Wszystkiemu winne jest „i”

Co ważnego znajdzie dzisiejszy czytelnik w legendarnej książce Stanisława Barańczaka? Co ważnego znalazłem w niej ja?

10.02.2009

Czyta się kilka minut

Etykę i poetykę" Barańczaka czytałem u progu studiów z szacunkiem należnym kanonicznym dziełom literatury polskiej, bardziej przyswajając zawarte w niej tezy, niż z nimi dyskutując. Była to więc zła lektura, nieczuła na niespokojny puls tej książki, opanowywany, maskowany zdyscyplinowanym zdaniem i kategorycznym sądem, ale też z wyrażanym wprost przez autora postulatem krytycznego, to jest twórczego odbioru.

W obronie indywidualizmu

Bezpośrednim powodem ponownego sięgnięcia po szkice Barańczaka było wznowienie ich przez Znak w 30. rocznicę pierwszego, paryskiego wydania. Przypomnijmy kluczowe tezy zbioru: etyka i poetyka są ściśle ze sobą związane, i - jak sugeruje tytuł, a sugestia ta znajdzie potwierdzenie w kolejnych tekstach - etyka jest fundamentem poetyki, co oznacza, że język poetycki wyrasta z określonego stosunku do prawdy, że poezja "powinna być nieufnością (...), bo tylko to usprawiedliwia dziś jej istnienie". Wiersz zatem nie kreuje rzeczywistości, nie służy budowaniu alternatywnych światów, jest natomiast walką o szczerość, o godność w świecie, w którym żyjemy. Odbudowa etyki - oto rola sztuki, zwłaszcza poezji po »śmierci Boga«".

A cóż to jest etyka w rozumieniu Barańczaka? Poeta mówi o normach wywiedzionych z chrześcijaństwa, ale nieosadzonych w Absolucie, o świeckim dekalogu, opartym na miłości bliźniego, nie zaś na uległości wobec autorytetu (Stwórcy, Kościoła, państwa, jednostki). Formułuje nawet hasło "Etyka Bez Autorytetów", zabawne w swej niezamierzenie socrealistycznej idiomatyce. Bliska mu jest myśl i postawa życiowa Dietricha Bonhoeffera - jego ideę "chrześcijaństwa bezreligijnego" można uznać za trzon Barańczakowej etyki, w której drugi człowiek zajmuje miejsce centralne, gdzie współczucie i empatia to synonimy dobra, złem zaś są wszelkie próby naruszenia cudzej autonomii. Podsumowując: etyka, która poprzedza poetykę, jest walką o własną niezależność, ciągłym wyzwalaniem się spod wpływu autorytetu i jednocześnie tolerancją oraz troską wobec drugiego. Jeszcze sam Barańczak: "Etyka autorytarna jest zawsze etyką łatwą", "(...) poezja jest w stanie - i powinna - stworzyć nowy dekalog", będący

"(...)systemem zachęt do samodzielnego myślenia". Najkrócej można by tę książkę nazwać traktatem w obronie indywidualizmu, mającym w sobie wiele - powiem to bez cienia ironii czy przekory - z nietzscheańskiego ducha.

Szkice pomieszczone w tym tomie kryją w sobie iście poetycki paradoks; jako teksty pisane w imię pojedynczości przeciw ogólnikowi i prawdzie zbiorowej, przekonują właśnie dzięki swojej ogólności: ich retoryczne mistrzostwo usypia naszą czujność, stępia zmysł analityczny, zniechęca do tropienia niekonsekwencji, zapętleń, samozaprzeczeń czy zgoła błędów logicznych. Kompozycja, trzeba przyznać, doskonała: od esejów, w których autor odsłania swój światopogląd i określa własne wymagania wobec literatury, poprzez omówienia konkretnych poetów-patronów (Mandelsztama, Brodskiego, Miłosza) oraz najwybitniejszych spośród swoich pokoleniowych przyjaciół, na ich przykładzie zaś - procesu dojrzewania słów na żyznej glebie etycznej niezłomności i w świetle heroicznych życiowych wyborów, aż po świetną, zwięzłą kodę. Otóż kompozycja ta zdecydowanie góruje nad - rzekłby Chomsky - strukturą głęboką, zamysł i rozmach kolidują z funkcjonalnością. Celowo używam tego technicznego terminu, bo Barańczak wierzy nie tylko w bliski związek życia i poezji, w ocalającą moc literatury, ale także w możliwość udoskonalania świata przy pomocy wiersza, w jego wpływ na rzeczywistość społeczną.

