Wirowanie w pralce

Od wielu miesięcy pornograficzna trylogia o Anastasii i Greyu zajmuje pierwsze miejsca na listach polskich bestsellerów. O czym świadczy ten sukces czytelniczy? I czy pisarstwo E. L. James jest w ogóle literaturą?...

24.06.2013

Czyta się kilka minut

Hans Bellmer, Lalka 1932–1945. Zbiory Muzeum Centre Pompidou-Metz, Francja / Fot. Alexandre Marchi / FORUM
Hans Bellmer, Lalka 1932–1945. Zbiory Muzeum Centre Pompidou-Metz, Francja / Fot. Alexandre Marchi / FORUM

...„Pięćdziesiąt twarzy Greya” nie dotyka ciała, opisuje je jak jeden ze sprzętów gospodarstwa domowego.


Z ciemności wyłania się coś „kobiecego”, coś „męskiego” lub coś „przemocowego”. Tak jak do ślubu panna młoda powinna wdziać coś nowego, coś starego, coś pożyczonego, tak czytelniczka, która szykuje się do lektury pornograficznego romansu, dostaje na jego okładce szpilkę, krawat lub kajdanki.

Kiedy zapytałam w księgarni o „Pięćdziesiąt twarzy Greya” E.L. James, sprzedawczyni spojrzała na mnie z ledwo maskowaną pogardą. Coraz rzadziej się zdarza, że osoby w księgarniach wiedzą, co sprzedają. Ta wiedziała. Zaprowadziła mnie przed półkę z wydaniami książek E.L. James, wokół których stały powieści jej naśladowców, w okładkach utrzymanych w identycznej stylistyce – maski, purpurowe kwiaty, a nawet krople krwi (ślad po ukąszeniu literatury trendem wampirycznym).

Naiwna i bestia

Czerwieniły się też nalepki z napisem „25 procent taniej”.

– Te inne się nie sprzedają – wyjaśniła ekspedientka, wskazując na naśladowców E.L. James. – Ludzie mają chyba dosyć tej erotyki. Mnie „Pięćdziesiąt twarzy Greya” znudziło po kilku stronach. Bo to nie jest literatura.

Ale literaturze się podlizuje. James tworzy romans z elementami soft porno. Mamy tu fascynację od pierwszego wejrzenia, utratę cnoty, poznanie rodziców ukochanego, nadzieję na zmianę jego charakteru, przepisowe trudności (dawna flama), tajemnicę (przeszłość Christiana Greya). Główna bohaterka zlepiona jest z kawałków postaci dziewiętnastowiecznych powieści dla panien: z książek Jane Austen, sióstr Brontë, Thomasa Hardy’ego. Autorkę wyraźnie inspirowała saga „Zmierzch”, tropy wiodą też do „Nagiego instynktu” i „Pretty woman”. Zlepiona, bo wydaje się, jakby autorka znienacka doprawiała Anastasii Steele cechy heroin, które ta hołubi jako pilna studentka literatury. Fascynacja panny Steele dziewiętnastowieczną kobiecością idzie tak daleko, że dziewczyna nie umie się umalować, zestawy do makijażu ani sposób ich użycia nie został opisany w żadnej z jej ulubionych lektur. To bohaterka à la surowe ciasto, wylazła z jakiejś dziury w bibliotece, gdzie nie ma pism dla kobiet, nie istnieje telewizja, radio ani reklamy. Taka postać wystąpiła w filmie „Miss Congeniality” z Sandrą Bullock, jednak miała usprawiedliwienie dla ignorancji – tak się ćwiczyła w roli męskiej agentki FBI, że kobiece gadżety stały się jej obce.

Anastasia jest stuprocentową kobietą według przepisu dziewiętnastowiecznego. Odnoszące sukcesy wydawnicze Amerykanki mają słabość do tego wzorca – podobnie uformowała postać Belli z sagi „Zmierzch” Stephenie Meyer. Obie bohaterki pod względem fizycznym są niedołęgami, upadają, potykają się, coś sobie obcierają, wykręcają i naturalnie – mdleją. Anastasia, zwana uparcie „panną” dla podkreślenia staromodności, jest dwudziestojednoletnią dziewicą. Cnotę traci z Greyem, który podejmuje się jej edukacji w zakresie sado-maso. Jak na naiwną przystało, Steele wierzy, że uda jej się powściągnąć „złe” skłonności ukochanego, bowiem Grey ma, co prawda, ponurą przeszłość, ale i niezłomną siłę charakteru. No i potrzebę kontroli posuniętą do granic obsesji. Zadaniem bohaterki jest rozmiękczyć traumę, pomóc wyrazić zadawnione urazy, by Grey, który lubuje się w szpicrutach i klipsach doczepianych do piersi, mógł znormalnieć.

