Trzy życia Oskara Kolberga

Twórca źródłowych podstaw etnologii i folklorystyki polskiej, w pewnym sensie fundator obu tych nauk. Ale i pozytywista, który fascynował się kulturą wsi nawet wtedy, gdy przestała ona odpowiadać romantycznym mrzonkom o jej rzekomej szlachetności.

16.02.2014

Czyta się kilka minut

„Od Raszyna, od Czerniakowa”, rysunek odręczny, kolorowany. Publikacja: „Lud...” koniec XIX w. /
„Od Raszyna, od Czerniakowa”, rysunek odręczny, kolorowany. Publikacja: „Lud...” koniec XIX w. /

Kim był Oskar Kolberg?

Kiedy 3 czerwca 1890 r. w krakowskim mieszkaniu Izydora Kopernickiego przy ul. Długiej żegnał się z tym światem Oskar Kolberg, wyznał otaczającym go najbliższym: „Umieram, Bogu dzięki, z tą pociechą, że według sił moich zrobiłem za życia, co mogłem, że nikt mię za próżniaka nie ma i mieć nie będzie, a to, co po sobie zostawiam, przyda się ludziom na długo”.

Kolberg był człowiekiem-instytucją, samotnym pasjonatem wiedzy, niespełnionym muzykiem i kompozytorem; człowiekiem wielu talentów i niespożytej energii. Wystarczy uświadomić sobie, że samo tylko opus magnum, którym z pewnością było dlań dzieło „Lud, jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce”, to przeszło 30 tys. stron druku. Dopiero niebawem skończy się krytyczna edycja tego dzieła, które rozrosło się do przeszło 80 tomów.

Dziś Kolberg jest jednocześnie znany i nieznany, a do tego często postrzegany według upraszczającej matrycy, polegającej na narzucaniu współczesnej wiedzy na realia sprzed dwóch stuleci, i oceniania jego spuścizny wyłącznie przez ten pryzmat. Co więcej, jest w dobrym tonie „przyłożyć” Kolbergowi, wskazując na niedostatki jego metody, brak szerszych horyzontów teoretycznych i rzekomą skłonność do instrumentalnego traktowania chłopów w trakcie – jak sam Kolberg to określał – „połowów” w terenie.

Wszystko to wynika przede wszystkim z nieznajomości tego, czego dokonał Kolberg, oraz nieznajomości celów, które sobie postawił. Kim był ten człowiek, skoro współczesnym jawił się jako jedna z ważniejszych postaci życia intelektualnego? Jego „Lud...” stawiano bowiem w równym rzędzie z takimi dziełami jak „Słownik języka polskiego” Samuela Bogumiła Lindego czy „Bibliografia polska” Karola Estreichera.

Mój sąsiad Chopin

Rodzina Oskara (który przyszedł na świat 22 lutego 1814 r. w Przysusze w województwie opoczyńskim jako Henryk Oskar Kolberg) nie miała polskich korzeni. Ojciec, Juliusz Kolberg, pochodził z Meklemburgii; matka, Karolina de Mercoeur, wywodziła się ze spolszczonej rodziny francuskich emigrantów. Oboje rodzice byli jednak „fanami” polskości: w domu mówiło się tylko po polsku, przyjaciółmi domu byli zaś Kazimierz Brodziński, rodzina Chopinów i cała plejada artystów romantycznych. Przewijali się oni przez dom rodzinny Kolbergów, którym od 1819 r. stało się ich warszawskie mieszkanie.

Ojciec, profesor i inżynier z zawodu, miał ciągoty literackie, był także tłumaczem i amatorsko parał się literaturą, matka świetnie grała na fortepianie i znana była z zamiłowania do tej dziedziny sztuki. Oskar miał czterech braci, z których dwóch na trwałe zapisało się w dziejach polskiej kultury. Najstarszy Wilhelm, jako naukowiec i inżynier, budował m.in. Drogę Żelazną Warszawsko-Wiedeńską. Najmłodszy Antoni został znanym malarzem, a jednocześnie słynnym birbantem i utrapieniem rodziny, nieustannie wspomagającej go finansowo na kolejnych zakrętach życiowych.

