Marcina Świetlickiego dylogia śmiertelna

Czynny przez cały czas, aż do momentu,kiedy go ktoś lub coś odwoła".(z rozmowy ze Stanisławem Beresiem).

16.11.2003

Czyta się kilka minut

 /
/

Najnowsze dwa tomiki Marcina Świetlickiego, “Czynny do odwołania" i “Nieczynny", przysporzyły krytykom wielu (interpretacyjnych) problemów. Pewność bowiem, towarzysząca odnajdywaniu tonów “starych" (już oswojonych?), znikała przy formułowaniu sądów o tonie “nowym" - a taki, zdaniem większości interpretatorów, się pojawił. Wypada więc po raz kolejny spytać o ową wciąż chyba niedostatecznie opisaną różnicę.

Co pisali krytycy

Poezja Marcina Świetlickiego należy do najczęściej analizowanych, a przez to chyba najlepiej opisanych, twórczości formacji “bruLionu". Sformułowano przy jej analizie wiele sądów, które z czasem osiągnęły rangę odczytań kanonicznych.

Bodaj najczęściej podkreślano stałe napięcie między koniecznością życia w zniewalającej społeczności a buntem jednostki, nieustannie pragnącej zachować autentyczność. Przy czym, co trafnie zauważył Piotr Śliwiński, jest to “forma uczestnictwa w świecie polegająca na ciągłym jego przywoływaniu i odtrącaniu, a także na przynoszących cierpienie i zawód próbach dołączenia do wspólnoty". Dlatego też krytyk ten proponował nazwać Świetlickiego “outsiderem zaangażowanym".

Ale autentyczność zagrożona jest także jakby od wewnątrz, przez kuszące perspektywy poddania się, podporządkowania wymaganiom zbiorowości. Dlatego konieczna jest walka z samym sobą, którą opisał wyraziście Jerzy Jarzębski: “Poezja (...) służyła Świetlickiemu jednocześnie do zapisywania i porzucania ludzi, sytuacji, stanów ducha, zapisywania i porzucania kolejnych swoich »ja«". Konsekwencją zaś owego dwojakiego uwikłania była postawa tak opisywana przez Śliwińskiego: “Sposobem ochrony życia przed formą [przeciwstawioną autentyczności - TCS] jest nie tylko bunt (...), ale i cierpienie, a ściślej: podtrzymywanie w sobie cierpiącego chłopca, który nie poddaje się porządkowi dojrzałości, nastroszony na zewnątrz, przeciw światu wciskającemu człowiekowi na twarz różne maski, jak i do wewnątrz, przeciw własnemu lenistwu (osłabieniu czujnej uwagi) i układności wiodącej do »kolaboracji«, zawierania i uznania kompromisów".

Trudno się dziwić, że Marian Stala nazwał tę poezję “poezją autentyczności", podkreślając jednocześnie szalenie ważną jej cechę: “wedle Świetlickiego źródłem i miarą tak świata, jak poezji są konkretne, podmiotowe przeżycia... konkretna egzystencja, w tożsamości i zmienności. Taka jest prawda i droga poety. Dlatego granica między gestem poetyckim i egzystencjalnym może być i bywa zatarta". W zaproponowanym przez Karola Maliszewskiego - w tekście “Nasi klasycyści, nasi barbarzyńcy" z połowy lat 90. - rozróżnieniu Świetlicki musiał znaleźć się więc w gronie “barbarzyńców", tak oto scharakteryzowanych: “Nie (temu światu), brak umiaru, nieufność, »prymat treści« (...) realizm i sensualizm (...) Wiara w rzeczywistość, oparcie na danych bezpośrednich. Językowe obrazoburstwo, kolokwialne zakotwiczenie semantyczne".

Dlaczego dylogia?

Odpowiedź oczywista byłaby odwołaniem się do samych tytułów obu zbiorów, brzmiących jak awers i rewers (“Czynny do odwołania", CdO oraz “Nieczynny", N). Inne proste wyjaśnienie mogłoby być przywołaniem (ironicznej) deklaracji, zamykającej drugi tom dylogii (“KONIEC, książka nazywa się NIECZYNNY, napisał ją głównie / w latach 2001-2002 Marcin Świetlicki, książka składa się / z 44 wulgarnych piosenek, dlatego że i poprzednia składała się / z 44 wulgarnych piosenek, a ja mam mnóstwo szacunku do / przeszłości"). Jest jednak także odpowiedź inna, odwołująca się do wniosków, jakie nasuwają się po dokładniejszej analizie obu zbiorów.

