Wysoko, nie na palcach

Andrzej Werner wyrywa swego bohatera z kręgu interpretacyjnych oczywistości. Jan Józef Szczepański portretowany jest w jego książce jako nosiciel złożonych ról artystycznych i społecznych.

16.11.2003

Czyta się kilka minut

 /
/

Celny tytuł tej książki odnosi się najpierw do jej bohatera. Jan Józef Szczepański wchodził w tragiczną polską jesień 1939 roku jako dwudziestoletni żołnierz. Wyszedł z wojny i okupacji naznaczony pokoleniową traumą, ale nigdy nie pozwolił sobie na patos. Jego wojenna proza była po męsku oszczędna i rzeczowa. Jego scenariusze do filmów Stanisława Różewicza “Westerplatte" i “Wolne miasto" wniosły do naszego martyrologicznego kina ton zupełnie nowy, tak jak z drugiej strony autorski zamysł filmu o Hubalu w 1973 roku żadną miarą nie mógł być urzeczywistniony. Pisarz, konsekwentnie przez wiele lat stroniący od polityki, musiał wreszcie się z nią zderzyć w stanie wojennym. “Kadencja", czytana jako znakomity dokument wydarzeń, ma swoje równie ważne drugie dno: ujawnia rodowody niepokornych, ostatnich już w tym stuleciu.

Szczepański przyswoił polszczyźnie utwory Conrada i Grahama Greene’a, przetłumaczył też opowieść o zdobyciu Mount Everestu. Sam chodził w góry, alpinistykę skromnie określał jako hobby. Jego problemowe poszukiwania szły po dwóch trajektoriach: w górę, ku metafizyce i w głąb, ku ukrytej prawdzie. Wytrwale się do nich zbliżał.

Ślad wędrówki

Dyscyplina myślowa cechuje też pracę Andrzeja Wernera. Była to praca trudna, jeśli zważyć, że autor odszedł od wąsko literackiej analizy poszczególnych utworów JJS na rzecz problemowej syntezy. Przy takim ujęciu szczególnie liczy się przenikliwość spojrzenia dopełniająca warsztat krytyczny. Budując narrację wokół wojennej traumy Szczepańskiego, wyboru artystycznej konwencji, wzajemnego sprzężenia autentyku i fikcji, erozji tradycyjnych wzorów kultury i wyzwań “sztuki przeklętej", Werner wiernie odtwarza ślad wędrówki swego bohatera. Jednocześnie, w sposób bardzo naturalny, przedstawia ową drogę na globalnej mapie.

Z całą swoją wyrazistą osobowością twórczą był bowiem Jan Józef Szczepański jednym z wielu poszukiwaczy zabłąkanych na górskim szlaku. Takie określenie przychodzi mi na myśl po lekturze książki, a używam go z zapożyczoną od Wernera odwagą. Kierunkowskazy i utarta droga to jedno. Burzliwa historyczna pogoda to zupełnie coś innego. Chyba brakowało nam dystansu, żeby spojrzeć na biografię Szczepańskiego pod tym kątem. Amok światowej wojny, brunatna epoka pieców, czarna dziura komunistycznej utopii, a za szybą pastelowe utopie dzieci-kwiatów, życie społeczne jako więzienie, a naprzeciw rozpasana wolność, bez żalu porzucany świat rodzinnego podwórka, a potem z trudem dobywany meldunek w globalnej wiosce - toż to tygiel nieprawdopodobny, wszystko w obrębie jednego życia. Istotne, że krytykowi idzie bardziej o osobowe doświadczenie Szczepańskiego niż o rys pokoleniowy. Wielu rówieśników JJS chodziło przecież na skróty, omijając strefę wulkaniczną zgrabnie i szczęśliwie (tak im się zdawało).

Werner nie tylko doskonale wyczuwa presję miejsca i czasu, ale pokazuje nieproste związki twórczości Szczepańskiego ze światem zewnętrznym. Można powiedzieć, że wyrywa swego bohatera z kręgu interpretacyjnych oczywistości. Szczepański portretowany jest jako nosiciel złożonych ról artystycznych i społecznych. To ktoś wchodzący w okres powojenny z przedwojennym bagażem, twórca potocznie utożsamiany z katolicyzmem, a szukający jądra rzeczy poza religią, patriota stroniący (z wzajemnością) od tzw. narodowców, globtrotter całkiem nieskutecznie internacjonalizowany, klerk raptem wdzierający na pola bitewne, beletrysta przedkładający dokument nad fikcję i ciężar życia nad grę literacką, wreszcie autorytet i outsider środowiskowy w jednym, paradoksalnym wcieleniu.