Anastasia nie przypomina Justyny, bohaterki powieści „Justyna, czyli nieszczęścia cnoty” de Sade’a. Grey trochę paca szpicrutą pannę Steele, twierdzi, że „pieprzy, a nie kocha”, ale nawet jego pomysły sado-masochistyczne są „waniliowe”, jeśli porówna się je z wyczynami markiza i jego kompanów. Same opisy aktu seksualnego to poczciwe „włożył – wyjął”, co powoduje, że część czytelniczek odkłada książkę po kilku scenach erotycznych. Inne jednak pochłaniają kolejne tomy – w tramwajach, metrze, autobusach – bo „Pięćdziesiąt twarzy Greya” to sklep z zabawkami, a właściwie katalog. W umowie, którą Grey podsuwa do podpisania Anastasii, figurują całe spisy „świństw” oraz gadżetów, niezbędnych, by wprowadzić zdrożne fantazje w czyn. Mamy załącznik, w którym Uległa ma dać znać, czy uznaje za dopuszczalne następujące formy „pieprzenia”: masturbacja, fellatio, cunnilingus, połykanie nasienia, stosunek dopochwowy, fisting dopochwowy, stosunek analny, fisting analny. Pada pytanie, czy Uległa dopuszcza do użycia następujące zabawki erotyczne: wibratory, dildo, zatyczki analne itp. Uległa może mieć skrępowane: „ręce z przodu, ręce z tyłu, kostki, kolana, łokcie, nadgarstki i kostki”. W grę wchodzą też rozpórki, przywiązywanie do mebli, zawiązywanie oczu, kneblowanie, krępowanie liną, taśmą, skórzanymi kajdankami (względnie metalowymi), podwieszanie.

Tam

Tymi listami James trafia do kobiet. Która z nas nie sporządza upiornych spisów zakupowych, na których figurują: jabłka, chustki do nosa, soki, waciki, zatyczki do uszu? A tu naraz lista rzeczy potencjalnie podniecających. A więc nawet w supermarkecie można się podniecić, patrząc na majonez? Bogata oferta zabawek, gadżetów, pozycji trafia do zakupowiczki w kobiecie. Tylko wybierać.

Niedopowiedzenia nadają tej książce charakter mieszczański, pruderyjny. Anastasia, pojętna w zakresie seksu oralnego, nie jest w stanie wyartykułować słowa „cipa” czy „cipka”. Czytamy natomiast, że Grey liznął ją Tam (dużą literą). Pacnął ją szpicrutą też Tam (czy Tamże?). Dramat niedopowiedzenia czyni Anastasię podobną jej czytelniczce, bo konia z rzędem kobiecie, która wypowie TO słowo bez czerwienienia się.

Rumieńce – to integralna część postaci Anastasii. Rumieniec pojawia się tak często, że odnosi się wrażenie, jakby powieści nie napisała żywa osoba, a wynalazek Google’a. Używając metody James, można zrobić spis określeń odnoszących się do stanu zmieszania. Bohaterka: rumieni się, czerwieni, pąsowieje, oblewa rumieńcem, oblewa gorącem, krwistym rumieńcem, staje się czerwona jak burak. Zdarza jej się to w sytuacjach, gdy normalny organizm nie jest w stanie tego zrobić, na przykład na wpół śpiąc. W powieści – prawie na każdej stronie. Panieńskie rumieńce bawią Greya, ale to, co doprowadza wielbiciela pejczy do szaleństwa, to gdy wybranka „przygryza wargę” (co chwila) lub kiedy zakłada jego bokserki.

O ile okładka sugeruje, że zawartość książki to szukanie „pieprzyku” z elementem gry (maska), o tyle warstwa językowa operuje kliszami z zeszłego wieku. Gra wstępna najczęściej oznacza penetrację wzrokową – on ją „przeszywa spojrzeniem” – aż panna Steele podświadomie kataloguje (znów spis!) rodzaje tego spojrzenia. Może być: przeszywające, chłodne, szare, stalowe, szelmowskie, kuszące, poważne, rozbawione, nieprzeniknione, zuchwałe. Poniżej wykwita Greyowy uśmiech w wielu wariantach: jako jego cień, szeroki, nieprzenikniony, igrający, twardy. James, mistrzyni przymiotników, czyni Christiana przystojnym: nieziemsko, cholernie, zabójczo. Jest „trudny, skomplikowany i dezorientujący” (pisane jednym ciągiem). Jego członek jest twardy, a krok sprężysty: „sprężystym krokiem opuszcza sklep” żelazny, w którym Anastasia pracuje jako ekspedientka. Stylizacja, w zamierzeniu symboliczna, rozlewa się tu na resztę sceny: panna Steele udaje się „w czeluści magazynu”, a zazdrosny Grey obserwuje Anastasię i jej kolegę „niczym jastrząb”. Dość często „stykają mu się brwi”, co nie jest tikiem, a oznacza dezaprobatę. James w celu przybliżenia czytelnikowi postaci Greya sięga po literackie porównania. Jest on jak „sir Gawain lub Lancelot” (bez różnicy), albo po prostu: „biały rycerz w lśniącej zbroi, klasyczny bohater romantyczny”.