Wychowujący się równocześnie w duchu zdyscyplinowanego myślenia naukowego i nieskrępowanej sztuki romantycznej, Oskar wiązał swą przyszłość z muzyką. Na decyzję chłopca o podjęciu edukacji w dziedzinie muzyki fortepianowej i nauki kompozycji wpłynęło sąsiedztwo i koleżeństwo z Fryderykiem Chopinem. Mimo iż Chopin – w jednym z listów do rodziny – określił talent młodszego kolegi jako „za krótki”, Kolberg przez wiele lat komponował, parał się zawodowo muzyką, utrzymywał z lekcji fortepianu, a szczególne uczucie wobec muzyki przeniósł potem na pieśni i tańce ludowe.

„Męcząca bakałarka”

Uczył się u znamienitych fachowców – Józefa Elsnera i Ignacego Feliksa Dobrzyńskiego, potem studiował kompozycję w Berlinie, nie omieszkując przy okazji pobierać nauki w tamtejszej Akademii Handlowej, co pozwoliło mu potem zarabiać na chleb przez 16 lat pracy jako księgowy [sic!] w zarządzie kolei warszawsko-wiedeńskiej. Po powrocie z Berlina najął się jako domowy nauczyciel gry na fortepianie, wyjechał na rok do Homla w tym samym celu, by wreszcie w roku 1845 objąć wspomnianą posadę księgowego, na której wytrwał do roku 1861.

Rozdarty między koniecznością zarobkowania („męcząca bakałarka”) a ambicjami artystycznymi, nie zaniedbywał pisania muzyki. Jego pasją jest komponowanie utworów „na nutę wiejską”. W latach 1848-59 powstały takie utwory jak „Nasze sioła” i „Mazur bez słów”, a także muzyka do trzech dzieł dramatycznych: „Janka spod Ojcowa” Jana Kantego Gregorowicza, „Wiesława” Seweryny Duchińskiej-Pruszakowej i „Króla pasterzy” Teofila Lenartowicza. To ostatnie dzieło zostało wystawione 2 marca 1859 r. w Teatrze Wielkim w Warszawie.

Kolberg dał sobie spokój z komponowaniem, kiedy doszedł do wniosku, że w tej dziedzinie nigdy nie będzie wielkim twórcą – a swoje muzyczne kompetencje wykorzysta przy pracy nad materiałami folklorystycznymi. Stało się to w roku 1856.

Z ludem, z romantykami

Kolejną stroną życia Oskara Kolberga było bowiem namiętne gromadzenie pieśni ludowych. Napisał kiedyś, że głównym impulsem do zainteresowania się folklorem muzycznym był europejski i polski romantyzm, który skierował go „ku rzeczom ludowym”. To wtedy poznał zbiory pieśni Wacława z Oleska, takież prace K.W. Wójcickiego, Żegoty Paulego i Józefa Konopki, i wiele innych publikacji dotyczących kultury duchowej ludu polskiego. Zachęcony przez Wójcickiego i Dobrzyńskiego do poszukiwania melodii, których w opublikowanych pracach było niewiele, udał się na pierwszy „połów na większe rozmiary dokonany w r. 1839 w Wilanowie [który] dał mi już spory zasób nader ciekawych motywów i popchnął do dalszych poszukiwań na tym polu”.

Pierwsze wiejskie eskapady Kolberga były jednak bardziej wycieczkami krajoznawczymi czy wypadami grupki artystów w wiejskie ustronia, aniżeli przedsięwzięciem badawczym. Romantyków ciągnęło do ludu, owej skarbnicy starożytnych tradycji, nieskażonych zmianą i kosmopolityczną modą, jakiej doświadczała kultura wysoka.

Kolberg jeździł w najbliższe okolice Warszawy, aby, jak notował po latach, „świeżym, ożywczym na wsi odetchnąwszy powietrzem, zaczerpnąć też i świeżej melodii z tryskającego tam bezustannie narodowej muzyki źródła”.

