Ten, który przejrzał

Pytanie o sens wydarzeń, zwłaszcza tych trudnych, jest nicią przewodnią takiej postawy wobec życia, która nie chce poprzestawać na niewolniczym i bezrefleksyjnym jego przyjmowaniu.

29.03.2011

Czyta się kilka minut

Człowiek, który nie stawia sobie pytań, prowadzi życie podobne zwierzętom. Okres czterdziestu dni poprzedzających Triduum Paschalne jest czasem, który ma nam pomagać w tej refleksji, czasem uświadamiania sobie pustyni mojego życia. Dlaczego przydarza się to czy tamto: mnie samemu, mojej rodzinie, przyjaciołom, wrogom, społeczeństwu, światu?

W poprzednim "odcinku" rekolekcji pisałem, że Bóg nie rezygnuje z człowieka, także wtedy, kiedy ten nie chce w ogóle słuchać Jego Słowa, iść za Nim. I dlatego posyła rozmaite wydarzenia, które mają mnie skłonić, bym odwrócił mój wzrok, nie patrzył na ziemię i na moje własne możliwości, ale spojrzał ku Bogu. On wciąż woła i czeka, ja jednak jestem odwrócony plecami do Niego, a mimo to się nie obraża.

W relacji z Bogiem przeszkody są zawsze po mojej stronie. To, że zwracam się do Niego, także jest Jego darem. Jezus mówi: "Beze Mnie nic nie możecie uczynić" (J 15, 5). Uczniom na pytanie o sens przypowieści o siewcy przywołuje w odpowiedzi fragment z proroka Izajasza. Owszem, mówi, że ją wyjaśni, "dla tych zaś, którzy są poza wami, wszystko dzieje się w przypowieściach, aby patrzyli uważnie, a nie widzieli, słuchali (...) a nie rozumieli, żeby się nie nawrócili" (Mk 4, 11-12).

Nawet brak nawrócenia jest dany przez Niego i ma pewien cel. Bóg przecież nie rezygnuje z nikogo i wzywa tak, jak zwracał się do ludu Izraela: " Pan zawołał »Izraelu!«, a Izrael zwrócił ku Niemu swe oczy". Izraelici znaleźli się bowiem w sytuacji udręczenia, braku nadziei, wyczerpania własnych możliwości. Skoro Bóg jest Panem historii i nie zapobiegł tej konkretnej sytuacji, to - niezależnie od tego, że Jego miłość daje mi całkowitą wolność grzeszenia - zapewne po to, by doświadczywszy przekleństwa, wrócili do Niego.

Słuch i wzrok

W refleksji nad życiowym dylematem "Dlaczego?" centralne i przełomowe znaczenie ma Księga Hioba. Z jakiego powodu jest ona umieszczona w Biblii pomiędzy Księgą Mądrości a Psalmami? Być może dlatego, że stanowi właściwy pomost między próbami objęcia życia i historii rozumem, ustalenia jakichś reguł myślenia i postępowania - a wołaniem do Boga z głębi egzystencjalnego doświadczenia (Psalmy). Wołanie to ma często postać pytania i zarazem konstatacji, że Bóg jest ponad wszystkim, ponad moim rozumem, i że osobiste doświadczenie Boga w realiach życia rodzi stopniowo zaufanie do Niego, który z miłości do nas właściwie prowadzi naszą historię.

Taka była właśnie historia Hioba. Ten człowiek religijny, uczciwy, któremu dobrze się powodziło w tym życiu, wiedząc wiele o Bogu z domu rodzinnego, z kultury i praktyk religijnych, zaznał utraty wszystkiego: zabezpieczenia materialnego (trzody i domy), afektywnego (żona, dzieci, przyjaciele) i duchowego. Zapewne wołał "Boże, czemu mnie opuściłeś?". Co więcej - trąd, którym został dotknięty, oznaczał nie tylko cierpienie fizyczne, ale równocześnie wielką samotność przez odrzucenie i odcięcie od relacji z innymi ludźmi.

Dopiero po wielkim zmaganiu, w buncie z powodu załamania się wyobrażeń o Bogu, przez poniżenie i ogołocenie z przeszkód zewnętrznych i wewnętrznych, Hiob mógł na koniec powiedzieć: "Dotąd znałem Cię ze słyszenia, teraz ujrzało Cię moje oko" (Hi 42, 5).