Mowa ciała Greya robi wrażenie na pannie Steele. Gdy ich „palce się stykają, przez moje ciało przebiega dziwny, przyjemny dreszcz”. Dziwność powtarza się jako wyraz niemocy językowej wobec niewymawialnego: „Czuję skurcz jakichś dziwnych mięśni w brzuchu”, „przeskakują między nami dziwne iskry”, „pojawiła się dziwna, nieznajoma potrzeba”. Niewytłumaczalność, olśnienie intensywnością doznań nie otrzymują innego przymiotnika.

Rany Julek

Nic dziwnego. Ten dziwny świat ciała panny Steele ma równie dziwną lokatorkę – jest nią „wewnętrzna bogini”, której tożsamość autorka w końcu zdradza: to podświadomość. Wewnętrzna bogini ma zapędy akrobatyczne: kiwa się, chwieje, zatacza, tańczy sambę, wreszcie – oczywiście – mdleje. Równie ruchliwym organem okazuje się serce: „podeszło mi do gardła, próbując uciec ustami”, „serce wali mi jak młot”. Na domiar złego pannie często „zaczyna się robić słabo”.

Jak wygląda pierwszy stosunek płciowy Anastasii? Najpierw przenika ją „prąd, jakbym włożyła palec do kontaktu”. Potem palce wkłada w nią Grey. Utrata dziewictwa to „dziwne ukłucie”, a kolejne wrażenie rozdziewiczanej to „natarczywa, wypełniająca obecność jego męskości”. Dalej pojawia się stylistyka słodyczy: słodkie doznanie, takaż udręka, jęki rozkoszy. Stąd tylko skok do słonego: członek Greya jest „słonawy”, jego sperma to „ciepły, słonawy płyn”. Nie pada słowo „sperma”, wszystko jest omówieniem, aluzją, buduarowym porównaniem.

Orgazm, który pannie Steele dane jest przeżyć wielokrotnie już przy pierwszym stosunku, opisywany jest za pomocą takich czasowników: „rozpadam się”, „eksploduję”, „rozsypuję się”. Ukoronowaniem jest porównanie orgazmu do „programu wirowania w pralce” (Grey „pachnie świeżym praniem”, to by się zgadzało). No i mamy znajome podwórko, porównanie trafia, bo kto z nas nie widział pralki? Może tylko panna Steele, bo nie było tego w jej ulubionych powieściach. Zresztą James nawiązuje nie tylko do sprzętu AGD, ale i do poważniejszych urządzeń. „Tam” to „mała, potężna elektrownia w zwieńczeniu ud”.

Opisy scen erotycznych często wykorzystują motywy ognia, który „przeszywa ciało”, ale nie wkraczają w stylistykę wojenną, nie ma tu „zmagań” ani „zapasów”. Gdy Grey biczuje łechtaczkę wybranki, ona czuje ból prowadzący nieodmiennie do rozkoszy, ale nie próbuje oddać oko za oko, co najwyżej się obraża. Sadyzm i masochizm zaznacza się tu nie tyle w scenach, ile w doborze przymiotników: „doznanie odzywa się ostro w moim kroczu”. Słownictwo panny Steele radykalizuje się w pozycji na jeźdźca: „Ja go pieprzę. Ja rządzę. Jest mój, a ja jego. Ta myśl popycha mnie jak obciążoną betonem”. Ale faktycznych ran tu nie ma, co najwyżej w pensjonarskich okrzykach: „rany!”, „rany Julek”, obok „jejku”, „kuźwa” czy „święty Barnabo”.

Ten romans w stylistyce porno tak naprawdę nie dotyka ciała. Opisuje go jak jeden ze sprzętów gospodarstwa domowego, by pozostać w stylistyce James. Język infantylizuje ciało, a co za tym idzie, doznania. Porównania pozostają nastoletnie, wysiłek językowy idzie w mnożenie przymiotników lub czasowników. Nie daje to wrażenia intensyfikowania napięcia erotycznego, raczej jest to lingwistyczny odpowiednik tych list, które Grey podsuwa Steele w umowie. Uwspółcześnieniem tradycyjnych kategorii kobiecości i męskości ma być niechęć Anastasii do przyjmowania prezentów (postfeministka nie da się kupić), ale nie występuje na poziomie językowym – ciało nie zyskuje swojego języka, ani ciało damskie, ani męskie.

Dostajemy płaski opis działania urządzeń, czystych i pachnących. Zapewne na gwarancji. A jednak jest w tej książce siła (nie tylko marketingowa) – James wprowadza do życia codziennego wartość dodatkową w postaci sugestii, że „te sprawy” warte są wpisania na listę rzeczy do zrobienia. Zagoniona pracująca kobieta czuje wreszcie, że może wpisać na listę zakupów obok zatyczek do uszu również zatyczki analne. A potem się nimi bawić. Która się temu oprze?


GRAŻYNA PLEBANEK jest powieściopisarką, autorką powieści „Pudełko ze szpilkami”, „Dziewczyny z Portofino”, „Przystupa” i „Nielegalne związki”. Niedawno ukazała się jej najnowsza książka „Córki Rozbójniczki”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2013