Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tamtymi ekspozycjami nie zaskarbił sobie Niewodniczański szacunku i sympatii w Polsce, ponieważ śmiał przy okazji przekonywać polskie władze i opinię publiczną o konieczności zwrotu do Berlina cennych zbiorów Państwowej Biblioteki Pruskiej, które po wojnie wylądowały w krakowskiej Bibliotece Jagiellońskiej i znane są pod nazwą “Berlinki". Zarzucano mu zdradę, wtrącanie się w nie swoje sprawy, poufnie proponowano zaszczyty za zasługi dla kultury polskiej pod warunkiem, że przestanie publicznie domagać się dla Niemców “Berlinki". Nie dostrzegano sensu jego gestów, kiedy bez żadnych warunków przekazał przed kilku laty Uniwersytetowi w Szczecinie zabytkowe mapy i widoki miast pomorskich czy przed półtora rokiem cenny zbiór map Śląska i widoków miast śląskich wrocławskiemu Ossolineum. Nikt jakoś wtedy nie zwrócił uwagi, że są to zazwyczaj zabytki niemieckie i że to coś znaczy, gdy kolekcjoner z Bitburga, urodzony w Wilnie Polak, obywatel Niemiec i Europejczyk, daruje je polskim instytucjom na niegdyś niemieckich, a dziś polskich ziemiach.
Marzeniem Niewodniczańskiego było, od kiedy przed laty oddał się zbieraniu poloniców, aby trafiły one w przyszłości do Polski. Tymczasem upadł mur berliński, Polska stała się wolnym państwem, jesteśmy w Zjednoczonej Europie w znacznym stopniu dzięki poparciu niemieckich polityków. A sprawa “Berlinki" stanowi nadal nierozwiązany problem w stosunkach między Polską a Niemcami. Dzisiaj najchętniej przemilczany przez obydwie (oficjalne) strony. Widać uznano wspólnie, że najlepiej będzie przeczekać okres gwałtownego pogorszenia stosunków polsko-niemieckich w wyniku jątrzącej aktywności Eriki Steinbach i gróźb Pruskiego Powiernictwa w Niemczech oraz odpowiadającego im w Polsce wzrostu antyniemieckich resentymentów i samorządowych akcji szacowania strat wojennych Warszawy, Poznania czy Krakowa.
Tomasz Niewodniczański czekać jednak nie może. Chodzi, bez przesady, o jego życie. I to w podwójnym znaczeniu. Po pierwsze, jest ciężko chory. Po drugie, waży się przyszłość jego kolekcji poloniców, które zbiera do dzisiaj z pasją i miłością, i które stanowią w niemałym stopniu o sensie jego życia.
Niewodniczański nie tylko z urodzenia jest wilniukiem. On naprawdę jest upartym Litwinem. To znaczy - nie poddaje się przeciwnościom. Dowiódł tego kolejny raz podczas otwarcia wystawy w Darmstadt. Ogłosił swoje decyzje dotyczące losu zebranych przezeń poloniców. Mają one zostać po jego śmierci w całości przekazane Zamkowi Królewskiemu w Warszawie. Swoją wolę opatrzył jednak, choć z żalem, jednym warunkiem: dopóki niemieckie archiwalia znane jako “Berlinka" nie zostaną zwrócone Berlinowi, polskie zbiory Niewodniczańskiego mają być przechowywane jako długotrwały, tzw. “wieczysty" depozyt w berlińskiej Bibliotece Państwowej. Jeśli by zaś zwrot “Berlinki" nie nastąpił w ciągu najbliższych 25 lat, polonica Niewodniczańskiego zostaną w Berlinie na zawsze.
Nie wiem, jak ta decyzja będzie przyjęta w Polsce. Najpewniej zostanie przemilczana, najwyżej ktoś warknie, na jakie to warunki sobie taki Niewodniczański pozwala. Kto zechce pojąć, że Tomaszowi Niewodniczańskiemu należą się nie tylko ogromne podziękowania, ale wyrazy szacunku za ten wspaniały i trudny dla nas dar?
Nawojka Cieślińska jest historykiem i krytykiem sztuki, kuratorem wystaw, w latach 1991-95 była radcą ambasady RP w RFN i dyrektorem Instytutu Polskiego w Düsseldorfie, obecnie pełni funkcję Sekretarza Generalnego Forum Doradczego ds. Rozproszonych Dzieł Sztuki.