Otóż nad oboma tomikami wyraźnie rozsnuwa się atmosfera śmierci (skojarzonej dodatkowo z gestami odchodzenia, odsuwania się, redukcji). Przekonują o tym już same tytuły wierszy (“Umieranie", “Zabijanie" z CdO czy “Śmiertelne piosenki", “Anioł / trup" z N). Nie brak też określeń bezpośrednich w samych utworach - przy czym da się zaobserwować wyraźne przejście na granicy obu zbiorów. O ile w pierwszym z nich podmiot patrzy na śmierć niejako z boku: “usnąć na chwilę pośród martwych (...) Wyśnić znikanie, redukcję dokładną" (“Usuwanie", CdO), to w drugim staje się ona jego udziałem: “krzyczę w poduszkę swoje martwe imię" (“Tak powiedział alkohol"), “Ja jestem trup" (“Anioł / trup") lub też własnością bohatera tych wierszy: “A on wykonuje // wieczne konanie" (“Czterdziesta szósta"), “to śmiertelne piosenki / o umarłym, co siedzi wraz ze mną na krześle" (“Śmiertelne piosenki", N).

Charakterystyczny jest też dobór “Wierszy wypranych" (wybór ukazał się pomiędzy oboma tomikami w 2002 roku) - z jedenastu utworów (głównie z “Zimnych krajów" i “Schizmy") aż osiem można by umieścić właśnie w tym kręgu tematycznym. Owo krótkie wyliczenie wypada zakończyć finałowym wersem z utworu “K" (N): “nie mogę już bardziej umrzeć..." oraz pytaniem o istotę owej śmierci. Przytoczone już zdanie poprzedzają między innymi te słowa:

Czasami z przyzwyczajenia

golę się, lecz zarost

rośnie nawet umarłym.

Czasami z przyzwyczajenia

wchodzę w jakieś kobiety,

czasami je zapładniam,

ale rodzą wyłącznie

widmowych pogrobowców.

Ja umarłem.

Czasami piszę wiersze

i wiem, że w ten sposób

sprawiam przykrość państwu.

Owa najdokładniejsza ze śmierci byłaby więc redukcją do trzech aktywności, trzech form czynności. Cały pierwszy tomik dylogii oparty jest na enumeracyjnej formie leksykonu. Tytuły kolejnych utworów, ułożone alfabetycznie, tworzą swoisty katalog czynności (od “Bolenia" do “Żegnania"). Owe tytułowe czynności zamknięte jednak zostały w formy rzeczowników odczasownikowych.

Zabieg ten można czytać dwojako: albo jako próbę ustatecznienia czynności, ich zatrzymania - a przez to i próbę stworzenia możliwości bycia-przez-czynności, albo też jako wykazanie złudności podejmowania owych prób. Wiersz “Zdradzanie", nabierający szczególnie wyrazistej wymowy w zestawieniu z mottem tomiku (“my nic nie sprzedajemy / my nic nie kupujemy / my zawsze zdradzamy..."), kończy się słowami: “Lecz w to nie wierzę. / Coraz bardziej"). W drugiej części dylogii nie ma już miejsca na czynność nawet w tytule. Jeden z nich jest jawnie ironiczny - “Wyłączmnie" (zachowując bliskość brzmieniową z formą odczasownikową, jawnie domaga się nieczynności).

Śmierć jest więc odchodzeniem człowieka czynnego, jest redukcją aktywności (społecznej?, medialnej? - po prostu zbiorowej). Pozostają jedynie trzy czynności: golenie (ważny to gest w poezji Świetlickiego, swoista pomoc w próbach zachowania autentyczności), seks i przekazywanie życia (w ujęciu biologicznym) oraz pisanie wierszy (jako czynność zdecydowanie antypaństwowa). Trzecia z wymienionych tu aktywności Czynnego (jedyna poza wymogami “przyzwyczajenia") zmusza do postawienia pewnego zasadniczego pytania - może więc owa liczba 44 (tyle jest utworów w obu tomikach, co podkreśla sam Świetlicki na końcu “Nieczynnego") nie jest bez znaczenia? może o poezję tu chodzi?

Umieranie poety-barbarzyńcy

O ile gest egzystencjalny wydaje się jasny (odchodzenie, wycofywanie się od zawsze było wpisane w tę poezję), to przemiana tonu poetyckiego wyraźnie nie przypadła do gustu krytykom, recenzującym oba zbiory. Piotr Śliwiński pisał o “ześlizgiwaniu się na poziom tekściarski", Karol Maliszewski dostrzegał zaś “upiorną refreniczność przewlekanych nieznośnie piosenek, które usiłują udawać wiersze", podkreślając widoczne przejście “od literackości w stronę estradowości". Cóż więc się stało z poetyką Świetlickiego, że tak uraziła interpretatorów?

By odpowiedzieć na to pytanie, trzeba zostawić na boku proste wartościowania i pozwolić sobie na chwilę (nieco pedantycznej) analizy. Otóż na 88 wierszy w obu tomikach niemal połowa “drażni" ucho czytelnika stukotem powtórzeń, niemal 30 utworów wykorzystuje bliskości brzmieniowe wyrazów do gier słownych, ponad 20 wierszy zawiera językowe modyfikacje powiedzeń i frazeologizmów i niemal tyleż samo utworów opartych zostało na różnego rodzaju konceptach.

