Wspólnorządowcy

Samorząd jest oceniany lepiej niż rząd. Czy nie byłoby dobrze, by ci, którzy się w nim sprawdzili, włączyli się w ogólnopolską politykę?

30.01.2012

Czyta się kilka minut

W tę stronę zmierza propozycja wzmocnienia wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, zgłoszona przez prezydenta RP: mają zyskać prawo łączenia urzędu z mandatem senatora.

Warto przypomnieć, że samorząd jest nie tylko lepiej oceniany, jest też znacznie bardziej stabilny politycznie od rządu. To, co Donaldowi Tuskowi udało się w wyborach w 2011 r. jako pierwszemu premierowi od 20 lat – utrzymanie władzy – jest normą w przypadku wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Jeśli jednak czterech na pięciu z nich wygrywa ponownie wybory, to nie tylko dlatego, że dobrze rządzą. I nie tylko dlatego, że nawet jeśli są w ich sprawie wątpliwości, to nie ma lepszych kandydatów. Olbrzymią przewagę zapewnia im samo sprawowanie urzędu – od korzyści z boomu inwestycyjnego za europejskie pieniądze, przez nieuchronną widoczność publiczną, po urzędników zajmujących się ich wizerunkiem. W dyskusjach nad realną pozycją polityczną samorządowców niejednokrotnie pojawiają się oskarżenia o klientyzm i wykorzystywanie funduszy na promocję swojej gminy do promocji swojej osoby.

Ciesząc się więc z sukcesu sprawnych i odważnych włodarzy miast i gmin, trzeba też pamiętać o tym, że grozi nam przestabilizowanie władzy lokalnej. Z drugiej strony, wzmocnienie ich pozycji wiąże się dotąd z separowaniem od polityki krajowej. Drogi liderów samorządowych i przywódców partyjnych wyraźnie się rozchodzą. Partie są za słabe, by pomóc czy nawet zaszkodzić samorządowcom. Oni są zaś za słabi, by wypłynąć na szersze wody – czego wymownym dowodem mizerny efekt wyborczy ruchu Obywatele do Senatu. Jeden mandat zdobyty przez wiceprezydenta Wrocławia wiosny nie czyni.

Poza przywiązaniem wyborców do ogólnopolskich partii – nawet takich, jakimi one teraz są – jedną z przyczyn porażki OdS było to, że kandydatami ruchu nie mogli zostać prezydenci osobiście. Prawo, uchwalone przy okazji reformy samorządowej przed 14 laty, zabrania łączenia stanowisk wybieralnych w samorządzie i parlamencie. Czy jest sens to zmieniać? Czy jest na to szansa?

Odpowiedź na to drugie pytanie przesądzałaby w zasadzie sens stawiania pierwszego. Prezydencka propozycja nie uwzględnia prostego mechanizmu: takie prawo musi przejść przez Senat. Trudno sobie wyobrazić, by senatorowie z własnej woli zgodzili się wpuścić w wyborcze szranki tak groźnych konkurentów. Przełamanie ich oporu wymagałoby szczególnej determinacji, prezydent zaś nie jest z niej znany.

Niezależnie od osobistych interesów, senatorom łatwo będzie również znaleźć merytoryczne argumenty przeciw takiej zmianie. Zawsze można powiedzieć, że praca w parlamencie jest aktywnością, której podjęcie odbije się negatywnie na uwadze poświęcanej miastu – choćby w trakcie kampanii wyborczej. Tylko w Poznaniu okręg senacki pokrywa się z granicami miasta. W czterech największych miastach każdy z okręgów obejmuje tylko jego część, kandydat przeżywa więc konflikt lojalności pomiędzy rodzimym miastem a resztą okręgu. Wreszcie: czy prezydent- -senator nie będzie funkcją dożywotnią – tak wiele będzie miał nad konkurentami przewag wynikających ze swej pozycji?

Prezydenci i burmistrzowie, jeśli chcą wzmocnić swoją pozycję w polityce krajowej, mają jeszcze inną możliwość – przez najbliższe dwa lata mogą pokazać, jak się buduje prawdziwie obywatelskie ugrupowanie polityczne. Takie, które angażuje wszystkich zainteresowanych sprawami wspólnymi, nie zaś tylko tych marzących o posadach w administracji. Jeśli coś takiego uda się zademonstrować przy okazji wyborów samorządowych 2014 r., dzisiejsze partie albo będą musiały się otworzyć na samorządowców, przejmując ich standardy działania, albo przegrają kolejne wybory parlamentarne z federacją lokalnych sił w 2015 r. Jeśli przyszedł czas na zmianę, to nie taką, która wzmacnia osobistą pozycję prezydentów, wójtów czy burmistrzów, lecz taką, która ją wykorzysta do doskonalenia polityki krajowej. Jedno nie musi oznaczać drugiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2012