W wyprawach towarzyszyli mu: Józef Konopka, Walenty Zakrzewski i Emil Jenike. Później jeździł także „razem z T. Lenartowiczem, śp. Norwidem [Ludwikiem, bratem Cypriana], śp. Ign. Komorowskim, jak niemniej z malarzami: W. Gersonem, śp. Karolem Markonim i śp. Bratem moim Antonim”. O ile jednak towarzysze tych wypraw łaknęli przede wszystkim kontaktu z naturą i wrażeń z tym związanych, Kolberg od początku podjął się dokumentowania twórczości muzycznej chłopów. Z każdego wypadu na wieś przywoził nowe materiały.

Zapisywał głównie melodie, którymi, jak to ujmowała śledząca jego peregrynacje „Biblioteka Warszawska”, „pragnie oznaczyć i wykazać charakter muzyki słowiańskiej”. W roku 1840 posiadał już ponad sześćset zapisanych pieśni, które postanowił wydać drukiem. Szybko jednak okazało się, że w Warszawie cenzura absolutnie na to nie zezwoli. Mimo iż polskość tych pieśni kamuflowało określenie „słowiańskość”, nie pozostało nic innego, jak spróbować szczęścia w Poznaniu, gdzie zainteresowanie tym materiałem wyraził miejscowy wydawca Jan Konstanty Żupański.

Zbieracz melodii

Pod koniec 1842 r. ukazał się pierwszy tzw. „poszyt” dzieła „Pieśni ludu polskiego”; ostatni, piąty – trzy lata później. W przeciwieństwie do późniejszych prac Kolberga, ta miała charakter dzieła raczej muzyka-artysty aniżeli muzyka-rejestratora. Jej celem było sprowokowanie zainteresowania muzyką ludową, a także dostarczenie „tworzywa” ówczesnym kompozytorom. Dlatego wszystkie melodie były opatrzone akompaniamentem fortepianowym.

O tym wielce niedoskonałym opracowaniu, które spotkało się z krytyką, warto wspominać dlatego, że było ono ledwie zwiastunem o wiele potężniejszego Kolbergowskiego przedsięwzięcia. Mowa o opracowaniu systematyki polskich pieśni ludowych poprzez zestawienie i porównywanie wariantów melodycznych tych samych pieśni z różnych okolic w kraju. Celem było uchwycenie właściwości regionalnych muzycznego folkloru Polski przedrozbiorowej.

W tym duchu jest utrzymany potężny tom wydany w Warszawie w roku 1857, a zatytułowany analogicznie jak poznański: „Pieśni ludu polskiego”. Jak ustaliły znawczynie dorobku Kolberga, Elżbieta Millerowa i Agata Skrukwa, przed zakończeniem druku „Pieśni...” Kolberg przebadał kilkadziesiąt wsi na terenach objętych granicami Królestwa Polskiego, wypuszczał się także często poza granice zaborowe: do Krakowa, Mogilan i Modlnicy, które później zresztą staną się życiową przystanią badacza.

U „przyjaciół” na prowincji

Jak się wydaje, wyprawy te miały skutek dość niespodziewany, jako że zaowocowały kolejnym wielkim projektem naukowym, z którym zresztą Kolberg kojarzy się przede wszystkim do dziś. Chodzi oczywiście o plany związane z wszechstronną dokumentacją kultury ludowej ziem dawnej Rzeczypospolitej w formie panoramicznej serii monografii regionalnych. Zaczyna się trzeci etap życia Oskara Kolberga – ludoznawcy.

Jako pierwsza ukazuje się niepełna, wielce fragmentaryczna monografia regionu sandomierskiego (1865), dalej dwutomowe „Kujawy” (1867 i 1869), o wiele bardziej dojrzałe i ­oparte na szerszym materiale, wreszcie uważane za modelowe dla wszystkich innych, czteroczęściowe „Krakowskie” (1871-75).