Poezja Świetlickiego niewątpliwie nabrała cech kunsztowności. (Warte dokładniejszego prześledzenia byłoby charakterystyczne przechodzenie: od wersu “Będziemy obserwować postępy ciemności" z “Zimnych krajów", poprzez “ja pozostaję na granicy cienia" ze “Schizmy", “jestem w cieniu, jestem / cieniem" z “Pieśni profana" oraz “coraz bardziej się ściemniam" z “Czynnego do odwołania" - aż po sformułowanie “wyjdę w noc" z jednego z początkowych utworów w “Nieczynnym"). Sformułowane dotychczas interpretacyjne konkluzje (Piotr Śliwiński w kilku zdaniach opisywał rolę powtórzeń, zaś Piotr Bratkowski wskazywał na “»dłubanie w języku« ŕ la Barańczak") wydają się niedostateczne.

Niewątpliwe są tendencje przesuwające te utwory w kierunku poezji lingwistycznej, którą - przywołany już tutaj - Stanisław Barańczak w “Nieufnych i zadufanych" tak oto scharakteryzował: “nazwą poezji »lingwistycznej« (...) określać będziemy pewien nurt (...), którego cechą szczególną jest nieufność wobec języka i to wobec języka pojmowanego jako system oraz jako pewna wizja świata". Pierwszy wniosek brzmiałby więc następująco: postawa “barbarzyńska" z lingwistyczną spotykają się w nieufności.

Dalej, w tejże książce, charakteryzując indywidualizm Białoszewskiego, Barańczak pisał: “poeta-outsider nie różni się niczym szczególnym od zwykłego śmiertelnika: izolując się od społeczności, zastrzegając sobie prawo własnego zdania, całkowicie oderwać się od niej nie jest w stanie, choćby dlatego, że używa wciąż - mimo wszelkich deformacji i przedrzeźniań - wspólnego z nią języka". Wniosek drugi: obie postawy spotykają się w tym samym geście egzystencjalnym, tym zaś, co odróżnia (modelowych) “barbarzyńców" od “lingwistów", jest brak świadomości zagrożenia autentyczności jednostki ze strony używanego języka, swoista językowa naiwność.

Ta (zgoła “lingwistyczna") nieufność narodziła się jednak w poetyce Świetlickiego (pierwsze oznaki można by już wskazywać w “Zimnych krajach 3", w takich utworach jak choćby “Piekło"), wywołując znaczące skutki. Przede wszystkim powstała wyraźna granica między gestem egzystencjalnym a poetyckim (na której zatarcie zwracał wcześniej uwagę Marian Stala). Po wtóre, zachwiany został, charakterystyczny dla poetyki “barbarzyńskiej", “prymat treści" oraz “kolokwialne zakotwiczenie semantyczne". W ten sposób skończyły się “czasy, lata bohaterskie, / kiedy się stało w słońcu, w samym centrum, / w południe, celnie wymierzając język / w sam środek, w sedno", umarł (modelowy) naiwny poeta-barbarzyńca, jego miejsce zajął zaś poeta nocy i szyfru: “Mówię litery. Mówię szyfrem, który / dawno klucz stracił" (“Noc", N).

“Czynnego do odwołania" otwiera wiersz “Baczność!", będący symbolicznym zamknięciem okresu dzieciństwa (“Skończyło się dzieciństwo. Baczność!"). Potwierdzeniem owej deklaracji są zresztą oba zbiory, w których nie ma już miejsca na “podtrzymywanie w sobie cierpiącego chłopca, który nie poddaje się porządkowi dojrzałości". Dojrzały człowiek, poeta musi zaś utracić naiwną ufność wobec języka, który dotąd był niekwestionowanym sprzymierzeńcem w walce o autentyczność. Dojrzały człowiek, poeta wycofuje się, redukuje - w swej nieczynności - do trzech czynności, umiera społecznie, umiera jako ufny poeta-barbarzyńca.

Tak oto spełniło się proroctwo wpisane w pytanie, jakie postawił niegdyś Marian Stala, przytaczając formułę z wiersza “Polska": “Podziwiając siłę jego wierszy i nie godząc się z wieloma jego myślami, zastanawiam się, czy jego odpowiedzią na własną sytuację, na niewątpliwy sukces będzie wyłącznie »triumfalne zaprzeczenie«?". Zastanowić się można jedynie - metaforycznie - jak długo potrwa noc u Świetlickiego?, czy kiedyś się skończy? Finał nowego jego wiersza (zamieszczonego na internetowej stronie Portu Legnica) “Różaniec, młynek, wiatraczek" pozostawia chyba owe pytania otwartymi: “trzymam go w płytkim, wciąż otwartym grobie, / śpiewa stamtąd króciutką pijacką piosenkę".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2003

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (46/2003)