Nabokov i pedofilia

Spróbujmy sportretować diabła, który tkwi w szczegółach. Z oksymoronem "dekalog bez Boga" nie warto w tym miejscu dyskutować, ale doprawdy nie wiem, cóż znaczy "nie cudzołożyć", "dzień święty święcić", a nawet "nie zabijać" bez Boga. Rozumiem jednak, że figura retoryczna była dla Barańczaka ważniejsza od pojęciowej precyzji. Zostawmy więc Boga, który obywa się bez poetów, zostańmy przy etyce jako niezależności, tolerancji i współczuciu, etyce niepozwalającej pouczać drugiego i patrzeć na niego z wyższością. Nie potrafię sobie wyobrazić harmonijnego sąsiedztwa empatii, tolerancji ze skrajnym krytycyzmem, nieufnością i podejrzliwością, które mają być - zdaniem poety - filarami wielkiej literatury. Czy krytyka nie jest formą ingerencji w cudze ja? Jak wytyczyć granicę między krytyką a samowywyższeniem? I czy zamieszczony w książce paszkwil na Ernesta Brylla, w którym wiersze oceniane są wyłącznie przez pryzmat politycznej postawy ich autora, ma być wzorcem postulowanego przez Barańczaka "krytycyzmu empatycznego"? A w odniesieniu do bliźniego-niepoety, dajmy na to osoby bliskiej: czy każde pouczenie jest formą opresji? Kiedy troska przeradza się w przemoc? Zdaję sobie sprawę, że nie leży w gestii pisarza rozstrzyganie takich dylematów. Co więcej: obawiam się, że rozstrzygnąć ich nie sposób. A skoro tak, to po co w rozważania o poezji wprzęgać etykę, tę życiową, tę spoza wiersza, po co ją na siłę definiować, mając do dyspozycji tylko własny idealizm i garść paradoksów? Problem w tym, że choć tyle się w tych esejach mówi o drugim człowieku, głównym ich bohaterem jest Historia. "Etyka" ogranicza się tu w istocie do buntu wobec systemu, ucieczki przed naporem masy.

Pojmowanie zależności poezji od okoliczności dziejowych, w jakich powstaje, nasuwa nowe wątpliwości. W tekście "Życie zaczyna się po trzydziestce" stara się Barańczak odpowiedzieć na pytanie: "Co to znaczy »literatura konieczna«?" i dochodzi do wniosku, że "jedynym sprawdzającym się miernikiem [konieczności] może być tylko kryterium historyczne, uzależnione od rozpoznania potrzeb społecznych i stanu społecznej świadomości w danym momencie danej epoki". No tak, zważywszy na stan społecznej świadomości tuż po ostatniej wojnie, entuzjazm dla nowego ładu, który nie zdążył jeszcze okazać się piekłem, socrealizm miał najzupełniej rację bytu… Znów nie stosuje Barańczak półtonów: potrzeby społeczne, a więc czyje? Czy potrzeba zbiorowa jest potrzebą nadrzędną? Przecież ze zbiorowym pierwiastkiem pałubicznym walczy poeta w "Etyce i poetyce" od pierwszej do ostatniej strony. To, co było wyznacznikiem "konieczności", a zatem i prawdy utworu literackiego, trzydzieści stron dalej, w szkicu o Słonimskim, okazuje się słabością, przejawem artystycznej nędzy (w jego twórczości, stwierdza eseista, "najbardziej martwe [są wiersze] (...) uzależnione od akcydentalnego i doraźnego stanu świadomości estetycznej czy etycznej w jakimś historycznym momencie").

