Test na moralność

Roman Graczyk w tekście ("TP" nr 29/07) zastanawia się nad lekarstwem na kryzysy trapiące polski ustrój. Rozwiązaniem, które zdaje się proponować, jest uchwalenie większościowej ordynacji wyborczej, gwarantującej tak dużą premię partii zwycięskiej, że ta pozwoliłaby jej rządzić samodzielnie, jak w systemie jednopartyjnym. Propozycje autora wydają mi się wyjątkowo niebezpieczne, mogące skierować ewolucję naszego ustroju w stronę Białorusi raczej niż Europy.

Jak można wnioskować z klasycznej analizy ustrojów politycznych pióra Monteskiusza "O duchu praw", obserwowana tendencja wszelkiej władzy do degenerowania się nie wynika z wpływu zdegenerowanych polityków na władzę, ale degenerującego wpływu władzy na polityków: "Wiekuiste doświadczenie uczy, iż wszelki człowiek, który posiada władzę, skłonny jest jej nadużyć; posuwa się tak daleko, aż napotka granicę. Któż by powiedział! Nawet sama cnota potrzebuje granic" (przełożył Tadeusz Boy-Żeleński). Taką granicą może być bądź zapora w postaci uprawnień niezależnej instytucji, bądź lud wychodzący na ulicę i obalający władzę siłą. Jeśli odrzucimy drugą opcję, pozostaje nam takie skonstruowanie wykonywania władzy, by była ona zmuszona kontrolować samą siebie. W Polsce jedynym, naprawdę działającym jeszcze mechanizmem wewnętrznej samokontroli władzy jest rozdrobnienie sceny politycznej wynikające z przyjęcia proporcjonalnej ordynacji wyborczej. Choć nie jestem zwolennikiem tej metody wyłaniania reprezentacji parlamentarnej, przy obecnym kształcie Konstytucji, jest ona chyba nieunikniona, by uniemożliwić demontaż demokracji. To za sprawą takiej ordynacji egoizm polityków napotyka egoizm innych polityków, wymuszając dogadywanie się i uzgadnianie interesów różnych grup wyborczych. Jeśli ta zapora na drodze do omnipotencji premiera zostanie usunięta, obudzimy się niebawem w systemie autorytarnym z wszelkimi tego konsekwencjami, również takimi, jakie wielu z nas pamięta sprzed 1989 r. (zresztą, wiele z nich przeniknęło z powrotem do życia społecznego i bynajmniej nie w wyniku działania lewicy, ale partii grupujących ludzi, którzy komunizm obalili).

Roman Graczyk uważa, że jedynie brak bezwzględnej większości parlamentarnej nie pozwala polskim partiom reformować i odrabiać zapóźnień cywilizacyjnych kraju. W warunkach określonych przez obecną Konstytucję oznaczałoby to wyposażenie takiej partii we władzę praktycznie absolutną, wolną od wszelkiej kontroli oprócz własnej woli do samoograniczania się. Czy jesteśmy gotowi poddać się eksperymentowi na niewzruszoność zasad moralnych naszych polityków? Monteskiusz twierdzi, że politycy oblaliby taki egzamin, obciążając nas dotkliwymi kosztami. Ponieważ sprawa wciąż pozostaje w sferze akademickich rozważań, bez żadnych skutków dla kraju i ludzi, może warto byłoby przedyskutować wszelkie możliwe wątpliwości i warianty teraz, by uniknąć błędów, za które płacilibyśmy później przez lata.

TOMASZ PILCH

(Opole)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2007