W cieniu piramid

Uderza mnie naskórkowość naszej ziemskiej cywilizacji. Kiedy żywioły się zbudzą albo my, ludzie, obudzimy je do działania, nagle się okazuje, że wszystkie potęgi świata są właściwie niczym.

09.10.2005

Czyta się kilka minut

Najlepszy tego dowód mieliśmy właśnie w Stanach Zjednoczonych. Pokłosie obu huraganów bardzo jest obfite i raczej ponure dla Busha i jego administracji; chyba od czasu wojny wietnamskiej i awantury Watergate nie było tak gwałtownej fali krytyki urzędującego prezydenta. Media zbudziły się na dobre pod wpływem Katriny i Rity i krytykują nie tylko okropną niewydolność władz w reagowaniu na kataklizm. Przypominają też, że Bush nie chciał podpisać protokołu z Kioto przewidującego ograniczenie emisji gazów do atmosfery, a nie chciał tego zrobić, ponieważ jest zakładnikiem wielkiego przemysłu.

Oczywiście szkodliwe substancje, które Stany Zjednoczone wciskały w atmosferę, zapewne w drobnym tylko procencie decydują o globalnych zmianach klimatu. Można jednak zasadnie powiedzieć tak: gdyby już od kilku lat konsekwentnie wyhamowywano emisję gazów cieplarnianych, temperatura wód oceanicznych na Atlantyku byłaby pewnie o 1-2 stopnie niższa. To z pozoru niewiele - ale 2 stopnie różnicy mogły zdecydować o sile Katriny, co dla dotkniętych jej uderzeniem było dosyć istotne.

Świadomie wyłączyłem się z obserwowania rodzimej kampanii wyborczej, interesowały mnie natomiast zmagania toczące się w Niemczech. Nie ukrywam, że sympatyzowałem z panią Merkel i jej chrześcijańską demokracją, natomiast miałem duże zastrzeżenia do postawy kanclerza Schrödera. Zastrzeżenia te jeszcze się skonkretyzowały dzięki jasnym i wyrazistym sądom obserwatorów amerykańskich. To, co piszą tamtejsi politolodzy, streścić można następująco: Niemcy w dużej mierze roztrwoniły swój potężny, największy w Europie potencjał ekonomiczny, przede wszystkim przez nadmierną rozbudowę państwa opiekuńczego, którego dobrodziejstwami objęli także postkomunistyczny Wschód. Rozpuchły sozial jest jedną z przyczyn niemieckiego bezrobocia, w niektórych branżach lepiej się opłaca siedzieć z założonymi rękami, aniżeli pracować, bo państwo i tak zaspokoi podstawowe potrzeby. Dlatego, zdaniem Amerykanów, pierwszym obowiązkiem reformatorów jest wyhamowanie tej tendencji, co oczywiście w społeczeństwie nie jest popularne i spotyka się ze sprzeciwem potężnych związków zawodowych. Historia się powtarza, w większej skali aniżeli w Anglii, gdzie pani Thatcher jednak górnicze związki złamała, co Anglikom wyszło na dobre.

Kampania niemiecka od zupełnie przyzwoitych zachowań przeszła stopniowo w postępki coraz brzydsze. Na zacnego profesora Kirchhoffa, który wystąpił z projektem przystosowanego dla Niemiec podatku liniowego, rzucano inwektywy i oskarżano go, że chce doprowadzić gospodarkę do ruiny, co oczywiście było nonsensem, ale on tak się zniesmaczył, że odjechał z powrotem do rodzinnego Heidelbergu. Gerhard Schröder przegrał wprawdzie wybory, na jego SPD padło o 460 tysięcy głosów mniej niż na chadeków, ale uznał się za zwycięzcę i trochę jak kleszcz przypięty do ciała nie dawał się oderwać od kanclerskiego stolca. Szef SPD Franz Münterfering też intensywnie dolewał oliwy do ognia. Triumfatorskie wrzaski trochę przycichły, kiedy się okazało, że nie ma innego wyjścia niż koalicja, ponieważ siły lewicy i prawicy są niemal współmierne. Teraz na ringu pozostała CDU z CSU i SPD, trwają negocjacje i nie wiadomo, jak ich wynik wpłynie na gospodarkę. Pani Merkel proponowała na przykład w kampanii wyborczej podwyższenie o 2 procent podatku VAT; socjaldemokraci krzyczeli, że to jest niemożliwe, a teraz Münterfering mówi, że może i owszem.

