaś została skompromitowana przez rozmaitych epigonów Pollocka czy Fautriera (a u nas Kantora, Tchórzewskiego i Lebensteina), do dziś straszących w niektórych galeriach i na polskich uczelniach artystycznych.

Czego zatem szuka Tomasz Kowalski w sztuce sprzed półwiecza, niby nie tak dawnej, ale trochę anachronicznej? Można dopatrzyć się tu ucieczki przed współczesnością, przejawu nostalgii za minionym czasem, za zaprzeszłymi stylistykami. Więcej, artysta próbuje pokazać, że nadal mają one swą uwodzicielską siłę. Przy ich pomocy buduje swój własny teatr. Bo właśnie teatralność jest najlepszym określeniem twórczości Kowalskiego. Wystawa przypomina bardziej dzieło scenografa niż malarza.

Na wystawie znalazł się też "Kominiarz na dachu kościoła" - praca audio Kowalskiego. Nagranie brzmi niczym dawne audycje teatru Polskiego Radia. W ciemnym pomieszczeniu można wysłuchać niedługiej historii. A może lepiej powiedzieć, że narrator głosem sugestywnie rysuje kolejne obrazy. W dobie dominacji telewizji i zdjęć praca odwołująca się jedynie do wyobraźni słuchacza wydaje się prowokacyjnie nienowoczesna, podobnie jak przywoływane przez artystę figury kominiarza czy krawca (postać z innych jego prac).

***

Szczególny jest tytuł kolejnej pracy pokazanej w Zamku Ujazdowskim: "Wystawa jako przebranie". Sam Tomasz Kowalski wybiera różne kostiumy, by móc opowiadać swoje historie, przenosić w świat swoich wyobraźni i marzeń. Nie jest to twórczość, która doprowadzi do jakiegoś radykalnego przewartościowania naszego patrzenia na sztukę i chyba artysta nie ma takich ambicji. Jest zbyt introwertyczny i osobny. To sprawia, że można w nim dostrzec coś więcej niż tylko sprawnego podrabiacza przeszłości.

Tomasz Kowalski, "Kominiarz na dachu kościoła", Centrum Sztuki Współczesnej - Zamek Ujazdowski, Warszawa, kurator Stach Szabłowski, wystawa czynna do 10 kwietnia br.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2011