Kolberg wędruje niezmordowanie w każdej wolnej chwili – bada, apeluje, szuka sprzymierzeńców, zarabia pisaniem haseł do Encyklopedii Orgelbranda, zajmuje się sprawami wydawniczymi, poszukuje prenumeratorów na istniejące i planowane tomy monografii. Po roku 1857 udaje się na Kujawy, w okolice Łomży, Augustowa, Suwałk, Lublina, Chełma i Zamościa. W roku 1862 odwiedza Wołyń, wielokrotnie powraca do Wielkopolski, w okolice Krakowa, w Tatry; bywa w Szczawnicy, w Bardyjowie, okolicach Przemyśla i Lwowa. Marząc o podjęciu się w wolnej chwili badań nad muzyką Słowian południowych, podróżuje nawet do Lublany, Zagrzebia, Triestu i Wenecji.

Kolberg był w pełnym tego słowa znaczeniu łowcą-zbieraczem materiałów wszelakich; wybór określonych wsi nie był dyktowany jedynie względami naukowymi, ale wynikał najczęściej z pragmatycznej kalkulacji. Pojawiał się tam, gdzie mógł liczyć na życzliwych przyjaciół i sponsorów, znajomych i pasjonatów „rzeczy ludowych”. Badania prowadził sam, zarówno udając się do chłopów na wieś, jak i przepytując ich cierpliwie na dworach, a gdy wyjeżdżał, drogą listowną uzupełniał własne zapisy terenowe, wysyłając pytania do osób, które zarażone ideą, były skłonne pomóc w wyjaśnieniu rzeczy niedopowiedzianych. Takie wieloletnie kontakty można prześledzić w korespondencji Kolberga związanej z badaniami na Kujawach, w Lubelskiem, Chełmskiem, Pokuckiem i Sanockiem.

Idea życia

W roku 1861 Kolberg porzuca pracę urzędnika w Dyrekcji Dróg i Mostów i postanawia zająć się wyłącznie badaniami terenowymi. Liczy na to, że zdoła się utrzymać z pracy literackiej, a więc pisania do dzienników, pism ilustrowanych, wspomnianej wcześniej Encyklopedii. To wszystko sprzyja ostatecznej krystalizacji idei wydawania regionalnych monografii folklorystyczno-etnograficznych pod wspólnym tytułem „Lud, jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce”. Perspektywę zaś najogólniejszą ujawnia wspólny dla serii podtytuł: „Materiały do etnografii słowiańskiej”.

Aby zrozumieć sposób myślenia Kolberga, koniecznie trzeba odwołać się do listu, który w 1867 r. napisał do Towarzystwa Naukowego Krakowskiego, a w którym wskazuje na trajektorię dochodzenia do ostatecznej życiowej idei.

Pisze tedy przeszło pięćdziesięcioletni badacz: „Przez lat 30 chwile od obowiązków powołania mego wolne poświęcałem szczegółowemu badaniu ludu naszego. Z początku zwróciłem uwagę na jego śpiewy, których znaczną zebrałem i ogłosiłem ilość. Widząc, że takowe wiążą się częstokroć z obrzędami, bez opisania których stałyby się niezrozumiałymi, postanowiłem rozszerzyć ramy prac moich, wciągając do nich opisy, a nadto cytując warianty i wersje z różnych stron pozyskane dla porównania ich między sobą. Gdy i opisy niejedną moralną nicią łączą się z baśniami, gadkami i przysłowiami ludu, więc i te ostatnie śledzić i wciągać należało do moich zbiorów i oddać je w prostocie i nieskażoności (dla użytku filologów), tak pod względem obrazów, jak i mowy, i sposobów wysłowienia się. Gdy wszystkie owe objawy, lubo duchowej natury, mają ścisły i z fizycznością związek, więc opisałem ludu postać, szatę, zajęcia gospodarcze, mieszkanie itp. Ogrom nasuwających się i już zgromadzonych materiałów nakazał mi podzielić takowe na części, z których każda pewną zaokrągloną stanowiłaby całość, łatwą do przejrzenia i zbadania szczegółowego. Każda tedy seria opisuje właściwości pewnej okolicy. Im więcej seryj takich wyjdzie na widok publiczny, tym zupełniej narysuje się wizerunek ogólny narodu”.

