W „markecie idei”

W Krakowie działa 18 duszpasterstw akademickich, ale ton nadaje kilka największych i najstarszych: dominikańska „Beczka”, duszpasterstwo przy kościele św. Anny, usytuowane obok kilkunastotysięcznego osiedla akademików duszpasterstwo ,,Na Miasteczku” i duszpasterstwo ,,Waj”. Ale z prawie stu tysięcy krakowskich studentów do duszpasterstw w miarę regularnie uczęszcza może półtora tysiąca osób. Z przeprowadzonej wśród studentów ankiety wynika, że 13 proc. - najczęściej studenci pierwszego roku -o duszpasterstwach nigdy nie słyszało, a 45 proc. nie spotkało się z żadną formą zaproszenia na ich spotkania.

08.06.2003

Czyta się kilka minut

- W latach 70. i 80. przynależność do duszpasterstwa była rodzajem szpanu, bo to było źle widziane, a nawet mogło grozić konsekwencjami - wspomina o. Joachim Badeni, obok ks. Jana Pietraszki, ks. Adama Bonieckiego, o. Tomasza Pawłowskiego czy o. Jana Andrzeja Kłoczowskiego jedna z legend krakowskiego duszpasterstwa akademickiego.

- To mobilizowało typową dla młodzieży chęć sprzeciwu. Do „Beczki” przychodzili ludzie, którzy gardzili sztywnością i nonsensem ustroju i chcieli coś robić w atmosferze wolności. Taka była „Beczka”: oaza wolności i jedno z nielicznych miejsc oferujących swobodę działania.

Tym, co przyciągało studentów, był również pewien stopień, jeśli nie konspiracji, to uczestnictwa w czymś niemile widzianym przez władze. - Podczas wyjazdów na obozy szło się niemal wzdłuż ściany, sprawdzając, czy nikt nas nie śledzi - wspomina o. Badeni. - Podsłuchu raczej w „Beczce” nie było, ale na pewno były „wtyczki”. Widać było, jak słuchają i notują w pamięci każde słowo.

Duszpasterstwa dawały wtedy możliwość realizacji własnych projektów, społecznego „wyżycia się”.

O. Badeni: - Wszystko, co robiliśmy, było oddolną inicj atywą młodzieży. W partii tego nie było, tam wszystkim sterowano.

Ojciec Badeni podkreśla, że choć oficjalnie nie dyskutowało się o sprawach politycznych, ten wątek był ciągle obecny i wszyscy mieli jednoznacznie negatywny stosunek do systemu. - Wielką sympatią darzyliśmy „Solidarność” i wielu ludzi „Solidarności” było wśród nas - zaznacza.

„Beczka” wolności

Okres stanu wojennego był jednym z najlepszych okresów „Beczki”: kilkaset osób związanych z tym duszpasterstwem organizowało pomoc dla internowanych. Zresztą rozkwit przeżywały wówczas wszystkie duszpasterstwa akademickie.

- Młody człowiek nie miał żadnych możliwości zorganizowanego działania, za wyjątkiem przybudówek partyjnych i tego, co działo się przy Kościele - wspomina ks. Piotr Iwanek, prowadzący dziś duszpasterstwo przy św. Annie. - Sam tak trafiłem do duszpasterstwa w 1982 r., jeszcze przed
wstąpieniem do seminarium. Miałem antykomunistyczne poglądy i szukałem przestrzeni, gdzie mógłbym się spotkać z podobnymi sobie ludźmi. Nie wiem, czy bym tam trafił, poszukując tylko rozwoju duchowego.

Do „Beczki” studenci przychodzili sami albo sprowadzeni przez kolegów. Wystarczały cyfry ,,7+9” na frontonie kościoła, wzbudzające zainteresowanie SB, a oznaczające dwie najpopularniejsze u dominikanów Msze: o siódmej rano i dziewiętnastej.

O. Badeni: - Z pewnością do „Beczki” wielu przychodziło bardziej ze względów antykomunistycznych niż religijnych.

Napływ młodych powodowały też Msze muzyczne (big beatowe albo jazzowe), cieszące się powodzeniem również dziś. Oraz wykłady i konferencje prowadzone np. przez ks. Mieczysława Malińskiego albo ks. Józefa Tischnera.