Angela Merkel, która studiowała fizykę, ma - tak mi się zdaje - zupełnie inne podejście do spraw polityki aniżeli Schröder. Zawodowi politycy objawiają większą skłonność do populistycznych okrzyków, awantur i brzydkich zagrywek. Na plakatach wyborczych pani Merkel pojawiły się na przykład nalepki z napisem "Zemsta Honeckera", dlatego że jest ona ze wschodnich Niemiec. Gdybym to ja był na jej miejscu, zaraz bym skierował swoich ludzi, żeby na plakatach Schrödera umieszczali naklejki "Zemsta Hitlera". Jak już, to już, skoro sobie nie żałujemy - proszę bardzo. Na marginesie dodam, że przy Zakopiańskiej widziałem billboard wyborczy Leppera, z bardzo poważnie podwyższonym czołem; do hasła "człowiek z charakterem" jakiś krakowianin dopisał: "prostaka"... Faktem jest, że w Krakowie Samoobrona miała wyniki bardzo słabe.

Wszyscy są już dosyć zniesmaczeni niemiecką niemożnością: Niemcy są jednym z głównych motorów gospodarki nie tylko europejskiej i nie powinny dłużej trwać w znieruchomieniu. To właściwie kwintesencja moich dzisiejszych obserwacji: z jednej strony widać, jak słaba jest najsilniejsza potęga świata, kiedy huragany zatapiają całe miasta, z drugiej strony krytyczna próba wytrzymałości demokracji tak dojrzałej jak niemiecka też nie wypada najlepiej... Stałe cechy natury ludzkiej wypływają na wierzch jak oliwa.

Ostatnio "Gazeta Wyborcza" zaczęła wydawać niezmiernie bogato ilustrowane przewodniki po rozmaitych krajach świata; jeden z pierwszych poświęcono Egiptowi. Kiedy go przeglądałem, uzmysłowiłem sobie rzecz tak banalną, że właściwie oczywistą: oto cywilizacja faraonów trwała mniej więcej dwa razy dłużej aniżeli chrześcijaństwo od narodzenia Chrystusa. Przez kilka tysięcy lat Egipcjanie wymodelowali i wyspekulowali najrozmaitsze odmiany sprawowania władzy, nie ma też nic bardziej trwałego pośród dzieł człowieka aniżeli piramidy. Napoleon mówił do swoich żołnierzy: czterdzieści wieków patrzy na nas! - i miał słuszność. Powszechne jest przekonanie, że dziejom ludzkości towarzyszy nieustający postęp. Nie jestem pewien - to, co dzieje się w krajach islamu, wydaje mi się na przykład regresem.

Co będzie? Może kompromis pomiędzy sprzecznymi siłami politycznymi na terenie Niemiec nie będzie całkiem zgniły, choć istnieje niebezpieczeństwo wyhamowania reform, które według opinii ekonomistów takich jak Jeffrey Sachs i tak były niedostateczne, by ożywić otyłą w pejoratywnym tego słowa sensie gospodarkę niemiecką. Być może nie wszystkie znaki wskazują na sztormową pogodę. Być może Juszczenko na Ukrainie jakoś przyjdzie do siebie. Bardzo wiele kwestii pozostaje jednak otwartych, na przykład uczestnictwo Turcji w Unii Europejskiej. Nasze polskie sprawy pozostają na tym tle gdzieś na uboczu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2005