Folklor w działach

„Lud...” stał się jednym z pierwszych w Europie modeli monografii etnograficznej. Choć sam Kolberg miał świadomość, że właściwie dostarcza tylko podstaw dla przyszłej etnografii, której trzeba „rozwinięcia materiałów”. Własną pracę określał tedy skromnie, że „niczym prawie jeszcze innym nie będzie, jak skrzętnym ich nagromadzeniem. Przede wszystkim postanowiłem sobie takowe zabytki uporządkować i usystematyzować, nim się do ich opracowania i dalszych wniosków przejść będzie mogło”.

We wszystkich tomach „Ludu...” głównym tematem zainteresowań badacza pozostaną pieśni i muzyka ludowa. Nie jest jednak prawdą, że u Kolberga lud wyłącznie „śpiewa i tańczy”, jak się niekiedy niesprawiedliwie to przedstawia... Gdy bowiem przyjrzymy się zawartości i strukturze 33 tomów, dostrzeżemy, że za wyszczególnieniem dziedzin kultury ludowej zawartym w tytule kryje się pewna struktura, sekwencja przedmiotowa porządkowania materiału.

Najpierw mamy więc charakterystykę społeczno-psychologiczną mieszkańców regionu, cechy ich kultury materialnej i związany z nią sposób pracy – Kolberg umieszcza to w dziale „Kraj”. Dalej idą zwyczaje (doroczne i zawodowe), obrzędy związane z trzema etapami życia człowieka (narodziny, małżeństwo, śmierć). Po nich następują pieśni z ich gatunkowym podziałem i dokumentacją melodyczną; następnie tańce, potem cała możliwa sfera wierzeniowa. Osobny dział tworzy literatura ustna, także podzielona na gatunki (opowieści, legendy, bajki, gadki, anegdoty i przysłowia). Dwa ostatnie działy to gry i zabawy dzieci oraz charakterystyka językowa mieszkańców regionu. Mamy tu więc, wielce jeszcze wybiórczy, typowy etnograficzny rozbiór kultury na jej części: materialną, społeczną i duchową.

Wszystkie źródła Kolberga

Podobno szczęśliwi lat nie liczą. Jeśli więc założyć, że Oskar Kolberg tworząc „Lud...” realizował życiową misję i idée fixe jednocześnie, zdumiewa, że starzejący się nieuchronnie samotny badacz planował w roku 1869, że jego pełny program badawczy zamknie się w 62 seriach wydawniczych. Ogłosił wprawdzie apel do „łaskawych współobywateli”, aby pomogli w zdobyciu terenowych współpracowników, którzy nadsyłaliby dane z terenu w myśl przygotowanego kwestionariusza – odzew na apel był jednak znikomy.

Kolbergowi pozostała więc przede wszystkim praca własna i wykorzystanie różnych źródeł zastanych. W ten sposób Kolberg korzystał z dostępnych prac ludoznawczych, które znał doskonale, ale wyławiał także szczegóły na temat kultury ludu z najrozmaitszych innych, nietypowych źródeł. Są to dawna i bieżąca prasa warszawska i prowincjonalna, kalendarze, rzadkie druki i rękopisy staropolskie, literatura podróżnicza, literatura piękna. W ten sposób rozszerzał się chronologiczny zakres „Ludu...” o informacje o folklorze i obyczajowości epok dawniejszych. Paradoksalnie, wartość tych ostatnich materiałów zdolni jesteśmy ocenić dopiero dzisiaj, a erudycja i wiedza Kolberga z dziedziny historii kultury musi imponować także współczesnym.

Nie był jednak Kolberg zdany wyłącznie na siebie. Mimo trudnych, popowstaniowych czasów, zgłosili się do pomocy ochotnicy, którzy z czasem stali się współpracownikami i przyjaciółmi badacza. Warto wspomnieć o trzech z nich: literacie Władysławie Ciesielskim, poecie i etnografie Aleksandrze Osipowiczu oraz komediopisarzu Józefie Blizińskim. Ten ostatni, autor „Pana Damazego”, pomógł folkloryście w przygotowaniu dwóch tomów „Kujaw”, za co Kolberg odpłacał się pomocą w wejściu dramaturga w świat warszawskiej bohemy i wspomagając chudego literata „pożyczkami paru rubelków”. Bliziński zrewanżował się w dość swoisty sposób, pasując Oskara Kolberga na bohatera swojej jednoaktówki „Marcowy kawaler”, gdzie występuje jako Heliodor.