Z każdym rokiem dominikańskie duszpasterstwo rozrastało się. Choć, o czym się nie pamięta, początki były trudne: o. Tomasz Pawłowski, założyciel „Beczki”, zaczepiał studentów na przystankach tramwajowych i na ulicy, aby zebrać grupę 20 osób, z którymi zaczął działalność od przygotowania sali (w kształcie beczki, stąd nazwa). - „Beczka” rosła, bo gdzie jest życie, jest rozwój. A w naszym duszpasterstwie kipiało życiem, entuzjazmem. Przychodzili, bo „Beczka” nie była instytucją, a rodzajem charyzmatu, nie w ścisłym znaczeniu tego słowa: była miejscem, gdzie można szczerze i o wszystkim pogadać - mówi o. Badeni.

Dziś duszpasterstwo liczy ok. trzystu osób. - To, że „Beczka” w warunkach demokracji działa i rozrasta się, świadczy, że młodzieży nie przyciągała jedynie konfrontacja z komunizmem - mówi o. Badeni. - Musiało być coś jeszcze i to coś nadal przyciąga. Myślę, że to prawda, dobro, autentyzm, które przekładają się na sensowne kazania i bezinteresowny kontakt międzyludzki.

„Technologia” sekt

- Gdyby popatrzeć na mieszkańców „miasteczka akademickiego” [kilkunastu akademików w dzielnicy Krowodrza, zamieszkanych przez kilkanaście tysięcy studentów], to aktywność religijna, podobnie jak w całym społeczeństwie, jest na poziomie 20-30 proc. - ocenia ks. Antoni Miciak, który prowadzi duszpasterstwo ,,Na miasteczku”.

- Z tych, którzy do kościoła przychodzą raz w tygodniu, jedynie jeden-dwa procent angażuje się w duszpasterstwie.

- Nie jest to dużo - przyznaje ks. Piotr Iwanek ze św. Anny, który pracuje także w Radzie Duszpasterstw Akademickich Krakowa. - Ale zwróćmy uwagę na wszystkie organizacje w środowisku studenckim: są nieliczne. To ogólna tendencja ostatnich lat, niechęć do zrzeszania się.

- Do tych dwóch procent należy jednak dodać tych, którzy nie są zaangażowani bezpośrednio w działalność duszpasterstw, ale korzystają z nich przez uczestnictwo w Mszach akademickich, rekolekcjach, różnego rodzaju wyjazdach - dodaje ks. Iwanek.

- A to już spora liczba.

Kryzys duszpasterstwa przeżywały na początku lat 90.

Ks. Iwanek: - To był czas zachłyśnięcia się wolnością. Widać było, jak ludzie odchodzą od Kościoła, także od duszpasterstwa. U nas zostało 50 osób, może mniej.

Odrodzenie przyszło kilka lat później, może wraz z uświadomieniem sobie przez duchownych potrzeby innej strategii działania. - W latach 80. wysiłek Kościoła polegał na zagospodarowaniu ludzi, którzy sami przychodzili - tłumaczy ks. Iwanek. - Dziś musimy zachęcić człowieka, żeby przyszedł, musimy szukać nowych form dotarcia do niego. Działamy na „rynku światopoglądowym”, pełnym różnych ofert. Nasza, aby mogła się „sprzedać”, musi być równie atrakcyjna, także pod względem formy. Widzimy, jak prezentują się sekty, i w aspekcie technicznym na tym musimy się wzorować.

To, co oferują duszpasterstwa, musi przyciągać uwagę: ulotki czy plakaty nie mogą być skserowaną kartką papieru. Swoją formą powinny intrygować i zachęcać. Dotyczy to również nabożeństw: Msze akademickie, choć dłuższe od „zwykłych”, cieszą się popularnością wśród studentów. Podczas tych nabożeństw ważna jest oprawa: śpiew, służba liturgiczna, podejmowanie tematów, które intrygują młodych ludzi.

Ks. Iwanek: - W tym roku na rekolekcjach poruszaliśmy tematy proponowane przez studentów. Ustawiliśmy skrzynki, do których mogli wrzucać pomysły. Mówiliśmy np. o małżeństwie. Z badań wynika, że zaledwie jeden procent młodych ludzi zachowuje czystość przedmałżeńską. To znaczy, że nie akceptują tu nauki Kościoła. Może z nikim o tym nie rozmawiali, może więc czyjeś świadectwo życia zgodnie z przykazaniami ich przekona.

Sposobem na przyciągnięcie studentów jest też organizowanie dużych imprez, jak Chrześcijańskie Dni Żaka, kolędowanie, koncerty. Może to nawet najskuteczniejszy sposób, aby studenci dowiedzieli się, że duszpasterstwa w ogóle istnieją.

