Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To (na stronie „Tygodnika Czytelników”) dwuszpaltowy list do redakcji profesora Jana Stanka z Instytutu Fizyki UJ, zatytułowany „Nie byłem »Lwem«”.
Siedem lat temu krakowski IPN dostarczył działaczce Solidarności, uznanej za pokrzywdzoną, notę z nazwiskami uznanych przez tenże IPN za tych, którzy na nią donosili. Działaczka natychmiast opublikowała wszystkie nazwiska. Po siedmiu latach, po zbadaniu sprawy, całkowita niewinność jednego z nich, właśnie profesora Stanka, została przez tenże IPN potwierdzona i też ogłoszona. Że działaczka Solidarności zareagowała na to filozoficznie („gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą”), o czym z goryczą napisał w „Tygodniku” Marian Stala, i że nie przeprosiła ani słowem, to już wiemy. Ale mnie prześladuje pytanie: a co z krakowskim IPN-em? Też udał, że wszystko w porządku, najpierw zniesławienie, a po latach unieważnienie zniesławienia, czego pewnie nie zauważy co druga osoba, do której wcześniej oskarżenie dotarło, jako że ataki i czarne sensacje zawsze znajdują bez porównania więcej odbiorców niż relacje o czymś pozytywnym?
IPN nie przeprosił. Siedem lat życia pod pręgierzem oszczerstwa nikogo w tej instytucji najwidoczniej nie poruszyło. I chyba nikt nie przypomniał, że uchwalona kiedyś zasada stawiania do dyspozycji pokrzywdzonym nazwisk tych, którzy uznani zostali za winnych, wymaga bardzo poważnego przemyślenia na nowo. Bo chyba mieliśmy przez te wszystkie lata funkcjonowania IPN aż nadto dowodów, jak łatwo hasło poszukiwania sprawiedliwości zamienia się w hasło prawa do odwetu. Wymierzanego nieraz natychmiast, bez namysłu.
W swoim liście profesor Stanek rozważa zagadnienie prawdy tak, jak zostało nam ono pokazane w samym źródle, w rozmowie Chrystusa z Piłatem. I pisze, że zastąpiono u nas prawdę obiektywną „prawdą historyczną”, w myśl której „czasami skazuje się tysiące niewinnych ludzi, aby nawet jeden winny nie uniknął kary”. Jestem przekonana, że choć bardzo wielu w naszym kraju tę zasadę „sprawiedliwości” podziela, pogodzić się z nią nie wolno.