W Galicji

Prace nad „Ludem...” miały jeden jeszcze, najbardziej trapiący Kolberga aspekt. Chodzi oczywiście o zabiegi i starania u protektorów i mecenasów, towarzyszące jego życiu właściwie od zarania pasji naukowych. Bywało z tym różnie.

Przedstawiciele arystokracji i ziemiaństwa (przypomnijmy: Kolberg wywodził się z inteligencji) wyrażali się zwykle z uznaniem o idei badań, ale raczej nie wspierali ich finansowo. Kwestował zatem Kolberg u władz Królestwa Polskiego, zgłaszał swoją propozycję do towarzystw naukowych w Poznaniu i Krakowie oraz do Zakładu Ossolińskich we Lwowie. Nic nie było go w stanie zniechęcić: badania trwały mimo przeciwności i aż do końca życia Kolberg konsekwentnie realizował swój plan, publikując corocznie po jednym lub kilka tomów „Ludu...” oraz, jak to potem nazywał, „Obrazów etnograficznych”.

Jaśniejszym momentem życia w tym okresie było zaliczenie go w roku 1868 w poczet członków Krakowskiego Towarzystwa Naukowego, z ramienia którego dwa lata później otrzymał zapewnienie, że instytucja ta przyznała odpowiedni zasiłek na kontynuację „Ludu...”. To znaczyło wszakże, że najlepszym rozwiązaniem będzie teraz opuszczenie Warszawy i osiedlenie się w Krakowskiem na stałe, tylko bowiem tak będzie można efektywnie pracować. Z żalem pożegnał Kolberg ukochaną Warszawę i w 1871 r. osiadł w pobliżu Krakowa, najpierw w Mogilanach, a potem na dobre w Modlnicy, u zbieracza i wydawcy zbioru „Pieśni ludu krakowskiego”, Józefa Konopki.

Posypały się także zaszczyty: w 1873 r. Kolberg zostaje członkiem-korespondentem krakowskiej Akademii Umiejętności, wchodzi w skład Komisji Archeologicznej i Komisji Antropologicznej, zostając w roku 1874 przewodniczącym sekcji etnologicznej tej ostatniej, próbując stworzyć z niej rodzaj ośrodka naukowo-badawczego dla badań kultury ludowej. Projekt doczekał się realizacji wraz z ukazaniem się pierwszego numeru periodyku „Zbiór Wiadomości do Antropologii Krajowej”, do którego Kolberg pisywał zresztą regularnie. To tam ukazał się ważny jego tekst „Rzecz o mowie ludu wielkopolskiego”. Nieco później – ciekawostka – Kolberg został nawet członkiem... Stowarzyszenia Dziennikarzy i Pisarzy Portugalskich.

„Cześć Kolbergowi”

Rytm pracy autora „Ludu...” pozostał niezmienny – okres letni poświęcał badaniom i podróżom, resztę roku – na porządkowanie materiału, pisanie i skrzętne zabiegi wydawnicze. Środowisko krakowskie przychylnie przyjęło warszawskiego banitę i progi domów tutejszych – zarówno szlacheckich, jak i inteligencko-naukowych – stały przed nim otworem. Kolberg włączył się w krakowskie życie naukowe, uczestnicząc m.in. w jubileuszu Józefa Ignacego Kraszewskiego (wielkiego admiratora Kolberga), 400. rocznicy śmierci Jana Długosza, organizując wielką wystawę fotograficzną, zjazdy historyczne itd. Z wielką emfazą o dokonaniach ludoznawczych Kolberga wypowiadał się Zygmunt Gloger, co stało się zresztą zaczynem akcji na rzecz zorganizowania koncertu, z którego dochód miano przeznaczyć na publikację dalszych prac Kolberga. Rzecz udała się nadzwyczaj, odbyły się nawet dwa koncerty, a organizatorzy zebrali ponad dwa tysiące rubli, co pozwoliło na wydanie kolejnych tomów „Pokucia”.