Najwięcej energii akcja informacyjna duszpasterstw pochłania na początku roku akademickiego: są ulotki i zaproszenia, np. na obóz adaptacyjny. Na takie obozy jedzie 600-700 studentów.

- Ważne jest, aby studenci chociaż wiedzieli, że coś takiego istnieje, i że w trudnym momencie mogą liczyć na pomoc -mówi ks. Iwanek. - Informację kierujemy również do tych, którzy nie są zainteresowani naszą ofertą. Może w ich życiu przyjdzie taki moment, że zapragną czegoś głębszego. Chciałbym, by wtedy pamiętali, że jest miejsce, gdzie będą mogli się odnaleźć.

Ks. Iwanek podkreśla, że nie każdy musi być w duszpasterstwie: niektórzy po prostu nie lubią się zrzeszać, choć korzystają z Mszy akademickich czy rekolekcji.

- Duszpasterstwo nie jest do zbawienia koniecznie potrzebne - zaznacza ze śmiechem.

Dla szukających i zakochanych

Z obserwacji ks. Miciaka, który w „Na miasteczku” pracuje od sześciu lat, wynika, że duszpasterstwo młodnieje: studentom wcześniej udaje się odnaleźć wspólnoty akademickie.

Ks. Miciak: - Gdy zaczynałem, przychodzili ludzie na czwartym-piątym roku studiów. Teraz najwięcej jest z pierwszego-dru-giego roku. Mnie to cieszy, bo oni mogą zapraszać innych: ci, którzy się u nas angażują, są znani w swoim środowisku i wcale z tego powodu nie cierpią.

W duszpasterstwie działa ok. 150 osób. Problemem jest duża rotacja, nawet w ciągu roku akademickiego. - Trudno zatrzymać ludzi, by podjęli odpowiedzialność -mówi ks. Miciak. - Czym innym jest bycie tu, ale bez podejmowania obowiązków, a czym innym np. bycie animatorem.

W przeprowadzonej w duszpasterstwie ankiecie studenci deklarowali, że tygodniowo są w stanie poświęcić duszpasterstwu godzinę, rzadko dwie. Ks. Miciak: - To niedużo, ale ich rozumiem, bo się uczą. W końcu po to przyjeżdżają do Krakowa.

Największym powodzeniem we wszystkich duszpasterstwach cieszą się formy oparte na grupach małych, zapewniających bezpośredni kontakt. Liczy się też różno-rodność grup: tak, by każdy mógł realizować się w interesującej go dziedzinie, jak informatyka, teatr, film, taniec, wolontariat.

Ks. Iwanek: - Widzimy tendencję do duszpasterstwa indywidualnego, do pracy w małych grupach. Ludzie mają bardziej skonkretyzowane oczekiwania. Dawniej organizowało się ogólne konferencje w kościele. Dziś to się nie sprawdza. Studenci chcą dyskutować, a to umożliwiają małe grupy.

U św. Anny największą popularnością cieszy się Akademicka Wspólnota: liczące do 15 osób grupy spotykają się w mieszkaniach czy akademikach. - Dzięki tej formie nie zatracamy tego, co ważne dziś, gdy wszyscy żyją w pędzie, tracąc bezpośrednie kontakty z innymi ludźmi. Owocem jest również dużo małżeństw między ludźmi, którzy się tu poznali -mówi ks. Iwanek.

Ks. Miciak potwierdza, że trzeba stawiać na indywidualne docieranie do studenta: -Nasze rekolekcje są wręcz ewangelizacyjne. Mówimy o najprostszych rzeczach. Nie dlatego, że oni nie są przygotowani. Po prostu, każdy lubi słuchać, że jest kochany, że wszystko zostanie mu wybaczone. O tym fundamencie często się w Kościele zapomina, uznając, że to oczywiste.

Powodzeniem cieszą się otwarte spotkania dla poszukujących i niewierzących, rozpoczynające się kolacją i słuchaniem listy przebojów „Trójki”. Chętnie studenci jadą też na weekendowe „kursy dla zakochanych”. Ci, których nie stać, też jadą: kurs mogą odpracować na miejscu, pomagając np. w kuchni.

