Teatr nieszczęśliwych

Pewien chasydzki rabin radził uczniom, by w jednej kieszeni nosili tabliczkę z napisem: Dla ciebie świat został stworzony, a w drugiej: Z prochu jesteś i popiołu. Jeśli więc idea doskonałości stała się dziś takim brzemieniem - sugeruje Danuta Sosnowska, wykładowca Instytutu Filologii Wschodniosłowiańskich UW i jedna z autorek najnowszego numeru ZNAKU (Nasze neurotyczne czasy, nr 6/05) - to może dlatego, że zagubiliśmy tabliczkę, w której mowa o prochu i popiele.

Pozostało zaś przekonanie, że powinniśmy być efektywni w pracy, osiągający sukcesy, szczęśliwi w rodzinie, otoczeni przyjaciółmi, piękni, zadowoleni z życia - tacy, jakby czas się nas nie imał, choroby omijały, niepowodzenia były udziałem wyłącznie innych. Czy w świecie zaludnionym i urządzonym przez takich ludzi można żyć? Czy nieznośność osób “idących od sukcesu do sukcesu" (niejednokrotnie dziejącego się wyłącznie na poziomie słownych zapewnień otoczenia, ale zgodnych z upowszechnianym stylem życia) jest do zniesienia przez tych, które nie chcą iść z “czasem, sukcesem, osiągnięciami"? Czy w ogóle współczesne społeczeństwo daje jeszcze szansę wyboru, czy też hamuje naszą odwagę życia inaczej?

Ani teraz, ani kilkadziesiąt lat temu, gdy psychoanalityczka Karen Horney wydawała książki “Neurotyczna osobowość naszych czasów" czy “Nasze konflikty wewnętrzne", nie było łatwo ochronić siebie i swoją tożsamość przed kokonem społecznych oczekiwań. Cena za “bycie szczęśliwym za każdą cenę" wydaje się jednak zbyt szybko, na dodatek bez ograniczeń, rosnąć. Zamieszkaliśmy w szklanej kuli, ustawicznie dążąc do doskonałości. Realizacja starego jak świat marzenia o byciu równym bogom - choć rodzaj ludzki uzbroił się w arsenał środków zapewniających przedłużanie sprawności tak intelektualnej, jak fizycznej - jest równie dalekie, jak w micie o Prometeuszu. Uparte dążenia “nagradza" bolesna porażka: nerwice, życie w przekonaniu, że nie jest się “dość dobrym", że poczucie pełni zamiast przybliżać się - oddala, że wypalamy się, mimo szczerych chęci dotrzymywania kroku zmianom. Jak pisze Sosnowska, cytując Woltera: “W życiu prywatnym i zbiorowym często zmuszeni jesteśmy przypominać sobie, że istnienie to »teatr nieszczęśliwych o szczęściu mówiących«. A mimo to nie ustaje, wręcz staje się coraz głośniejsze, widowisko, które nazwać można spektaklem »O doskonałości człowieka«".

Dążenie do ludzkiej doskonałości, kończące się poczuciem przegranej czy nerwicą, okazuje się równie niebezpieczną pułapką, jak obecne przez wieki w Kościele wyobrażenie “boga woniejącego przymiotami doskonałości". Od niego właśnie, jak pisze ks. Tomáš Halík w nie przetłumaczonej jeszcze na język polski książce “Oslovit Zachea" (“Przemówić do Zachariasza", 2003), odwrócili się ludzie obciążeni doświadczeniami dwudziestowiecznej historii. Bóg doskonały okazał się martwy, prawdziwy - jest blisko i rozumie “język buntu i cierpienia".

Człowiek, co opisuje Arlie Russell-Hochschild, socjolog z University of California w Berkeley w USA, ma do stracenia równie dużo: radość “oczarowania" innym, znalezienia przyjaciół, założenia rodziny. Strach przed towarzyszącym takim przedsięwzięciom ryzykiem odrzucenia, ale też egzystencjalny lęk, towarzyszący człowiekowi przez całe życie, może skłonić mniej odważnych do schowania się w kryjówce. Że pozostanie w niej też nie jest bezpieczne, przekonuje cytowany przez panią socjolog z Berkeley anons z internetu: “Poszukuję swojego rodzaju »asystentki«. Do jej obowiązków będzie należało pełnienie zadań pani domu podczas organizowanych u mnie przyjęć (40 $ za godzinę). (...) Uczestniczenie ze mną w niektórych wydarzeniach towarzyskich (...). Zarządzanie niektórymi sprawami domowymi (...)". Każda usługa jest szczegółowo wyceniona, a ogłoszeniodawcy najwyraźniej nie zależy na uczuciach, które wszak mogłyby naruszyć jednostkową “splendid isolation". Chodzi jedynie o skorzystanie z rynku usług zaspokajających potrzeby dotychczas nazywane “rodzinnymi", a które “nasze neurotyczne czasy" utowarowiły.

Niechęć do wychodzenia z domu czy unikanie ludzi niekoniecznie musi być symptomem neurozy i konieczności rozpoczęcia leczenia. Dopóki “rynek usług rodzinnych" to jeszcze melodia przyszłości, pozostaje tylko uważać, by nie wzmacniać zbyt usilnie swego istnienia bogactwem, władzą i prestiżem. O tym, jak jeszcze można szukać lekarstwa na zło tego świata, czy drogi wyjścia z “neurotycznej klatki", w najnowszym “Znaku" piszą: Jerzy Aleksandrowicz, psychiatra, Anna Grzegorek, psycholog, i Adam Workowski, filozof.

AM

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2005