Wraz z pogorszeniem się stanu zdrowia, mając świadomość, że za życia nie uda mu się wydać nawet połowy dotąd zebranego materiału, Kolberg zaczął pracować wręcz w szaleńczym tempie, o czym świadczy fakt, że w latach 1882-90 opublikował jeszcze 18 tomów „Ludu...”. W roku 1889 z inicjatywy naukowego i literacko-artystycznego środowiska krakowskiego urządzono Kolbergowi jubileusz pięćdziesięciolecia pracy naukowej pod znamiennym hasłem „Cześć Kolbergowi”. Jak pisał Józef Burszta, „Działo się to wtedy, kiedy ukazało się już 27 tomów »Ludu...« dotyczących dziewięciu regionów etnograficznych kraju. Ze zdumieniem podsumowywano imponujący dorobek skromnego człowieka, który ukończył właśnie 75 lat życia i nadal był bardzo czynny w spiesznym opracowywaniu plonu swojej półwiekowej konsekwentnej pracy badawczej”. Do sali Towarzystwa Strzeleckiego, gdzie miała miejsce główna uroczystość, przybyły takie sławy jak Jan Matejko, Juliusz Kossak i Michał Bałucki oraz kwiat krakowskiego świata literackiego, artystycznego i profesury.

***

Rok później Oskar Kolberg umiera, zostawiając w rękopisach niemal połowę dorobku, który krytycznie opracowywany jest po dziś dzień. Ponad 80 tomów „Ludu...”, pisma muzyczne i korespondencja są już dostępne w ramach serii wydawniczej „Dzieła wszystkie Oskara Kolberga”. Kto chce wykroczyć poza stereotypowe wyobrażenia o kształcie i charakterze dorobku tego „samotnego ewangelika”, koniecznie musi się nad nim pochylić. Wiedzie on bowiem swoje „życie po życiu”, co już jest jednak osobną opowieścią.

Niepodważalnym faktem pozostaje jednak, że Oskar Kolberg jest twórcą źródłowych podstaw dla etnologii i folklorystyki polskiej, a taki był przecież jego zamiar. W tym, i tylko w tym sensie, jest on fundatorem obu tych nauk. Kolberg był na wskroś pozytywistą, co zresztą, w odróżnieniu od grona przyjaciół, kazało mu po wypadkach lat 1846-48 nadal fascynować się kulturą polskiego chłopa, mimo iż dalece nie odpowiadała ona romantycznym mrzonkom o jej rzekomej szlachetności i „starodawności”.

Resztę, w tym również ocenę i szacowanie wagi tego, czego dokonał, pozostawił potomnym. W jednym życiu zdołał zmieścić właściwie trzy: muzyka, pracę najemną i wielką pasję.

I dał radę.


LITERATURA:

J. Burszta „Kultura ludowa – kultura narodowa”, LSW, Warszawa 1974;

R. Górski „Oskar Kolberg. Zarys życia i działalności”, LSW, Warszawa 1970;

E. Millerowa, A. Skrukwa „Oskar Kolberg (1814–1890)” [w:] „Dzieje folklorystyki polskiej 1864–1918”, H. Kapełuś, J. Krzyżanowski [red.], PWN, Warszawa 1982;

Przedmowy do różnych tomów „Dzieł wszystkich Oskara Kolberga”, Poznań.


Prof. WOJCIECH JÓZEF BURSZTA jest kierownikiem Katedry Antropologii Kultury w Instytucie Kultury i Komunikowania SWPS w Warszawie. Zajmuje się m.in. teorią i filozofią kultury oraz antropologią współczesności. Jest też prezesem zarządu Instytutu im. Oskara Kolberga, wydawcy „Dzieł wszystkich Oskara Kolberga”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2014

Artykuł pochodzi z dodatku „Wariacje Kolbergowskie