Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W okresie Bożego Narodzenia często czytamy prolog Ewangelii św. Jana. Mowa tam o Słowie, które "Przyszło do swojej własności, a swoi go nie przyjęli". Zbyt łatwo przychodzi nam interpretować to jedno zdanie w oskarżycielsko-mentorskim tonie. Dramatyczną historię zbawienia kwituje się czasem stwierdzeniem, że Pan Jezus przyszedł najpierw do Żydów, a gdy ci Go odrzucili, wówczas wieść o nim dotarła także do nas. Prymitywna to interpretacja. W historii chrześcijaństwa niejednokrotnie dawała ona asumpt do najbardziej absurdalnych oskarżeń antysemickich.
Tymczasem jeśli wczytać się uważnie w tekst Prologu, to odnajduje się w nim ważną wskazówkę, żeby zrozumieć, do kogo przychodzi Jezus. On, Słowo Boga, przyszedł na świat ongiś przez siebie samego uczyniony. A "świat" to coś więcej niż jeden naród. Świat to bezkres kosmosu nieogarniętego czasem i przestrzenią, a jednocześnie doczesność. W tej doczesności, w której zamknięte jest życie każdego człowieka, rozgrywa się dramat odkupienia. Janowy świat, własność Boga, jest większym zbiorem. I do niego przychodzi Słowo, gdyż wszyscy jesteśmy dziećmi tego samego Boga. Bóg wszędzie chce być przyjęty. Bóg pragnie zbawienia wszystkich ludzi.
W języku ewangelii "przyjąć" oznacza uwierzyć, zaś uwierzyć to przylgnąć. Owo przylgnięcie nie jest prostą akceptacją teoretycznej wiedzy o dogmatach chrześcijańskiej wiary. Nie jest też intelektualnym uznaniem Jezusa za Zbawiciela. Jest to przylgnięcie z miłością do Tego, kto wszedł w ludzką historię raz na zawsze w konkretnym czasie, a jednocześnie wchodzi w historię każdego z nas, żyjących w konkretnym czasie. Jest to przylgnięcie do Jezusa, który przychodzi objawić nam prawdę o Bogu i o nas samych.
Ta prawda potrafi niestety być nad wyraz gorzką. Bo można chlubić się znajomością Chrystusa, dogmatów wiary i kultury chrześcijańskiej. Można być dumnym ze znajomości Ewangelii i chętnie otwierać usta, by przekonywać, napominać, zachęcać, głosić naukę, nastawać w porę i nie w porę, wykazywać błędy, pouczać. Tymczasem może to być tylko atrapa autentycznej wiary i mądrości.
Przyjąć Jezusa to znaczy przyjąć jego styl życia. Chyba nie zrozumieli tego wierni w Bergamo. Chociaż może nie trzeba szukać tak daleko. Poszukam w sobie.