Kolejny dysonans daje o sobie znać w zestawieniu maksymalistycznych wymagań Barańczaka wobec poezji oraz przekonania o potrzebie jej silnego związku z rzeczywistością. "Poezja to nie doktryna ideologiczna (...), rzeczą poezji jest właśnie bronić utopijnych wartości i przypominać o ich istnieniu w świecie, w którym tak łatwo o nich zapomnieć". Ale jeśliby miała poezja i bronić utopii, i wpływać na rzeczywistość, "rozpoznając potrzeby społeczne", wychodzić im naprzeciw, czymże by się różniła od pięknych utopii ojców komunizmu? Nie byłby Barańczak mile widziany w państwie Platona. Choć na pewno chętnie stanąłby na jego czele. W recenzji "Wielkiej liczby" Wisławy Szymborskiej czytamy, że poezja noblistki "broni smutku i zwątpienia przed idiotyzmem doskonałości, ideałem zadufanych utopistów". Fraza ta w zestawieniu z poprzednim przytoczeniem brzmi kabaretowo.

Razi powierzchowność w ocenie futuryzmu, poeta wszak dostrzega "konieczność" tego nurtu, jego ożywczą aurę, niemniej zdaje się traktować jego przedstawicieli zbyt politycznie, zarzuca im naiwną wiarę w dziejowy postęp, rozlicza z totalitarnych sympatii, nie chcąc widzieć, że chodziło im przede wszystkim o śmiech, że postanowili nabałaganić, by ci od etyki mieli potem co sprzątać. Posądzać ich teksty o to, że sankcjonują zbrodnię, to jak podpisać się pod wyrokiem na Nabokovie za propagowanie pedofilii.

Pomiędzy

Co ważnego znajdzie dzisiejszy czytelnik w legendarnej książce Stanisława Barańczaka, co ważnego znalazłem w niej ja? Przeświadczenie, że - Barańczak pisze: jedyną, ja powiedziałbym: najgłębszą, ale i najtrudniejszą - "możliwością kontaktu z wartościami kultury jest sztuka wypływająca z cierpienia i wyrażająca cierpienie". Żarliwość w obronie prawdy, że poezja jest czymś ważnym, że uczestniczy - o ile tylko jej pozwolimy - w kształtowaniu naszej tożsamości, że ma sens, "jeśli staje się nie ucieczką, ale zgodą na odpowiedzialność. Jeśli przestaje być grą, a staje się rzeczywistym ryzykiem. Jeśli wierna jest nie »wielkiemu głosowi abstrakcji«, lecz »ludzkiemu tętnu«". Bliski mi jest antyestetyzm Barańczaka i jego pogląd, że poezja, sztuka jest źródłem samopoznania.

Co zaś wywołuje mój sprzeciw? Uhistorycznienie liryki, która - uważam - raczej udaje historyczność niż jest zwierciadłem epoki, oraz zinstrumentalizowanie słowa, które zaiste nie jest w stanie ocalać narodów. Nie godzę się też na czytanie poezji według klucza "życie a twórczość", na tropienie rozbieżności w postawie autora jako człowieka prywatnego oraz bohatera jego wierszy. Punkt wyjścia Barańczakowych rozważań był niefortunny, błędne - z mojej, rzecz jasna, perspektywy - było samo założenie: podział na etykę i poetykę, równie naiwny jak podział na treść i formę. Wszystkiemu winne jest "i". Mnie interesuje przestrzeń wspólna tych dwóch pojęć, to coś pomiędzy "po-" i "-etyką". Tam mieszka słowo, które nie jest estetyczną zabawką, ale też nie stara się być narzędziem praktycznego działania.

Poezja jako nieufność. Dobrze. Pod warunkiem, że jest to także, a może przede wszystkim, nieufność wobec samego siebie.

Stanisław Barańczak, Etyka i poetyka, Wydawnictwo Znak, Kraków 2009

Tadeusz Dąbrowski (ur. 1979) jest poetą, eseistą i krytykiem literackim, laureatem m.in. Nagrody Huberta Burdy (2008) oraz "Małego Berła" Fundacji Kultury Polskiej (2006), które otrzymał od Tadeusza Różewicza. Ostatnio opublikował tom "Te Deum".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2009