Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przychody spadają, miliarderzy posiadający kluby zaciskają pasa pracownikom. Tną koszty. Amerykańscy krezusi – włodarze Arsenalu Londyn – przyjrzeli się wydatkom i zobaczyli na liście płac pozycję: Gunnersaurus. Popatrzyli na zdjęcie w kartotece pracowniczej: duże, zielone, pluszowe, z zaniedbanym manicure. „Tniemy – pomyśleli – nie będzie się futerko kurzyć, wywalamy na zbity pysk, przecież nie ma kibiców, nikt nie zauważy”. I tak, po 27 latach wiernej służby klubowym barwom, pracę stracił niejaki Jerry Quy, wcielający się w klubową maskotkę-dinozaura. Za każdą maskotką człowiek, jak Anglia długa i szeroka: w Leicester mają Liska Filberta, w Watford: Szerszenia Harry’ego… i tak dalej, pszczółki, orły, koguty, kanarki i misie, aż po Czerwonego Freda z Manchesteru United.
Wydawało się, że wolnoć Tomku w swoim domku, że po zawodach. Aż tu nagle – z cienia z hukiem wychodzi sam Mesut Özil, wygasła gwiazda światowego futbolu, ze szczególnym uwzględnieniem reprezentacji Niemiec. Özil pobiera z klubowej kasy Arsenalu ni mniej, ni więcej 350 tys. funtów tygodniowo. Za co? Otóż tak się szczęśliwie dla niego składa, że od długiego czasu za nic, w sumie. Za gotowość. Nie przejmuje się zbytnio, że trener go nie wystawia, pociesza się rzucając okiem na regularne przelewy, co to mu wpływają dobrze na nastrój. I teraz ktoś mu podpowiedział, żeby spłatał pracodawcom psikusa. Özilowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, więc uroczyście ogłosił całemu światu, że się pochyla nad losem skrzywdzonego Gunnersaurusa, że bierze los maskotki w swoje ręce, że osobiście będzie dinozaurowi płacił pensję… aż do wygaśnięcia swego kontraktu z Arsenalem. Co za asysta! Czyż kapitalizm nie jest zajmujący? ©
PS. Nie, rozwiązanie, że Mesut Özil zakłada kostium dinozaura i zagrzewa kolegów z Arsenalu do walki, nie wchodzi w rachubę. To byłoby zbyt proste, tego nie ma w kontrakcie.