Dramat Hioba nie kończy się jego totalnym pognębieniem, lecz ma ciąg dalszy: Bóg uczynił życie Hioba wypełnionym, przywraca mu sens i obfitość. Na koniec czytamy: "Umarł Hiob stary i w pełni dni" (Hi 42, 17).  Są to te same słowa, jakimi Biblia opisuje zwieńczenie życia Abrahama, który po długiej wędrówce, pełnej meandrów drodze do wiary - umarł syty dni, spełniony. Człowiek spełniony to ten, w którego życiu wypełnia się obietnica Boga, gdzie wszystko nabiera sensu, a za każdym wydarzeniem widzi on rękę Boga, który jest dobry.

Bóg i stworzenie

Celem Ewangelii z IV niedzieli Wielkiego Postu jest rozbić nasze ludzkie myślenie o Bogu i o własnym życiu. Religijność naturalna - wszyscy jesteśmy nią przeniknięci - każe człowiekowi traktować wydarzenia w kategoriach winy i kary: za grzechy należy się wyrok, trzeba za nie odcierpieć karę. Dlatego zło, cierpienie, które spotyka mnie i Ciebie, jest skutkiem zła, które popełniliśmy. Bóg za dobre rzeczy nagradza, za złe karze.

Tego rodzaju mentalność jest skutkiem ulegania pokusie rozumu: musimy mieć odpowiedź, i to zgodną z naszą mentalnością i ludzkim sposobem postępowania. Uczniowie Jezusa, dalecy jeszcze od oświecenia Duchem świętym, pytają go o przyczynę ślepoty niewidomego od urodzenia: "Kto zgrzeszył, on czy jego rodzice?" (J 9, 2). Myślą, tak jak my myślimy: ktoś musi być winny zła, które się dzieje. A ponieważ nie chcemy sami być ukarani za zło, więc winnym jest zazwyczaj ktoś inny, "oni".

Zgoda na słowa węża z Księgi Rodzaju, który oskarża Boga, że nie jest Miłością, skutkuje obroną własnego życia za wszelką cenę. Przyczyną i rezultatem jest egoizm nieodłączny od ludzkiej natury. Adam mówi: "To nie ja, to ona...". Tradycja judeochrześcijańska głosi coś całkiem innego. Jezus, jako najbliższy Ojcu, odpowiada: "Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże (J 9, 3). On ma głęboką świadomość, że Bóg jest Miłością, że właściwie prowadzi ludzką historię, gdyż ma jeden dobry cel: uratować, zbawić każdego. I w tym celu rezygnuje z części siebie, oddaje swego Syna na śmierć, bym ja nie musiał umierać wiecznie. Ojciec, owszem, ma moc nie tylko Go wskrzesić, ale i uczynić Duchem dającym życie wieczne tym, którzy sami sobie go dać nie mogą. Ja nie mogę być źródłem życia dla siebie ani dla drugiego, bo zawsze ktoś musi być skazany za grzech. Zło trzeba ukarać. Tymczasem sprawiedliwość Boga nie jest naszą sprawiedliwością, ponieważ On jest Inny, jest Bogiem, a ja stworzeniem.

Ewangelia Jana o niewidomym od urodzenia, jak wiele innych fragmentów Ewangelii, jest katechezą pierwszego Kościoła. Nie są to historie spisane ot tak sobie (nie są przecież pełnym ani czytelnym czy też logicznym opisem wydarzeń), lecz mają cel katechetyczny. Dlatego potrzebne jest światło, które pozwalałoby je wyjaśniać, rozumieć, by Słowo mogło stawać się ciałem. Jakie są owe "sprawy Boże", mające się ujawnić przez historię tego niewidomego, któremu Jezus przywraca wzrok?

Ślina i błoto

Wydarzenia te mają charakter dynamiczny, stanowią pewien proces, są historią zbawczą, a obecny w niej Bóg nadaje sens kolejnym faktom.

Fakt pierwszy. Ślepota od urodzenia. Ty i ja jesteśmy od początku ślepi na obecność Boga. Jakże może On, który jest dobry, pozwalać na takie złe rzeczy, jakie przytrafiają się mnie i innym? Nie akceptujemy faktów, które zadają nam cierpienie, a w efekcie i ludzi z nimi związanych. Skoro Bóg jest autorem historii, to w takim razie nie jest dobry; być może wcale Go nie ma. Myślimy i postępujemy jak Adam i Ewa po grzechu. Muszę poprowadzić życie według mojego rozeznania, ja będę decydował, co jest dla mnie dobre, a co złe. Na koniec zawsze jestem niezadowolony, bo jakże mogę sobie dać życie, skoro nie jestem jego źródłem.