Autor “Wysoko. Nie na palcach" pisze o tym z empatią. Problemy związane z ową niejednoznacznością inspirują go zaś do licznych polemik. Werner dyskutuje z Błońskim o status autentyku w perspektywie teoriopoznawczej, z Czermińską i Krasuskim o klucze interpretacyjne do twórczości Szczepańskiego. Spiera się z Todorovem o kompleks bohaterski w polskiej tradycji, z Michnikiem o postawy światopoglądowe w związku z “Końcem legendy", nawet z Krońskim post mortem o romantyzm (za karę, że ten kiedyś usiłował zaczadzić Miłosza hasłami wszechświatowej rewolucji). Nie zawsze udaje mu się przekonać do swoich racji. Przykładem fundamentalna polemika z Todorovem, która traci przez swoją jednostronność i brak źródłowych odniesień. Ale w sumie to właśnie temperament krytyczny przydaje barw tej książce, jednej z najlepszych w dorobku autora.

Ton wspólnotowy

Pisarza z rocznika 1919 i krytyka urodzonego w roku 1940 oddziela znaczny dystans. Przy tym, o ile mi wiadomo, poznali się oni dość późno i niedostatecznie dla zbudowania bliższej, osobistej więzi. A przecież książkę “Wysoko. Nie na palcach" przenika ładny ton wspólnotowy. Spoiwem jest wewnętrzna powaga.

Niech nas nie zwodzi powściągliwość pisarskiego stylu. Szczepański wiele wymagał od życia; od własnego bodaj nawet więcej niż od cudzego. Te oczekiwania przenosił na literaturę autonomiczną u źródeł, lecz nie wolną od zobowiązań, bo, jak twierdził, “każda literatura, która siebie traktuje poważnie, zajmuje się sprawą wartości". W pisarstwie krytycznym Wernera pierwiastek moralny zawsze zaś zajmował miejsce kluczowe. On również skłonny byłby oddać prymat życiu nad literaturą, i to w tym samym czasie, gdy Jarosław Marek Rymkiewicz ze stukiem przybija do wrót “Gazety Wyborczej" swoje słynne tezy z dokładnie odwrotnym znakiem. Wybór postawy jest więc wyraźny, choć wolny od jakiegoś zacietrzewienia. Polemika o conradowski rodowód twórczości Szczepańskiego (ciekawe, że krytyk za samym pisarzem odnosi się do tego wątku sceptycznie) podszyta jest widocznym niepokojem, że refleksję moralną ktoś mógłby pomylić z moralizowaniem.

Ostrzegawcze oceny pojawiają się jednak nieuchronnie. Szczepański odkrywał rysy autodestrukcji już w kontestacyjnych, płodnych skądinąd nurtach lat sześćdziesiątych. Werner w swoim czasie był uważnym, a i życzliwym świadkiem tej rówieśniczej rewolucji. Nie zagarnął go jednak owczy pęd intelektualistów gotowych wielbić kontrkulturę dla samej jej nazwy (to wszystko z nudów, Wysoki Sądzie, to wszystko z nudów...). Dla portretowanego, tak jak dla portrecisty przemiana nie jest fetyszem, dla obydwóch kierunek przewartościowań ma znaczenie. Buntownicze hasło “precz z kulturą", przez wielu czytane jako figura retoryczna, dla Szczepańskiego brzmi złowrogo, bo przypomina o śmierci kultury kiedyś już przez kogoś dokładnie zaprogramowanej. Werner przestrzega przed triumfem ideologii nad materią życia, jak i przed “ezoterycznym demonizmem sztuki i artystów". Z drugiej strony - “twórczość Jana Józefa Szczepańskiego dobitnie pokazuje, że wbrew (...) głęboko zakorzenionym przekonaniom dobro może służyć sztuce, więcej - wspomaga ją w najistotniejszych, konstytutywnych dla niej, choć jakże często odrzucanych funkcjach".

Jeden z ważniejszych fragmentów książki stanowią rozważania wokół pamiętnego eseju Szczepańskiego o Charlesie Mansonie. JJS kreślił tam obraz cywilizacji jakby zawstydzonej, że jeszcze nie zdążyła wybić się na barbarzyństwo. Pisał o fałszywej tolerancji i o liberalizmie, który “wolałby zginąć, niż doczekać się hańbiącego miana staroświeckiej moralistyki". Mowa o tendencji dominującej kilkadziesiąt lat temu, ale czy tylko? Czkawka po zbrodniarzu powraca dzisiaj w podobnej aurze wolnościowej. Tym razem nie jako znak zagłady, ale częściej jako agresywny kicz po prostu. Długo nie trzeba szukać. Oto wśród ulubionych głupstw naszej doby pełnym blaskiem jaśnieje ikona pod tytułem Marilyn Manson. Młodzież szybko się z nią oswoiła. My, starsi, ambitnie pretendujący do postępowości, codziennie przechadzamy się pod tą latarnią. A Jan Józef? Pewno uśmiecha się dyskretnie zza chmurki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2003

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (46/2003)