Ks. Miciak: - Mamy dużo takich wyjazdów. Jeżeli ktoś nie ma co robić w weekend, może z nami jechać. Nie musi później zostać w duszpasterstwie, to nie jest żadne zobowiązanie. Jeśli się czegoś dobrego tu nauczy, choćby patrzeć po chrześcijańsku na swoje powołanie, miłość, bycie razem, to też jest to ważne.

Także ks. Miciak obserwuje, że w ostatnich latach studenci oczekują dyskusji nie o sprawach politycznych czy społecznych, ale religijnych: - Podczas spotkania modlitewnego czy adoracji kościół jest pełen -mówi. - A kiedy organizujemy spotkanie z jakimś znanym człowiekiem, trzeba się starać, żeby była frekwencja.

Te potrzeby religijne nie mają jednak charakteru pogłębionego. Ks. Miciak przyznaje, że brakuje mu intelektualnego akcentu: grup zajmujących się teologią czy filozofią. - Młodzi nie szukają dziś w Kościele wiedzy - mówi ksiądz - Czują się nią przeładowani, atakowani ze wszystkich stron. U nas szukają klimatu, nastroju, metafizyki. Nie chcą rozumieć, ale czuć.

Alternatywa i hip-hop

- To byłoby nierealne, aby 100 tys. krakowskich studentów uczestniczyło w duszpasterstwie akademickim, i takiego celu sobie nie stawiamy - tłumaczy ks. Iwanek. - Tylko niewielka część z nich chce pogłębiać swoją wiarę we wspólnotach akademickich. Większość, prowadząca konsumpcyjny tryb życia, nie jest zainteresowana naszą ofertą, bo religia kojarzy im się z wymaganiami i ograniczeniami. Trudno do człowieka dotrzeć, gdy nie ma wspólnych punktów do dyskusji.

W dokumencie krakowskiej Rady Dusz-pasterstw Akademickich wśród najważniejszych czynników, które mają odciągać studentów od przykościelnych wspólnot, wymienia się alkohol, seks i „imprezy” oraz sekty. - Naszą odpowiedzią musi być duszpasterstwo dynamiczne, wychodzące na zewnątrz i atrakcyjne - ks. Iwanek zaznacza, że nie pozwala na tworzenie się skostniałych, zamkniętych struktur, żyjący ch swoim życiem i dla siebie.

Sam, gdy jeszcze był na studiach, tak odbierał duszpasterstwa: jako hermetycznie zamkniętą grupę ludzi, do której trudno wejść. - Dlatego robimy wiele akcji, by wyjść do studentów i pokazać im, że coś atrakcyjnego się u nas dzieje - tłumaczy. - Niedawno podczas przeglądu teatrów chrześcijańskich w popularnym klubie studenckim mieliśmy pełną salę. Zamierzamy też zorganizować koncert hip-hopu chrześcijańskiego.

Duszpasterstwo, podkreśla ks. Iwanek, ma służyć całemu środowisku, nie tylko tym, którzy się w nie angażują. Przykładem biura pośrednictwa kwater, prowadzone przez duszpasterstwa (jedyne prowadzone za darmo). - Gdy ktoś wejdzie do naszej studenckiej kawiarenki przy św. Annie, żeby skorzystać z usług biura, przy okazji zobaczy zaproszenia, weźmie ulotkę, może usłyszy fragment rozmowy osób z duszpasterstwa. Może coś go zachęci, żeby ponownie przyjść - mówi ks. Iwanek.

A przyjść może każdy, także niewierzący. Ks. Iwanek: - We wspólnocie mogą być wszyscy, którzy chcą odnaleźć lub pogłębiać wiarę. To jest jedna ze ścieżek do Boga.

Zaczyn Kościoła

- To ludzie w pewnym sensie wybrani. Widać to po ich stylu życia, związaniu z akcentem religijnym na co dzień - tak ks. Miciak opowiada o studentach z duszpasterstwa. - Tam, gdzie zamieszkają po studiach, będą zaczynem: będą organizować grupy oazowe albo współpracować z parafią.

- Od chwili, gdy zacząłem prowadzić duszpasterstwo, myślałem o tym, by przygotowywać tych ludzi do podjęcia odpowiedzialności w swojej parafii - dodaje.

Z tego, o czym mowa w raporcie Rady Duszpasterstw, ks. Miciak doskonale zdaje sobie sprawę: - Wszechobecność alkoholu na „miasteczku” widać szczególnie w czasie juwenaliów, gdy na każdym trawniku stoi grill, a obok skrzynki piwa - mówi. - Przez to trudno się przebić.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2003