Fakt drugi. Jezus mówi: potrzebne jest światło, by móc pełnić dzieła Boga. Światłem tym jest On sam. I jakiego dzieła dokonuje? Czyni coś bardzo dziwnego: spluwa na ziemię, robi błoto i smaruje nim oczy ślepca. Czym jest błoto? Ślina Jezusa to Słowo Boga, ziemia, proch to moje grzechy, zło, które popełniam. Ich zmieszanie daje historię miłości Boga, przez Jezusa Chrystusa do mnie grzesznika.

Fakt trzeci. Chrystus każe niewidomemu iść obmyć się w sadzawce. Ten idzie - jakże nie pójść się umyć, gdy masz błoto na oczach - i wraca widząc. Tego dnia był szabat, czyli dzień wyodrębniony z powszedniości, dzień, który Izraelici w sposób najbardziej widoczny oddawali Bogu Jedynemu. A raczej to On do nich przychodzi, gdyż Żydzi mówią: szabat przychodzi do nas. Tego dnia szekina, Jego obecność, objawia się ze szczególną mocą. Słowo Boga pozwala mi zobaczyć moje grzechy, uznać siebie grzesznikiem, co jest cierpieniem dla mojego "ja". Wtedy naturalną reakcją jest pragnienie oczyszczenia - stąd instytucja mykwy, łaźni rytualnej u Żydów - dlatego ślepiec idzie do sadzawki. Ale sadzawka okazuje się miejscem cudu, błoto zaś czymś ogromnie pożytecznym, bo skłoniło go do obmycia, skruchy, spowiedzi.

Fakt czwarty. Wszyscy są zdumieni i pytają ślepca - widzącego, jak to się stało. Nikt przecież grzechów nie przebacza. Niewidomy nie jest teologiem ani człowiekiem wykształconym. Na pytania o cud i o osobę cudotwórcy jest w stanie odpowiedzieć jedynie tak: Wiem, że byłem ślepy, człowiek zwany Jezusem nałożył mi błoto na oczy, kazał się umyć i teraz widzę. On opisuje tylko fakty, które miały miejsce, nie umie i nie próbuje ich interpretować. Jednak jest Żydem i wie jedną rzecz: człowiek, który dokonuje takich rzeczy, musi być posłany przez Boga. Na kolejne pytanie: "Co myślisz o Nim w związku z tym, że otworzył ci oczy?", odpowiada: "To jest prorok". W tradycji żydowskiej prorokiem jest ten, kogo posyła Bóg, by zaniósł ludziom, Izraelitom, jakieś posłanie. Dlatego sadzawka, w której obmył się ślepiec, nazywa się Siloam, czyli Posłany. Osoba, którą spotkał Jezus, jest od tego momentu posłana.

Źródło

Posłany jest ten, który przejrzał, który został uwolniony od fałszywego mniemania o Bogu surowym, czyhającym na każdy mój grzech, by ukarać. Ten, kto doświadczył Jego miłości, przebaczenia grzechów, które "choćby były czerwone jak szkarłat, jak śnieg wybieleją" (Iz 1, 18), będzie odtąd miał misję, by głosić posłanie o niczym nieograniczonej miłości Boga do człowieka. Przekonanie to nie zaczyna się z chrześcijaństwem, lecz było doświadczeniem Izraelitów, którzy zgodnie z nakazem z Księgi Powtórzonego Prawa przekazywali je kolejnym żydowskim pokoleniom.

Chrześcijanin również jest posłany, bo Posłanym jest Chrystus, a chrzest jest włączeniem mnie w Jego ciało, jakim jest Kościół. Nie znać sensu chrztu, jego mocy i paschalnej dynamiki, to zmarnować największy dar dany poganom, czyli narodom. To nie znać - czyli nie doświadczać - narodzin, życia, cierpienia, męki i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. To pozostawać poza źródłem życia i obchodzić kolejne święta liturgiczne, faktycznie ich nie świętując. Z czego bowiem się cieszyć - święto jest wybuchem radości - skoro jest tyle zła w świecie i z tego powodu raczej należy się martwić, narzekać, smucić i być w żałobie. A przecież święta te mają nas wciąż na nowo i coraz głębiej wprowadzać nie tyle w obowiązki religijne, co w stopniowe poznawanie samego Boga przez coraz bliższe z Nim obcowanie, aż do chwili ostatecznego przejścia.

Jeśli teraz, przebywając w jakiejś innej rzeczywistości, nie poznajemy Jego bliskości i nie stajemy się Jego świadkami, to gdzie znajdziemy się potem?

Prof. Jan Grosfeld (ur. 1946) jest kierownikiem katedr Współczesnej Myśli Społecznej Kościoła oraz Cywilizacji i Kultury Europejskiej w Instytucie Politologii UKSW.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2011